|
MIKASZÓWKA III
Czas
trwania: lipiec1990
Obrzędowość: Szlachta
UWAGI:
- Brak danych , w związku z tym przytoczone sytuacje
nie będą w porządku chronologicznym.
- Piosenka obozu: "Widziałem orła".
|
|
|
|
|
KĄPIEL SONG
|
I.
|
NIE OGLĄDAJ SIĘ NA KANAŁ,
KIEDY GAŚNIE BRZASK,
BO USŁYSZYSZ WRZASK,
- DRUHNY KĄPIĄ SIĘ!
WTEDY ŁAP SIĘ ZA APARAT
I WYCIĄGAJ FLESZ,
DOBRZE USTAW OSTROŚĆ
I W DRUHENKI MIERZ!
|
Ref.
|
JEŚLI CHCESZ KĄPAĆ SIĘ
TO NIE RÓB TEGO SAM,
PRZECIEŻ WIESZ, ŻE PIERWSZEŃSTWO
W WODZIE JEST DLA DAM,
ALE CÓŻ, GDY KOSTIUMU BRAK,
- ZOSTAJE NOC
CHYBA WIESZ,
ŻE DZIEWCZĘCY LOS TO JEST PSI LOS.
BUL, ... BUL, BULU BUL...
|
II.
|
TAM W ODDALI TOŃ KANAŁU,
- SŁYSZYSZ DZIEWCZYN KRZYK,
[AAAAAAAAA!]
MOŻESZ CZEKAĆ WCIĄŻ,
NIE UMYJESZ SIĘ,
ALE JUTRO ZNÓW OD NOWA,
BĘDĄ STRASZYĆ CIĘ
JEŚLI BĘDZIESZ CHCIAŁ...
W NOCY UMYĆ SIĘ.
|
Ref.
|
JEŚLI CHCESZ....
|
|
|
|
|
(Utwór śpiewany na melodię "WĘDROWCA")
AUTORZY: Tomasz Bakalarski, Marcin Bartosiewicz, Piotr Dębiński.
|
|
|
|
Na
ten obóz pojechałem razem z ojcem zawożąc sprzęt na obóz. W ten
sposób przyjechałem dzień wcześniej niż obóz i mogłem wreszcie zobaczyć
jak wygląda kwaterka. Chyba wtedy byłem rozczarowany, ale z drugiej
strony byłem dumny, że obóz przyjedzie, a już tam będę. Mnie i brata
nie wyznaczono do żadnych prac, więc cały dzień była laba. Zresztą
wszystko było już zrobione. Z całej kwaterki pamiętam kąpiel w kanale.
Oprócz tonięcia to każdy mógł robić co chciał.
Następnego dnia przyjechał obóz. Ja byłem w zastępie
Luciaka "Potoccy" - (ja, Grzegorz Cichocki - "Mały Cichy", Michał
Nowicki, Tomasz Gołębiowski). Namioty już stały, więc dostałem polecenie
od zastępowego wykopania 12 dołków pod kombajn. Wykonałem tę pracę.
Fakt, że zjadły mnie mrówki, pominę. Wtedy ktoś z komendy doszedł
do wniosku, że namioty stoją krzywo i kazał je przestawić. Z 12
dołków po prawej stronie namiotu, zostały tylko 4 po lewej stronie
(nowej po przestawieniu), z czego 1 nadawał się do wykorzystania.
Ciekawą sprawą z tego obozu była męska latryna. Była to konstrukcja
z roku 1989, w której wymieniono parę żerdek.
Dół był wykopany na ponad 4 metry. Medytując w tej latrynie nie
widziało się dna... Potem zakopano w niej lodówkę Pelagii, która
pamiętała jeszcze Cesarza Franciszka Józefa... Z konstrukcji
latryny1 tzn. ramy korzystaliśmy jeszcze rok później.
Z pierwszego dnia obozu pamiętam scenę z obiadu,
kiedy to zobaczyłem Adama Piekutowskiego, który płakał, bo zapomniał
menażki... Dostał potem jakiś komplet od druhny Ewy.
Obrzędowość obozu była na szlachtę. Jak już wspomniałem
ja byłem w zastępie "Potockich". SH ówcześnie miało nazwę "Młode
Szable", Gołębiowi nie przeszkadzało wymawiać tą nazwę "Młoty i
Szpadle". Pomimo represji ówczesnego SH [Marcin Grzywacz "Senior",
Czychu, Marcin B., Dębiu, Robert (?)], Gołąb był twardy.
