|
MIKASZÓWKA VI
Czas
trwania:
10 dni 1.07. - 10.07.1993
21 dni 10.07. - 31.07.1993
Obrzędowość: Tuwim i Dziki Zachód
UWAGI:
- Brak plakietek, bo chorągiew nie miała pieniędzy.
- Obóz Retro (limit bagażu - 10 kg)
|
|
Ja na ten obóz pojechałem samochodem Renault 25,
prowadzonym przez dh Jarka. Z ciekawszych epizodów było to, że Druh
grał na flecie lub próbował nam wmówić, że samochód cudownie się
toczy na jałowym biegu. Ja osobiście zakupiłem 5 kilogramów
sznurka w sklepie "Ge-Esu" w Suchej Rzeczce.
Pionierka
trwała 3 dni (1-3 lipca). Starsi, wykorzystując swoją wieżę z zeszłego
roku obudowali ją kocami tworząc tzw. "slums". "Slums" nie był w
pełni wodoodporny i z czasem starsi suszyli własnymi ciałami nawet
śpiwory, a Luciu biegał w habicie, bo już nic innego nie miał. Starsi
postawili też kuchnię.
Nasza latryna była stawiana przeze mnie, Czycha, Kacpra (ten, wbijając
sobie gwóźdź w nogę został zwolniony z prac) oraz Łukasza.
Większość prycz w obozie była stawiana. Były one bardzo różnej jakości,
bo na przykład Danka spędziła w swojej jedną noc, po czym się ona
złożyła. Dalej spała na kanadyjce. W namiocie Anki, Aśki i Kaśki
prycze naprawiano średnio co trzy dni poczynając od 2 lipca. W moim
namiocie, w którym spał Łukasz Piliński i Żołądź, było coś, co oscylowało
między kombajnem, a jakimś chrustem. Konstrukcja była elastyczna
i chwiejna. Żołądź systematycznie wchodząc na swoją pryczę, łamał
żerdzie w mojej, która była, jednak tak omotana sznurkiem, że się
nie rozpadła. W komendzie, gdzie spali Kacper, Marcin i Czychu stała
prycza podzielona na trzy części. Zbudowana z grubych bali. Była
masywna i wyglądała na niezniszczalną.
Stołówkę postawiłem ja, Kacper i Łukasz.
Drugiego lipca Czychu, Aśka i Żołądź pojechali do Augustowa. Próbując
pocieszyć Asię, Żołądź wymyślił Stefana STP. - Stefan twój
przyjaciel. - i przez całą podróż z nim gadał. Stefan został członkiem
zastępu złożonego z Żołędzia, Anki, Asi i Kasi.
Trzeciego lipca kuchnię mieli starsi, a że byli
"wege niepewni" zaaplikowali wszystkim nędzne żarcie
(sałatę)1 ; tak więc był post. Druh Jarek domagał
się zwykłego masła zamiast roślinnego Z tego co wiem
i tak jedliśmy roślinne2.
Otwarcie obozu z powodu deszczu przeniesiono na wieczór 3 lipca.
(10:00 przyjechał Miś Kaczmarek).
Obóz podzielony był na dwa "obozy" - dh Jarka i Andrzeja. Często
podchodzono się wzajemnie na wartach, poczynając od nocy 2/3 lipca.
Oboźnym był Kacper, a sanitariuszkami były Ela Dłuska i Danka Cichocka.
Dziś po latach mogę ujawnić, że przyczyną faktu, że udzieliły mało
tej pomocy, był fakt, że istniała druga, nieoficjalna apteczka.
Dziewczyny na każdą ranę zużywały litr spirytusu salicylowego (wylewały
na ranę, wylewały...), każdą absolutnie każdą, nawet tą najmniejszą
ranę bandażowały bardzo grubo i mocno. Aplikowały doustnie polopirynę
i witaminę "C".
Apel rozpoczynający był w galówkach, pomimo deszczu i W/G kroniki
poczet flagowy to byłem ja, Asia i Łukasz.
4 lipiec
Mój zastęp był w kuchni (Ela, Danka, Łukasz). Szybko okazało się,
że na dziewczynach nie można polegać. Obie miały dwie lewe ręce
do gotowania...
