Dużego Cichego Kroniki Mikaszówki
Lato 1988
Lato 1989
Lato 1990
Lato 1991
Lato 1992
Lato 1993
Lato 1994
Lato 1995
Lato 1996
Lato 1997
Zakończenie 1
Lato 1998
Lato 1999
Lato 2000
Lato 2001
Lato 2002
Zakończenie 2
Literatura
do druku...
(1.57MB / 98str.)

MIKASZÓWKA VII

Czas trwania: 28 dni (17.07 - 15.08.1994)
Obrzędowość: Partyzanci, Zlot na Łysej Górze

 

Wcišgnięcie flagi na masztDziś z perspektywy czasu oceniam ten obóz tak samo jak wtedy. Moim zdaniem był taki sobie. Nie powiedziałem tego wtedy i myślę, że to był błąd. Na tym obozie po raz pierwszy i jedyny (dotychczas) byłem jako kadra w komendzie, byłem tzw. zastępcą komendanta. Nowy był oboźnym, a Czychu komendantem. Rzadko kiedy mogliśmy sobie pogadać. Nowy czasem rano był "spoko", potem słyszałem już tylko krzyki. Częste były karniaki. Faktem jest, że drugiego dnia pionierki (26.07) były dwa karniaki (K. Albiński, R. Słodki), a pierwszego dnia obozu karniaka miało 40% stanu obozu (8 osób) i tak było przez cały czas. Na kwaterce Nowy zaczął przejawiać dziwne tendencje. Nigdy nie zapomnę miny Ciega, gdy nie bardzo wiedział o co chodzi Nowemu, gdy ten miał pretensje do nas, że przeleżał pół godziny nic nie robiąc. Podczas naszej nieobecności dokończył latrynę i leżał pilnując rzeczy... Czychu, to był człowiek, który był lub go nie było, wstawał na obiad, czasem i nie. Nie będzie przesadą jeśli stwierdzę, że były dni kiedy wstawałem rano. Pisałem rozkaz, odbębniałem apel, prowadziłem zajęcia, a wieczorem musiałem gwizdać...
Po mimo tej krytyki były też dni dość fajne. Na przykład rajd lub chwila gdy przyłapano mnie i Nowego jak wyrywamy sobie misia. Za to zdjęcie Albin dostał zresztą 5 po ciszy. To był bardzo męczący obóz.

17.07
Wyruszyliśmy ja, Nowy, Czychu z Dworca Centralnego. Pamiętam, że były wtedy finały Mistrzostw Świata w nogę między Włochami i Brazylią. O wyniku dowiedzieliśmy się koło Białegostoku.

18.07
Około 10:00 na bindudze Lelak Druh powitał nas bez entuzjazmu, powiedziałbym, że było to wręcz chłodne powitanie...

19.07
Cały dzień upłynął mi na kopaniu latryny na nowym miejscu. Byłem za nią odpowiedzialny. W ogóle była to dość specyficzna konstrukcja1 . Nad głębokim dołem stała duża, ciężka rama. Ze względu na krzywy teren z jednej strony były dorobione specyficzne nóżki, tak, że siedzenie było w poziomie. Po środku była przesłona, bo była to latryna wspólna dla dziewczyn i chłopców. Strona A męska, strona B kobieca. W konstrukcji zostały wykorzystane elementy ze śmietnika sprzed dwóch lat ('92). Dla mnie z tą latryną wiążą się dwa fakty:

  1. To taki, że często musiałem naprawiać część żeńską, bo dziewczyny jakoś nie potrafiły korzystać z desek.
  2. To kiedyś, kiedy medytowałem sobie, łącząc niesamowity ruch robaczkowy jelit z niesamowitą ekstazą umysłową, myśląc o jakiś bzdurach. Poczułem gdy zatrzęsła się cała konstrukcja. Powodem było stado samic, które nie dość, że były mało delikatne, to zakłóciły mi spokój szczebiocząc o kadrze m.in. o mnie. Czułem się nie swojo, w końcu siedziałem za ścianą...