Pewnej nocy SH poszło podchodzić "4"(ZHR). Wracając
postanowili odwiedzić Gołębia... Już szarzało, gdy czuję jak mnie
coś budzi, a spałem z samego brzegu namiotu, ostatni licząc od placu
apelowego. "Cichy, Cichy co to jest?" pytał Gołąb, który spał na
kanadyjce obok mnie. "Nogi, w cichochodach, pewnie Seniora" odparłem.
Sam widziałem podniesioną połę, na tyle ile pozwalały zasznurowane
poły oraz nogi gościa, który ją trzymał. Momentalnie do mojej odpowiedzi
zaczął się rumor. Jakiś dwóch "capów" próbowało wynieść kanadyjkę
Gołębia, bo on sam błyskawicznie "desantował się" i wczołgał się
pod podest z butami. Tych dwóch "kolesi" zorientowało się w czym
rzecz i postawiło kanadyjkę na mnie. Tu mnie trafił szlag. Wszyscy
w namiocie kazali łagodnie mówiąc wynosić się im. Gdy już wszystko
się uspokoiło tzn. kanadyjka Gołębia wróciła na miejsce, "oni" sobie
poszli, nastała cisza, doszedł nas cichutki szept
Gołębia : "Chłopaki, poszli już?".
"Młode Szable"2 pamiętam
z festiwalu ["MORDA"'90 (?)] jak odziani w skóry i łańcuchy odśpiewali
utwór, że "Luciu na pryczy trzyma się mniej niż zero" (w tym momencie
Czychu zgniótł w dłoni wymownie jajko) . Wygrali słoik pasztetu
mazowieckiego, ale o pasztecie opowiem za chwilę, bo jest on jednym
z "kanonów" życia obozowego...
Jak już wspomniałem SH podchodziło "czwórki". Zwiedziliśmy
ten obóz za dnia, po nocy, kiedy SH zabrała stamtąd wszystkie flagi
(oprócz jednej, którą Senior popsuł i nawet ZHR nie ściągnął jej
do końca obozu). Obóz ZHR-u położony był za Tartakiem w lesie. Był
przez to banalny w podejściu. Najpierw rozpoznania dokonało dwóch
naszych w dresach udających turystów. Potem podchodzono obóz z różnych
stron. Ciekawą sprawą w tym obozie był tzw. kurnik. Był to namiot
- taka chatka na drzewie, w której mieszkał zastęp wartowniczy.
Parę dni później na warcie stali młodsi [Bartek Szklarski, Bąku
(?)]. Zajechali oni starym UAZ-em do obozu i kolesie przebrani za
wojsko podali się za WOP. Nasi kochani wartownicy byli na tyle bystrzy,
że im uwierzyli, nie poświecili na rejestrację, która była z Warszawy.
Nawet kogoś budzili w komendzie (Kropa - oboźny), ale zostali olani.
W czasie gdy warta biegała od komendy do "WOPistów", po obozie myszkowało
dwóch gości na czarno ubranych. Nie mogli zabrać głównej flagi,
więc zadowolili się proporcem dziewczyn, który był piękniejszy niż
flaga na maszcie... Potem proporzec został odebrany przez "Czarną
Gośkę" i przymocowany do anteny,i szalał z nią po lesie jej "Sierrą
2.3D".
Jak już też wspomniałem kluczową sprawą był na obozie
pasztet mazowiecki w słoikach po 250g. Mieliśmy tego takie ilości,
że nie wiedzieliśmy co z tym zrobić. Do tego był tylko dżem truskawkowy.
Pasztet był też jako żarcie na chatki. Jeden z zastępów męskich
zostawił jeden słoik na pniu w lesie. Słoik widziano jeszcze 2-3
lata później na tym samym pniu. Możliwe, że tam jeszcze stoi.