Druh Jarek miał do mnie pretensję, że zamiast mięsa do zupy, zużyłem
masło roślinne (za radą Marcina B., który służył mi radą, jak ugotować
parę drobiazgów w tej zupie). Przed obiadem Druh kazał mi iść do
Sępa po kartofle. Zamieniłem się z SH. Oni poszli,
a ja kopałem rosówki Druhowi (na ryby). Pamiętam, że było ich niewiele,
ale za to wykopałem kreta.
W obozie były pokazy musztry i przeciąganie liny na czworakach przez
sosnowy zagajnik3. Musztrę Żołądź wypełnił
marszami. Tuż przed obiadem SH przyniosło ziemniaki. Były to niesamowite
zgniłki, wręcz papka w wiklinowym koszu. Na kolację były naleśniki.
Wieczorem Druh zrobił nam test - zabawę "Lądowanie na Księżycu".
Polegała ona na tym, że byliśmy zasypywani gradem pytań, m.in. co
należy ze sobą zabrać. Z testu jasno wynikało, że ja i Aśka jesteśmy
ludźmi, którzy wolą pracować samotnie. Nie pamiętam,
kto wykazał się w teście właściwościami przywódczymi.
W nocy na warcie stała grupa dh Jarka. Starsi nasypali
ziemi do parnika4, wynieśli wszystkie gary, buty
z namiotu dziewczyn, wymienili wiadro w studni na kubek. Podstęp
Lucia, polegający na przywiązaniu linki do drzewa i pociąganiu za
sznurek z namiotu nie udał się, gdyż Marcin B. szybko go zneutralizował
(sznurek).
5 lipiec
Jako dzień bez deszczu już był fajny.
Przed śniadaniem rozstawialiśmy namioty w zgrupowaniu. Takie małe
i takie duże. Około 12:00 odwiedziły nas harcerki z Brzegu - "13-tki"
na warcie. Przyjęła je Anka i wytłumaczyła, że ci goście co tarzają
się tam grając w rugby to my...
Po obozie wyrywaliśmy samosieje na nowym miejscu,
przygotowując miejsce pod obóz. Wyrywaliśmy wszystko zgodnie z prawem
harcerskim, "że harcerz dba o przyrodę i stara się ją poznać". Potem
był znowu mecz rugby5. Tym razem koszulki
podarli na strzępy Kacper i Żołądź.
6 lipiec
Lał deszcz. Pogoda nadrabia jakby zaległy dzień. W kuchni były dziewczyny
i Żołądź. On przez całą służbę w kuchni biegał z wiadrami z wodą,
zmywał gary zanim zdały sobie sprawę, że coś jest do umycia. Reszta
obozu "kuła na blachę" życiorys Tuwima. Marcin B., Kacper i ja postawiliśmy
prowizoryczne zadaszenie nad kuchnią, które stało cały obóz. Dh
Jarek miał coś z okiem, wyjechał do Augustowa. Wrócił z zabandażowanym
okiem, przywiózł sobie czyste, suche skarpetki, nie to, że patrzyliśmy
na nie z zazdrością, bo nam rzeczy już gniły, ale uważaliśmy to
za niesprawiedliwe...
Na obiad były kotlety schabowe. Takie fajne, grube.
Potem w czasie obozu harcerskiego, pewnego dnia, w czasie obiadu
natknąłem się na kotlet schabowy grubości 3 mm (z czego 2 mm to
była bułka). Miały za to ogromną powierzchnię - przykrywały cały
dekiel. Wytłumaczono mi, że widząc duży kotlet, człowiek zjada go
i pomimo, że nie naje się, ma świadomość, że zjadł duży kotlet...
Po obiedzie Druh zrobił obchód kuchni, potem zebrał nas i wytknął
wszystkie niedociągnięcia. Na kolację były parówki. Pamiętam przerażenie
Żołędzia, kiedy zobaczył, że dziewczyny gotują je bez folii. Potem,
gdy dowiedział się, że wszyscy gotują parówki bez folii, runął mu
światopogląd. Siedział osowiały w kącie, coś tam mamrotał pod nosem
i kiwał z niedowierzaniem głową. Potem graliśmy
w mafię - była niezła rzeźnia.