20.07
Przyjechała właściwa kwaterka. W wyniku decyzji Roberta Kopra i Pawła Czyszka w kuchni 4 dni gotowały Kasia Grzejszczyk i Asia Pawłowska. Były bardzo o to złe. Ja tam nie narzekam, bo gotowały dobrze i zawsze mogłem liczyć na dokładkę. Kwaterka trwała do 24.07. Pamiętam z niej, że z Ciegiem (Grześ Koper) postawiliśmy stołówkę. Była ona naprawdę fajna, z szyldem. Przez Roberta Kopra nie zdążyliśmy obciąć z ławek wszystkich sęków. Ludzie trochę narzekali, ale miało swoje plusy, bo stołówka była pusta i nikt w niej długo nie siedział. W czasie tej kwaterki była postawiona cała kolonijka zuchowa, latryny i nasze namioty na nowym miejscu.

24.07
Prawie "7 wspaniałych"...Przyjechało SH z Rowerówki. Miały też przyjechać autokary. Jeden się spóźnił, a ten z zuchami w ogóle to się popsuł. Tego dnia wieczorem do Warszawy wyjechał mój brat i wrócił na obóz dwa dni później. Był to wynik łagodnej perswazji rodziców. W zgrupowaniu mieszkali też Artur Czapliński z Beatą. Starsi zaraz po przyjeździe zdemontowali wieżę, która przestała całą zimę (powstała w 1991 r.). Podłoga z niej leży do dziś na nowym miejscu w okolicy pomostu.

Warto wspomnieć o paru precedensach:

  1. Adam Lewandowski był oboźnym w drużynie "Veta". W skład kadry weszły 3 osoby, a uczestników było czworo. Mieli dwa namioty.
  2. Prace remontowe w tokuDrużyna Igi składała się w sumie z 8 osób i mieszkała w jednym namiocie. Oba te obozy były rozrzucone po całym nowym miejscu.
  3. Iga musiała odmalować domek, bo coś na nim wymazała. Do dziś domek od strony wschodniej jest ładnie pomalowany na zielono.
  4. Luciu, M. Cichy, Marcin B. w sierpniu budowali w środku magazyn. Konstrukcja ta stoi do dziś, jak wiele innych rzeczy zrobionych przez nas. Można tu wspomnieć, że Luciu i mój brat mieli ciszę nocną o 23:00. Mój brat odgwizdywał ją sobie i Luciowi codziennie. Magazyn budowali w sierpniu.
  5. Po raz pierwszy i ostatni była zrobiona kolonijka zuchowa2 , w której szóstkowymi byli cywile. Wspomnę tu tylko tyle, że starsi będą ją jeszcze pamiętać długo z powodu paru faktów, których lepiej nie opisywać...

Dla wtajemniczonych dodam tylko, że na księżycu po tzw. "dark side" maluje się napis Coca-Cola na czerwonym tle. A z przodu widać rycerza...

27.07
Odbyło się spóźnione ogólne otwarcie obozów. Z ciekawszych faktów, to za rzeką palił się las.

28.07
Czychu pojechał do Warszawy. Ja prowadziłem INO. Nowy coś dłubał przy maszcie, a obóz cały się rozłaził. Gdyby nie moja interwencja to Shulton zabiłby chyba Kubka, a anarchia byłaby nie do opanowania. Wieczorem miałem też gwizdek, bo Nowy przechodził kryzys. Przegoniłem obóz po lesie w mundurach, ćwicząc musztrę, chłopaki po 3 godzinach wyrobili sobie w końcu respekt. Wieczorne mycie było o o po 23:00, dawnciszy nocnej.