Z
tego obozu pamiętam rajd. Mieliśmy przystanek we Frąckach. Ogólnie
było zabawnie. Pierwszego wieczoru we Frąckach na stanicy zjedliśmy
obiad. Druhna Gośka powiedziała, że idą na "rympał" i tam znajdą
nocleg. Filomena zadała wtedy pytanie "A ile do tych rympał?". Pytanie
to przeszło do kanonu obok innych powiedzonek obozowych. Ja osobiście
wypowiedziałem się, że nie rozumiem muzyki metalowej (wtedy, wtedy...),
Senior z Gołębiem patrzyli się na mnie jak na zielonego ludzika
z czółkami. A gdy tłumaczyłem coś komuś "że za
moich czasów" podobnie patrzyli się dh Babcia i dh Gośka. Nocleg
z Frącek przeszedł do historii, jako że nie na co dzień sypia 60
osób3 w małej dyszce. Przewracaliśmy się na 3/4.
A Donata leżąca obok mnie, obracając się swoimi łokciami "walczyła"
o jeszcze trochę miejsca. Frącki były naszą stałą bazą. II dnia
byliśmy nad Marychą w Stanowisku na obiad. Pamiętam pana Wałaszewskiego,
który strasznie się śmiał, że Rosjanie zrobili granicę chłopu przez
środek pola. Noc z II na III dzień rajdu spaliśmy też pod namiotem
we Frąckach. Spaliśmy tylko w 30 osób. Pamiętam,
że czułem jaki to luksus mieć wokół siebie parę metrów przestrzeni.
Ciekawą
sprawą na obozie był motyw kąpieli po nocy nago. Zaczęło się od
dziewczyn, czego efektem był utwór zamieszczony już w opisie. Chłopcy
robili to bardziej oficjalnie. Kropa zabrał nas wieczorem na kąpielisko:
"No panowie, a teraz wskakujemy do wody w stroju Adama". On wskoczył,
gdy się wynurzył zastanawiał się dlaczego my stoimy na brzegu. Wtedy
każdy z nas zastanawiał się, cóż tak szczególnego jest w kąpielówkach
Adama Lewandowskiego.
Inną śmieszną sprawą był tekst skierowany przez
kogoś do Uli Kwiatkowskiej. "Ula masz nogi jak sarna..." "Takie
zgrabne?" "Nie owłosione..." Cały obóz, apel w apel, na raporcie,
ktoś wychodził i meldował "że on nie kocha Uli..." lub "Ja kocham
Ulę..." Na tym obozie najliczniejszy męski zastęp
miał Adam Lewandowski. Zajmował on dwa namioty. Stało się to dzięki
fuzji z zastępem "Kochasia". Do tego zastępu weszli Marek Sieradzan,
Paweł Dębiński - "Żołądź"4. Marek zasłynął
z dwóch rzeczy:
|
|
- Pewnego wieczoru wśród ciszy rozległ się zniecierpliwiony
głos Marka: "Żołądź, ile razy mam ci powtarzać, że protezy należy
myć, a nie drapać..."(burza śmiechu i braw grzmiała jeszcze długo
w nocy...).
- Był taki dzień kiedy Kropa jako instruktor służbowy
poszedł do kuchni. Gwizdek w schedzie po nim przejęły: Magdalena
Buchało, Ula Kwiatkowska, Agnieszka Szydłowska. Nie pamiętam dlaczego,
ale zrobiono nam alarm mundurowy. Wszyscy stanęli w "rynsztunku"
na placu apelowym. Wyżej wymienione druhny przystąpiły do sprawdzianu
mundurowego. Szybko, jednak okazało się, że druhny mają a) pasy
do góry nogami, b) krzywe chusty c) getry na lewą stronę, d) był
tam nie zapięty jakiś guzik... Druhny doprowadzone do furii, kazały
się rozmundurować. Wykonaliśmy to zadanie, po czym na gwizdek
ubraliśmy znowu te mundury. Tym razem sprawdzian się odbył. Druhny
w międzyczasie poprawiły swoje usterki. Odgwizdały rozmundurowywanie,
a zaraz potem kolejny alarm, nie ma cudów, w 30 sekund nikt nie
jest w stanie rozebrać się z munduru, ubrać się w ciuchy i umundurować
na nowo. Wyszliśmy jak staliśmy. Najbardziej radykalnie ubrany
w kąpielówki był Marek. Na jego widok szczęki opadły druhnom.