Konkursy wiedzy wygrało SH - Tumiwisie6
.
W nocy były alarmy: piżamowy, a zaraz potem przeciwpożarowy. Pamiętam,
że pakując plecak włożyłem do niego kronikę i misia. Idąc w stronę
Gruszek Kacper cały czas nie był pewny czy wziął gwizdek. W obozie
było małe zamieszanie. Gdy poszliśmy spać dh Jarek, stojący na warcie,
zorientował się, że ktoś zabrał buty (takie duże z dykty, służące
jako brama). Znalazł je w "slumsie" na półce obok reszty obuwia.
7 lipiec
Znów Tumiwisie były w kuchni i znów był post i to dosłowny, bo śniadanie
spóźniło się 1,5 godz., a picie było po następnych dwóch. Potem
mieliśmy wymyśleć grę terenową, ale padał deszcz, więc wszyscy leżeli
do góry brzuchami. Czychu znalazł pisklę w lesie, ale było ono strasznie
agresywne, więc zostawiono je w spokoju. Dh Jarek odwiedził Augustów,
gdzie chciano mu zabandażować drugie oko, ale się nie dał...
Na ciszy poobiedniej były śpiewanki. Grały i śpiewały dziewczynki
i Żołądź. Reszta z nas po prostu słuchała. O 17:00 wszyscy poszli
przestawiać płot na nowym miejscu, tak aby stał wzdłuż drogi.
Po kolacji wypełnialiśmy Tip-Topy, a z różnych propozycji gier wybraliśmy
mafię spragnieni krwi...
W nocy była niezła burza, że nie było nic widać na wyciągnięcie
ręki...
8
lipiec
Znów
byłem w kuchni. Na śniadanie miała być zupa mleczna z makaronem,
ale zapomniałem dodać soli i wyszła niezła tektura.
Robiąc obiad, obserwowałem jak Łukasz Piliński drze się przez godzinę
do studni wołając: "UŁEO, EO, EO, UŁEO". W tym czasie obóz stawiał
płot. Najlepszy był Czacza, który odbił płot prawie na całej długości,
przekraczając normę o jakieś 350%.
Z tego dnia pamiętam, że Druh przepytywał nas z książek o Tuwimie
oraz z 1 harcerskiej. W nocy były ogólne podchody obozu. Podchodziliśmy
Marcina, Czycha, Andrzeja. Pamiętam, że niesprawiedliwe było to,
że Marcin używał halogena do wyłapywania wszystkich.
Tumiwisie
forsowały las, wbiegały do komendy. Oślepiony halogenem Czacza przebiegł
obok namiotu, wpadając na plac apelowy, Luciu i Adam wbiegając do
komendy uderzyli głowami w kombajn. Adam nieźle potem krwawił.
Przed podchodami był alarm piżamowy i cały zastęp
Tumiwisi wybiegł w slipkach, tylko Luciu wybiegł jeszcze przyodziany
w kapelusz7.
9 lipiec
Po śniadaniu budowano kolonijkę zuchową, stawiano drugą stołówkę,
poprawiano kuchnię. Obiad był mocno spóźniony (16:00). Maczała w
tym palce Zakonnica. Przed obiadem stałem na warcie dziennej, gdy
ujrzałem, jak drogą z lasu idzie Marcin B. niosący Adama. Potem
Marcin mówił, że Adam zemdlał i że właśnie go reanimuje. Ja chciałem
skoczyć po pomoc do kuchni, gdzie wszyscy pomagali przy obiedzie.
Wreszcie Marcin reanimował Adama, kładąc mu zimne ostrze siekiery
na brzuch. Wtedy Adam nie wytrzymał i ryknął śmiechem. Po obiedzie
kończono prace na rzecz kuchni i sanitarnego. Równolegle sprzątały
teren Asia i Ania. To właśnie z tego okresu pochodzi "Ania - Ania
Badylarka".