29.07
Odbył się zwiad terenowy. Czychu wpadł na genialny pomysł, aby był on w mundurach. Około 12:00 ja i Robert Koper w upale na żwirówce w Rygoli wyraziliśmy swoje zdanie o tym pomyśle. Zwiad zaczął się dziwnie, bo Piguła nie dała nam do apteczki igieł i spirytusu, a na bąble miała tylko ligninę i węgiel.
Chłopaki w Rygoli mieli zebrać piosenki ludowe. Jakie one były lepiej nie pisać. Potem odwiedziliśmy skarpę nad Czarną Hańczą. Pamiętam, że piasek był tak gorący, że biegało się jak po rozgrzanej kuchni...
Potem była następna kąpiel nad Brożanymi. Urządzono tam konkurs głupich skoków (Nestor, Piliński, Żołądź). Na pomoście siedziała panna i ani razu nie drgnęła, nie uśmiechnęła się. No po prostu nic, a chłopaki dawali z siebie wszystko. Z Rygoli do obozu prowadziłem grupę. Nie narzucałem dużego tempa, ale z tyłu słyszałem prośby o zwolnienie, o to aby ktoś nie podbiegł oraz echa kopniaków. Potem była jeszcze jedna kąpiel po kolacji. Załatwiona przez Nestora. Nowy znowu oddał mi gwizdek, bo coś miał chandrę.
Warunkiem kąpieli były ułożone w kostki mundury. Muszę przyznać, że nie było na tym polu żadnych uchybień.

30.07
Zastęp Adama "Siły Jasności", był w kuchni, w składzie był: Kubek, W. Bartosiak, R. Słodki, Shulton i jeszcze kilku agregatów. Zaraz po śniadaniu w wyniku interwencji Pani kucharki zostałem w kuchni. W/G kroniki z tego okresu "z kuchni dobiegały tylko 3 wyrazy: szybciej, głąby, cioty". Nie pamiętam abym klął, ale faktem jest, że pokazywałem i mówiłem: "To, to, o i jeszcze to". Chłopcy tylko śmigali. Tu muszę stwierdzić, że Kubek to był facet, który sam z siebie nieźle czyścił gary, był to jego niewątpliwy plus, bo był jednym z tych facetów, którzy do furii doprowadzali Kucharkę.

31.07
Była to niedziela. Rano około 6:50 ekipa poszła do kościoła. Warto dodać, że dh Ania M. pokonała trasę z obozu do Mikaszówki w 32 minuty, 40 sekund. Z mszy były nici, bo była o 9:30. Po zjedzeniu lodów wróciliśmy na śniadanie. Potem było INO. Tego dnia hurtowo odwiedzano Pigułę. Najpierw Shulton, bo dostał dziwnej "zajawki" i Czychu z Anką go odnieśli...
Potem Wojtek Bartosiak, bo podczas kąpieli Kędzier go przytopił naskakując na niego. Wieczorem na karniaku Żołądź poobrzynał sobie palce ośnikiem. 31.07.1994 to był pierwszy dzień, w którym Kubek nie miał karniaka. O ile dobrze pamiętam to zastęp "Siły Jasności" dostał bonusowe 3 pkt. do współzawodnictwa.

1.08
Tego dnia prowadziłem wieczorne ognisko o Powstaniu Warszawskim. Zamiast standardowych "gazeciarzy" pokazywałem na mapie sytuację militarną, mówiłem o całej otoczce politycznej, sypałem datami jak z rękawa. Nie wiem czy ktoś coś zapamiętał, ale ja byłem z tego ogniska dumny.
Kolejną fajną imprezą był rajd III-dniowy. Oprócz nas na ten rajd poszedł też Luciu. Rajd trwał 4 - 6.08.