My za to dystyngowanie i z szacunkiem biliśmy mu brawo. Zaraz
potem szliśmy na mycie przedkolacyjne. Idąc równo w szeregu nuciliśmy
pod nosami "Auschwitz Birkenau, sialalala-la".
|
|
Ostatniego dnia obozu gdy już złożono namioty odbył
się ostatni apel. Wyszedłem na raporcie i powiedziałem, że nadal
nie kocham Uli. Dostałem 5 po ciszy. Tego karniaka nigdy mi nie
dano. Gdy obóz odjechał, ja zostałem. W tym czasie był mój tata
na grzybach. Do Warszawy wróciłem z nim dzień lub dwa później niż
wszyscy... W sierpniu pojawiłem się jeszcze raz w Mikaszówce. Tym
razem pojechałem z ojcem, panem Kaczmarkiem, moim bratem i Michałem
Kaczmarkiem. W Mikaszówce byli starsi, którzy uczestniczyli w spływie
z dh Gośką (Lucyna, Kropa, Czychu, Ula, Ania Sulińska, Marcin Suliński,
Dębik, Marcin B.). Był tam też pan Wałaszewski. Tata pojechał po
sprzęt. Pan Kaczmarek chciał obejrzeć lepiankę Pelagi. Na czwartej
Mikaszówce kierował ekipą remontującą SH. Z tego pobytu pamiętam
urodziny Kropy i pana Kaczmarka, którzy robią "misia". Mile
też wspominam to, że mogliśmy "Stynką" pływać po kanale do woli.
Fajne też było łażenie po balach. Pelagia Surowiec też próbowała,
ale ona tylko nogi sobie potłukła. Powrót pod dachem "Merca" leżąc
na sprzęcie wspominam bardzo miło5.
Mam problem z ustaleniem konkretnej daty meczu w
Gruszkach. Rozegraliśmy go na ogromnym polu. Ja byłem w grupie kibiców.
Na ten mecz Daniel Kwiatkowski jechał z pucharem w ręku siedząc
na dachu Skody pana Wałaszewskiego. Nie pamiętam czy była to 3 czy
2 Mikaszówka. Faktem jest, że przegraliśmy , mimo że nie ustępowaliśmy
im pola...
|
|
|
|
Następny Obóz
|
|
Przypisy:
|
|
1. W/G Marcina
B. - "Latrynę zwano "lotniczą", był z niej - przed
zamaglowaniem widok na całą okolicę, a kupa leciała dłuuugo...
Lodówkę zakopano, bo Pytol kazał zmniejszyć głębokość dołu po
spojrzeniu w sześciometrową otchłań..." |
do
tekstu... |
2. Marcin twierdzi,
że śpiewali też "HEAVY METAL KLINGĘ" (karabin! karabin! karabin
i klingę! DE CAPO EL FINE). - przyp. - Cichy |
do
tekstu... |
3. W/G Marcina
B. - "Cichy te 60 osób w małej dyszce to niemożliwa niemożliwość.
Pominąwszy fakt, że maksymalna liczba ludzi w takim namiocie
to 45 osób, w całej trudno byłoby wówczas uzbierać. Wydaje mi
się, że musiało was tam byc około 30 (co i tak jest rekordem)."
- A ja tam byłem, się gnieździłem... (przyp. - Cichy) |
do
tekstu... |
4. W/G Konrada
P. - "Pewnie mylisz "Żołędzia" z kimś innym ponieważ on był
u mnie w zastępie. Zastęp w składzie: ja, Czacza, Żołądź, Krzysztof
Celiński i Maciej Chrzanowski." |
do
tekstu... |
5. W/G Marcina
B. - "Płynąłem kajakiem >>Szaskłatija<< z Joanną
Goleń. Pan Wałaszewski nie spływał choć faktycznie obozował
wtedy w Mikaszówce."
W/G Joanny G. - "Spływ kajakowy był w 1991 roku (rok później
- przyp. Cichy), po IV Mikaszówce. Wiem, bo byłam, płynęłam
z Marcinem B. w kajaku >>Szaskłatija<<, był jeszcze
Piotr i Paweł Janowscy, Madzia Buchało, Iga Kątny, Anna i Marcin
Sulińscy, Kropa i jego 3 znajomych (Chmurek, Mucha i ...)."
- To co robiłby pan Wałaszewski w Mikaszówce? - przypis - Cichy
|
do
tekstu... |
|
|
|