Po kolacji rozstawialiśmy po nocy namioty. Między innymi duże dychy.
Tej nocy każdy stał po kilka minut na warcie. Tej nocy też moja
prycza się rozpadła.
Obóz Retro zakończył się oficjalnie o 6:00 10 lipca, kiedy to pożegnaliśmy
Stefana.
Na obozie retro były też zdarzenia, które trudno
jest ustawić w chronologii czasowej.
- Kacper będąc oboźnym, dawał czasem karniaki.
Kiedyś odgwizdał taki "Tumiwisiom" i został olany. Gdy tak stał
pod slumsem, Marcin szeptał mu do ucha "Słuchaj!
Musisz być bardziej stanowczy. To ty jesteś tu oboźnym..." Kacper
stał nie bardzo wiedząc, co ma zrobić z gośćmi starszymi od siebie
i tak w ogóle to poszedłby spać. W końcu starsi wyszli i chyba
zbierali papierki...8
- Żołądź barwną postacią obozu. Choć mieszkał w
moim namiocie, to dużo, żeby nie powiedzieć bardzo dużo czasu
spędzał w namiocie dziewczyn. Często rano wychodził na plac apelowy
i pytał się "Dziewczyny, czy nie ma u was moich spodni?" Któregoś
wieczoru Żołądź spał już na swojej pryczy, gdy Czychu postanowił
sprawdzić, gdzie jest Żołądź. Stał przed żeńskim namiotem i głośno
kazał Żołędziowi wyjść. Dziewczyny mówiły mu, że nie ma u nich
Żołędzia. Czychu uparł się, że ma on do niego wyjść. W końcu obudziłem
Żołędzia i gdy ten wyszedł na plac ze swojego namiotu, Czychu
po prostu nie bardzo wiedział, co ma z nim zrobić...
- Żołądź pewnego dnia głośno myślał, że mężczyzna
tak w zasadzie robi wszystko tak samo jak kobieta i mógłby ją
zastąpić. Żołądź stwierdził, że mógłby nawet urodzić dziecko.
Dziewczyny powiedziały mu, że "mężczyźni są po to, aby płodzić,
a nie rodzić". Nie wiem, czy Żołądź już wtedy łapał o co chodzi...
|
|
DZIKI ZACHÓD
0.07-31.07.1993
Zanim przejdę do właściwego opisu, wspomnę pewne
zwierzę, które uczestniczyło z nami w obozie. 9 lipca (wczoraj)
do bindugi przyjechała Iga z psem "Dzida". Właściwie była to suka,
ale nam to nie przeszkadzało. To, że Dzida miała cieczkę, też nikogo
nie dziwiło. Problemem były za to okoliczne kundle, które plątały
się w okolicy zgłodniałe Dzidy. Warta dzienna często musiała w "kleszcze"
rzucać szyszkami lub uganiać się po łące za Dzidą, która nagle poczuła
zew wolności...
Często rano dochodziły do nas wrzaski z żeńskiej komendy, bo właśnie
przyłapano miejscowego kleszcza w "łóżku" z Dzidą... Kleszcze
były jeszcze na domiar złego mikrusami i sięgały Dzidce najwyżej
do kolan.
Obozy w tym roku były dość specyficznie rozstawione. Na starym miejscu
- bindudze, po prawej stronie od drogi stała kolonijka
zuchowa9 , po lewej slums z namiotem SH. Zgrupowanie
było już duże. Kuchnia była na dole. Na nowym miejscu u Sępa namioty
były rozstawione między drzewami, tworząc mniej więcej koło. Po
środku stała świetlica.
Z takich anegdotek ogólnoobozowych to tego lata
modne było powiedzenie: "Wychodzi harcerz starszy przed namiot i
mówi: Dzień dobry słoneczko!, a echo niesie po lesie: mać!
mać! mać!...10".
Wróćmy jednak do tego, co pamiętam czytając stare kroniki .