4.08
Z tego dnia utworzyła się grupa specjalna tzn. ja i Luciu. Najpierw w Rygoli kupowaliśmy chleb podczas gdy cała reszta bawiła nad Brożanymi, potem "wyrwaliśmy do Zelw". Po drodze wytłumaczyliśmy Adamowi, o co chodziło w Powstaniu Warszawskim. W Zelwach byliśmy godzinę przed peletonem. O 19:00 sklepikarz w panice zaczął zamykać sklep, ale tłum dzieciaków spowodował drobne problemy do 20:00. Ciego inteligentnie stwierdził, że u Sołtysa mieszka jakiś "Dawn". Powiedział to przy sprzedawcy, który jak się potem okazało był sołtysem... Pamiętam, że wysłano mnie i Żołędzia do pewnego ośrodka, gdzie nocleg w standarcie naszego obozu (namiot, metalowe łóżko, materac) kosztował 30,000 starych złotych. Nocowaliśmy w stodole na drugim końcu wsi. W nocy było dość wesoło.

5.08
Na śniadanie były jogurty, po 1 na łebka. Szliśmy prostą drogą do Gib. Prowadził Żołądź, miał on mapę, a i tak zatrzymywał samochody i pytał o drogę... W Gibach na śmietniku, na plaży napisałem pracę na Ha-S-a (była to 12 z kolei...). Z Luciem i Nowym natknęliśmy się, szlajając się po miasteczku, na ZHP - który jeździł do Gib od 25 lat...
Potem był niezapomniany obiad w tamtejszej restauracji. Obiad jedliśmy na dwie tury. Ja byłem w I i gdy już siedzieliśmy po posiłku na plaży, przybiegł Nestor i stwierdził, że oni muszą pojedynczo, cichcem wymykać się z restauracji, bo nie ma Czycha i nie ma kto zapłacić... Potem Czychu zapłacił. Potem kadra gapiła się na dziewczyny przez lornetkę. W końcu ludzie zaczęli zwracać na nas uwagę, a my przedstawiliśmy Czycha jako naszego drużynowego. Czychu strasznie się zarumienił. Faktem jest, że lornetki nie dawaliśmy dzieciom poniżej 14 lat. Gdy już wychodziliśmy, do Lucia podeszła mała dziewczynka i chciała pożyczyć scyzoryk. Luciu dał jej swoją "bojówkę" z ostrzem 3x15 cm. Dziewczę było przerażone...
Po drodze do Okółka rozmawiałem z Luciem o czołgach i modelach. Rzucaliśmy parametrami, wymiarami, kalibrami. Ciego doszedł do wniosku, że jesteśmy szurnięci, po czym odbył podobną rozmowę z Kabzikiem o komputerach. W nocy nocowaliśmy w stodole, w której dzień wcześniej nocowała Ula. Oddaliśmy jej wszystkie znalezione rzeczy.

6.08
Ekipa rajdowaWyszliśmy rano o 11:00. W Mikaszówce zażeraliśmy się pizzą oraz "obalaliśmy" wszystkie jabole Tymbarku jakie były w okolicy.
Symbolem tego rajdu były gleby. Robiliśmy je zawsze i wszędzie, nawet gdy dziękowaliśmy za nocleg robiono glebę...
W nocy z 6/7 była Noc Duchów. My tzn. ja i Luciu udawaliśmy miejscowych. W efekcie dzieci w nocy poruszały się z nożami, nawet do latryny. Dopiero Czychu wytłumaczył im, że to byli tylko udawani miejscowi, i że następni już prawdziwi, to dopiero przyjdą...

7.08
To była niedziela. Po obiedzie odbył się HBT. Najlepszy był Żołądź 7:25, potem był Łukasz Piliński 7:45 i ja 8:20. Nestor, który miał żal, o to, że nie miał jeszcze jednej szansy, bo miał 8:21. Bohaterem HBT był niewątpliwie Tadek, któremu przestałem liczyć czas po 20 minutach. Od tego dnia datuje się dziwną chorobę Tadka, przeleżał on do końca obozu na kanadyjce. Było jeszcze śmiesznie, bo noszony jako ranny był Albin, a Albin musiał przenieść Czycha...
Wieczorem odbyły się otrzęsiny. Oj działo się, działo...

8.08
Była olimpiada w barwach na Asterixa. Pierwszy raz byłem sędzią i nie musiałem się męczyć. Pamiętam, że Nestorowi malowałem na koszulce napis "GOCI". Był z niej naprawdę dumny. W tym roku medale rozdano w drodze losowania.

9.08
Nasz obóz odwiedził Komendant Hufca. W obozie był tylko Tadek, który robiąc niesamowitą łaskę pokazał obóz, który był niesamowitym śmietnikiem. Po obiedzie w ciągu 10 minut doprowadziliśmy obóz do takiego stanu, że Nowemu opadła szczęka, tak było czysto. Druhowi, który już oficjalnie odwiedzał nasz obóz spodobało się to co zobaczył, pochwalił też wystrój komendy - flagę ZMW, ZSRR, czołg z papieru i Diegietariewa stojącego pod pryczą.
Potem odbyła się gra dwudniowa z noclegiem poza obozem. Pamiętam, że padał deszcz, w czasie którego targałem materace na miejsca noclegów, rozstawiałem namioty itp. Z gry wrócił Kabzik, który się struł, dotrzymywał on towarzystwa Tadkowi. W grze chodziło o to, aby wyzwolić z rąk NKWD jeńców polskich. Oddziały miały różne zadania do wykonania, m.in. musieli zamaskować miejsce postoju w lesie. Grupa "Sosna" użyła do tego celu śpiworu Kędziera, który przemókł doszczętnie leżąc na posterunku. Potem były jakieś nieporozumienia ze znalezieniem punktów w terenie. W efekcie tego nikt nie odebrał Morse'a nadanego przeze mnie z dziwnego miejsca oddalonego o hektar drogi od obozu. Ponieważ nikt nie odebrał Morse'a, nikt rano nie zgłosił się na pkt. po "ciężką broń" (2 lornetki). Nikt nie wpadł na pomysł, że są trzy mosty na Piecówce, i że ja będę na tym trzecim...
W efekcie chłopaki ustawili barykadę na moście w lesie i tak zatrzymali Dębia z obiadem. Potem odbyła się klasyczna gra z numerkami. Ja i Nowy byliśmy na domku. Reszta nas podchodziła. Jedni się czołgali, inni robili para-olimpiadę udając "Dawnów", jeszcze inni szli osłaniając się jeden drugiego. Domek został zdobyty po 20 minutach. Pamiętam, że zeskoczyłem z dachu i pobiegłem na bagna. Nikt nie zdążył mnie "zabić". Nowy stał na dachu i coś krzyczał... Pamiętam Nestora, który nie mógł pojąć po co 24 godziny pętamy się po lesie, aby potem wziąć udział w 20-minutowej potyczce, którą i tak wygrali z powodu przewagi liczebnej...

11.08
Odbył się festiwal prowadzony przez dh Igę, dh Anię, dh Kasię, dh Asię. Obecni byli goście (kobiety) z 346 "Tęcza" ZHR. Hitami były "Nie Umieraj Dżdżownico", "Kubek i Stokrotka" oraz "Przybyli Ułani pod okienko" Igi & Ciega.