10-13 lipca odbywała się pionierka. Pierwszego dnia rozstawiano
namioty. Ponieważ drzew nie dało się przesunąć, to namioty zwłaszcza
dziewczyn stały pomiędzy drzewami, tak, że po podwinięciu poły nic
nie było widać, bo drzewo zasłaniało widok lub tak jak namiot Nowego
był z przodu troszeczkę węższy, tak aby wcisnąć się pomiędzy dwie
sosny. Takie rozstawienie powodowało, że na namiotach tworzyły się
załomy, w których gromadziła się woda.
Drzewa były jednak pryszczem w porównaniu z tym, że w kilku namiotach
znalazły się mrowiska. Na przykład w moim były czerwone mrówki.
Jasio (Jarek Kwiatkowski) miał te mrówki regularnie między śpiworem,
a materacem, co dwa dni. Mrówki przyniosły tam swoje jajeczka. Żeby
było śmieszniej wcale Jasia nie gryzły, może dlatego, że zapewniał
im ciepło (36,6° w porywach do 37°).
Podam jeszcze składy zastępów męskich (bo te mam
na kartce):
komendant: Paweł Czyszek pwd.
oboźny: dh Robert Koper
pomoc cywilna: Artur Czapliński
Mohikanie |
Traperzy |
Wierzyciele
Johna Kowalskiego |
Zastęp KZ
"Kawaleria" |
ja
Konrad Cygan
Piotr Żemajtis
Jarek Kwiatkowski
|
Lukasz Nowacki
Kacper Nestorowicz
Robert Boszczak
Łukasz Pilinski
|
Grzegorz Cichocki
Wojtek Albiński
Marcin Obrębski
|
Kacper Szklarski
Krzysztof Matysiak
Grzegorz Koper
Paweł Dębinski
Kuba Albinski
|
|
|
11 lipiec
Budowaliśmy pionierkę obozową. W namiocie Traperów Nowy z Łukaszem
postawili sobie prycze, ale przyszedł dh Jarek i stwierdził, że
jak tak, to reszta ma też mieć prycze, a w ogóle to musi być przejście
przez namiot (przepisy Ppoż.). Nowy był niepocieszony, ale szarpnął
się jeszcze na dwie prycze...
W namiocie Mohikan (ja) był tak zwany "klubik". Na samym środku
dookoła masztu stał kombajn z pryczami na planie zbliżonym do rombu.
Mieliśmy małą dychę, więc nie był za wysoki. Obwieszony był kangurami
tak, że oboźny miał problem ze sprawdzeniem porządku. Był to jedyny
stawiany kombajn w obozie. To nic, że był przywiązany do środkowego
masztu na około którego stał... Pamiętam, że
Druh się bardzo cieszył, że jednak obóz Retro nie poszedł na marne...
"Wierzyciele (...)" postawili pryczę - Cadilac rocznik 1956. Mieli
duży namiot, więc pryczo-kombajn był na szerokość 1,5
materaca11 . Według jednego z autorów "wyglądał jak
trawa o poranku". Czasem po nocy było słychać tekst "Cichy, podaj
mi poduszkę... - nie chce mi się po nią iść na drugi koniec pryczy".
Oprócz tego był stół, ławka i kanadyjka Oręby, na której spał...
"Kawaleria" postawiła po obu stronach dwa tzw. "standardy". W tym
roku były dwie osobne latryny. Stały po drugiej stronie drogi w
tzw. lesie państwowym (między polem Sępa, a chrustową). Latrynę
męską wspólnie z SH przeniesiono na nowe miejsce. Był to ten sam
klubik, gdzie można było przybijać piątki z Migami. Tym razem jednak
miał plandekę (stara dycha) zamontowaną tak, że woda gromadząca
się na dachu przy odpowiednim przelaniu przez odpowiednią dziurę
służyła jako rezerwuar.
Tego lata dziewczyny ambitnie postawiły sobie latrynę. Była ona
mała, ale zbudowana z bali o średnicy minimum 70 cm. Była tak pancerna,
że wytrzymałaby nawet bezpośrednie trafienie bombą atomową.
12 lipiec
Stawiałem z Asią Pawłowską świetlicę. Zrobiliśmy to przed obiadem,
stawiając duży tramwaj na małych masztach. Wieczorem pojawił się
Druh i tłumaczył, że woda zniszczy płótno, bo jest za mały spadek
i będzie przeciekać. 13 rano podwyższono ją stawiając na drewnianych
masztach.