12.08
Odbyła się gra obrzędowa. Najpierw trzeba było odnaleźć rannych lotników. Ludzie Żołędzia (4) rozłożyli się w lesie koło obozu zuchów. Faktycznie wyglądali jak połamani. Niektórzy zostali obandażowani i zaniesioni do obozu. Nikt nie odnalazł Żołędzia. Musiałem go szukać. Znalazłem go śpiącego pod świerkiem. Żołądź został uznany za zabitego.
Potem była klasyczna gra z numerkami. Nie można było udawać "Dawnów" itp. W skrócie powiem, że obie strony miały lornetki. Partyzanci nie zdołali wedrzeć się do obozu, choć zmusili Niemców do opuszczenia I linii (okopy) i cofnięcia się do linii namiotów. Partyzanci uchwycili przyczółek. Niemców było 4, z czego dwóch zginęło (numery 4-cyfrowe). Partyzanci mieli 8 ludzi, z czego 4 zginęło (3-cyfrowe numery). Chłopaki urządzili sobie niezłą rzeźnię i bawili się przez 2 godziny. Wreszcie Nestor był zadowolony. Po obiedzie były przygotowania do Kabaretonu. W trakcie tego czasu Jasio dostał mydełko, a było to tak. Cały obóz męski zgromadził się w namiocie Tadzika. Wszyscy usiedli na najdłuższej żerdzi w pryczy Jasia. Ten nie wytrzymał i nad całym nowym miejscem rozległ się krzyk: "Zejdźcie (#$@#@%&)". Dałem mu mydełko. Potem przyszła Aśka i powiedziała, że chłopcy strasznie dokazują. Dałem im glebę, potem nosili chrust. W sumie była to robota Nowego, ale akurat nie było go w pobliżu. W Kabaretonie, który nota bene miałem zorganizować nie brałem udziału, bo Czychu z dh Jarkiem urządzili Nowemu i mnie bieg na Wędrownika. Mieliśmy postawić most nad okopem i nie mogła to być kładka. Sęp, który był w pobliżu, chciał aby go zasypać, ale nie wyszło. Pierwsza wersja mostu była za stroma i musieliśmy ją obniżyć, bo w zimie mógł osadzać się lód i byłoby za ślisko...
Potem po obniżeniu konstrukcji, po nocy stawialiśmy poręcz. Wbijanie gwoździ po nocy odbywało się przy śmiechach z dołu, bo trwał Kabareton. A śmiano się z nas. Całe szczęście, że nie dostaliśmy mydełek...
Most stoi do dziś3. Tylko była wymieniona w następnym roku poręcz na bardziej trwałą. Potem zostaliśmy wywiezieni w towarzystwie Adama Sowińskiego za Gruszki. To, że po nocy odwiedziliśmy Wołkusz nie umniejsza faktu, że w ciągu 3 godzin byliśmy w obozie. I tu była niespodzianka, bo zastępowi mieli grę po punktach po terenie wokół obozu, i nie mogli się z tym uporać przez 3-4 godziny.

13.08
PrzyrzeczenieOdbył się bieg zaliczeniowy obozu. Do historii przeszedł Albin, który wymieniając zwyczaje i obrzędy w szczepie, wymienił: "No, te gleby... Te, no, karniaki, ... mydełka". Nestor natomiast będąc z Anią Dałek w patrolu meldował ich jako "czerwone plemniki". W nocy było Przyrzeczenie Harcerskie, a potem Starszoharcerskie. Pagony otrzymały:
dh Ania Matysiak
dh Asia Pawłowska
dh Kasia Grzejszczyk
oraz
dh Łukasz Nowacki
dh Marcin Cichocki
Pagony zostały wyhaftowane przez drużynę Igi. Były one jedyne w swoim rodzaju, jednym się nie podobały. Ja swój noszę z dumą do dziś.

Na repionierce moja latryna nie została rozebrana, tylko został zamaskowany dół pod nią, a wszystko zostało przysypane suchymi liśćmi. Wyglądało to jak wrak. Została ona rozwalona przez drużynę "Veta" w roku następnym.

 
   

Następny Obóz

 

Przypisy:

 
1. W/G Marcina B. - "Latryna ta została rozebrana przez harcerzy z KV w 1995. Nadal była w niezłym stanie, choć był to straszny namiot. Żerdki tworzące ramę miały średnią grubość 25cm! Ć." "Przesada, przesada 23,65 cm..." - przyp. Cichy do tekstu...
2. W/G Joanny G. - ""Piotruś Pan" - obrzędowość. Ja (Wendy), Ania Nikitin (elfka), Wojtek Albiński (Piotruś Pan), Kasia Maroszek, Agnieszka Bakalarska, Marcin Orębski, Tomek Albiński. (...) b. dużo dzieci, ale było fajnie." do tekstu...
3. Spalony został przez dzieci Sępa w 08.97. - przyp. Cichy do tekstu...