12-go po obiedzie miałem zbudować Ppoż. w kształcie indiańskiego
ptaka. Z powodu deszczu robiłem go sam. Po kolacji kazano mi przestać
go robić. Oparłem go o płot. Tam przestał cały obóz, po czym spłonął
chwalebnie w ognisku ostatniego dnia obozu...
13-go przyjechali
Artur i Robert. Pamiętam, że tego dnia byłem w kuchni, a oni ok.
1600 zajechali "gablotą" z dh Babcią. Nie pamiętam kto, ale ktoś
kazał mi nasuszyć drewna. Robiłem to dość starannie i pilnie do
23:00, po czym okazało się, że wszyscy mnie szukają. W tym czasie
ja sobie stałem w kuchni. Tylko dla tego, że druhna Ewa wysuszyła
mi kurtkę pojechałem z druhem Babcią do obozu. Tu warto wspomnieć,
że rano podczas mycia zębów kurtałka przemokła znów doszczętnie...
Wieczorem otwarto obozy. Tu warto wspomnieć parę nowych skrótów:
"T.P. Corn" - T.P. - trudno przełknąć; "Be quick or be dead - bądź
szybki albo bidet".
14 lipiec
Przed obiadem grano w bitwę morską między namiotami. Najpierw Morsem,
potem sypano imionami: "Penis, Edward, O jak Oręba, Fuck You". Najgorzej
miał Oręba, który musiał odpowiadać na ataki wszystkim.
Z wieczoru pamiętam Jasia. Gdy został on wyznaczony na wartę, nagle
wszyscy z wrzaskiem rzucili się w kierunku bramy. Nad tą wrzawą
uniósł się rozpaczliwy krzyk Jasia... Wszyscy dosłownie zamarli
w bezruchu. Ktoś w końcu wziął od Jasia menażkę...
15 lipiec
Poszliśmy na zwiad po wsiach. Ja miałem zwiedzić Rygol. Na zwiadzie
trzeba było zrobić szkic wsi. Mój był super dokładny, ale zajął
nam kupę czasu, bo Rygol to długa wieś. 3 kilosy górą i 3 z powrotem
dołem, a jeszcze rzeczka, a po środku młyn... Po obiedzie odbyła
się ogólnoszczepowa gra o jakiś tam certyfikat na ziemię, na polanie
chrustowej. Każdy miał na głowie numerek. Ja oczywiście wziąłem
lornetkę i udałem się na łowy. W końcu trafiłem do zgrupowania.
Tam rozgorzała walka ze slumsem, z którego też wystawała lornetka.
Bawiłem się świetnie. Potem po grze podobno Zakonnica miała pretensje
do SH, bo oni "strzelali" do zuchów jak do kaczek...
16 lipiec
Była olimpiada - nie pamiętam, lakoniczna uwaga Nowego "Po co się
rozpisywać?" W kronice jest po prostu... (fajna?).
17 lipiec
Zaczęły się Chatki. Po śniadaniu poszliśmy w las. Do obiadu postawiłem
szałas dla moich ludzi. Potem okazało się, że nie przewidziałem
miejsca dla siebie. W ogóle, to była ona strasznie kusa, bo nogi
mi wystawały. W efekcie noc spędziłem śpiąc pod drzewem, co z resztą
było bardzo fajne... Chatkę tą postawiłem w miejscu, gdzie kiedyś
stała chatka Moszcza. Tu warto zatrzymać się na chwilę by opowiedzieć
o ludziach mojego zastępu. Najlepszy i życiowy był Żemek, z którym
nie miałem żadnych problemów. Problemów nie stwarzał też Jasio,
choć wszystko robił dwa razy wolniej niż przeciętny człowiek. Cygan był raczej przeciętnym dzieciakiem.
Inne chatki były też rewelacyjne. Wierzyciele postawili sobie kratę
z kępką mchu na szczycie. Leżąc tak, pod tą kratą mogli gapić się
w niebo i liczyć gwiazdy.
Dobrymi chatkami były: chatka Traperów, która przypominała wietnamski
bunkier, okryta cała mchem... Kacper za to postawił taką chatkę,
że bawili się w nim w berka... Pamiętam, że zastępowi poszli do
obozu, wieczorem, tak po prostu. Powiedziane było, że gdy ktoś z
komendy nas zobaczy to mamy karniaka... Ale co tam. Z naszego obozu
wialiśmy przez bagno, słychać było czyjeś wrzaski za nami. Na bindudze,
wychodząc z sosenek, zobaczyliśmy Roberta stojącego o 10m. i rozmawiającego
chyba z dh Jarkiem. Znów wialiśmy, tym razem przez sosenki. Podobno
wyglądało to niesamowicie, bo widać było trzęsące się czubki drzewek.
Na nocną grę nie poszedłem. Wysłałem pod opieką Wierzycieli moich
ludzi. Trzeba było podejść jakiś maszt, tylko po nocy słabo było
go widać...
Rano wraz z pierwszymi odgłosami burzy ewakuowałem zastęp do obozu
(ok. 10 minut). Zaraz potem wpadli do obozu Wierzyciele i Żołądź,
który obudził Kawalerzystów, gdy sam się spakował (a oni robili
to już w deszczu) i wyciął wióra do obozu.
18 lipiec
W kościele wprowadziłem swoje ciało w stan stałego otępienia i zemdlałem.
Podobno poleciałem na Jasia. Obudziłem się gdy mnie wynoszono. Potem
przesiedziałem pod opieką Roberta na ławce całą mszę. Nie jestem
pewien, ale od tego czasu większość mszy spędziłem na zewnątrz.
19 lipiec
Poszedłem na rajd III-dniowy. Piguła zgodziła się mnie puścić. Zgłosiłem
się na 65-kilometrowy rajd pod przewodnictwem Anki Sulińskiej i
Dębika (był też: Kacper Szklarski, Żołądź, Nestor, Krzyś Matysiak;
dziewczyny: Iga, Anka, Ania M., Asia,...). Inną grupę 45-km Czycha
stanowili: Robert Koper, Ciego, Żemek, Cygan, Jaś. Była też najbardziej
ambitna grupa, która z 45 km przeszła 28. Prowadzącą była Agnieszka
Subicz, a w skład weszli: Artur - "Misiek", M. Cichy, Nowy, Wojtek,
Oręba, Boszczak, Łukasz P., Kuba Albiński, dziewczyny (?) [Maski!!!].
Z tej grupy krążą legendy o Maskach, które wlokły się na końcu.
Nawet jedna z nich chciała się zamienić na plecaki z Nowym, bo ten
niósł "mniejszą" kostkę. Nowy chętnie się zgodził. Maska umarła.
Nowy w swoim plecaku niósł wszystkie konserwy, 2 chleby, saperkę,
a jak go znam, to wsadził tam jeszcze dla rozrywki 5-kilowe imadło
i skrzynię gwoździ...
Na tym rajdzie padł też rekord prędkości grupy: 1,8 km/h oraz Agnieszka
codziennie wieczorem szukała w sianie robaków, które wchodzić miałyby
do uszu...
Nasza grupa przejechała się do Augustowa PKS-em. Potem do Suwałk
PKP-em i do Starego Folwarku PKS-em. Potem stamtąd poszliśmy do
klasztorku Karmelitów. Tam pożywiliśmy się Jum-Jumami i zaczęliśmy
zwiedzać klasztor. Naszemu miłemu przewodnikowi najpierw nie podobał
się uśmiech dh Ani Matysiak, po czym w szalonym skrócie opowiadał
historię klasztoru. Po dwóch godzinach obudziło mnie szturchanie
w ramię i tekst "Wychodzimy". Na drogę wyszliśmy koło drogowskazu
"Lody, Napoje, Piwo - Sklep 300 m". Potem prowadził Dębik. Po około
godzinie zatrzymaliśmy się przy drogowskazie "Lody, Napoje, Piwo
- Sklep 300 m". Dębik dla rozrywki obszedł jezioro Dowcień. Z trasy
pamiętam, że nie mogliśmy znaleźć noclegu, bo ludzie przy Wigry
nie zbierają siana, a w ogóle są tacy chłodni. Nocleg znaleźliśmy
dopiero we wsi Krusznik. Każdy wieczorem pastwił się nad stopami.
W stodole Żołądź grał w pokera z Aśką (przegrał), a potem handlował
z Igą Honiami, bo Hoń to małe zwierzątko futerkowe
o wymiarach 6´6. Czy chcesz kupić Honia? Rano dowiedzieliśmy się,
że szukał nas dh Babcia. Okazało
się, że SH się struło. Pobrali oni dobry prowiant z magazynu, ale
najedli się czegoś po drodze, bo wtedy jeszcze w 1993 r. punkty
małej gastronomii stawiały dopiero pierwsze kroki. Rzuciło im się
to na oczy, bo na przystanku w Płaskiej rzygali dalej niż widzieli.
Ich ambitny rajd 7-dniowy trwał zaledwie 20 godzin. Potem widywano
wraki ludzi słaniające się po obozie, podpierających się nawzajem
i jedzących kleik. Dobra.
Nasza grupa rześka i cała ruszyła do Aten prowadzona przez Żołędzia.
W/G Kroniki Ateny powitały nas deszczem. Tam nad jeziorem Blizne
mieliśmy odpoczynek w obozie drużyny, która tam jeździła od 15 lat
(rok później z Luciem w Gibach spotkaliśmy drużynę, która jeździła
w to samo miejsce 25 lat...). Za Atenami prowadzę wspólnie z Dębikiem.
Faktem jest, że mapa którą mieliśmy objęła mały kawałek jeziora
Blizne, które mieliśmy obejść. I tak na "rympał" przegoniliśmy grupę
po bagnach i forsowaliśmy rzeczkę Blizne. Potem na drodze w lesie
osłabłem i poszła mi krew z nosa. Ktoś, chyba Dębik, zabrał ode
mnie plecak. Wieczorem z baru "Pod Grzybkiem" zabiera mnie dh Jarek.
Grupa nocowała w Serskim Lesie. Z tego rajdu pamiętam Nestora, który
jest małym chłopcem, a niósł wielki stelaż. Przypominał bardzo Agnieszkę
Bruździak z rajdu w I Mikaszówce. Pamiętam też Krzysia, który całą
drogę narzekał, że niesie 1 słoik fasolki. W końcu przyniósł ją
do obozu. Ze mnie też się śmiano, bo do mojej kostki były przytroczone
różne rzeczy: jak apteczka i kociołek. Mówiono o mnie - "dromader".
Do obozu zawiózł mnie jak wspomniałem Druh. W obozie czasowo mieszkali
państwo Dębińscy. Pamiętam, że w nocy bardzo bolała mnie pięta.
Rano okazało się, że mam tam odcisk i on mi narastał tak, że rano
był na pół mojej stopy... Gdy dokuśtykałem się do Piguły, ta popukała
się w głowę i następnym razem kazała mi przyjść po nocy z odciskiem
nawet jeśli mam ją zbudzić.
22 lipiec
Dzień Obozowicza. Ja pamiętam, że wieczorem tego dnia ja, Anka,
Kacper, Czychu, Mizerka, Agnieszka Subicz ukryliśmy się na Tartaku.
Potem Żołądź przyprowadził ludzi i kazał zostawić je spakowane na
Chatki. Potem zabrał ich do obozu gdzie rozdziali się z mundurów
i wrócili. W tym czasie mieliśmy ubaw po pachy przeszukując je i
sprawdzając jak są spakowane. Ludzie, np. nie brali śpiworów na
Chatki i myjołów lub pakowali 2 ręczniki, 2 materace itp. Powrót
obozu do obozu był bolesny, bo aż trzy nogi skręcone. My sprawdzający
wróciliśmy po nich do namiotów. Po drodze mocno dokazywała Mizerka...
23 lipiec
Pamiętam to jak dziś. Czychu w napadzie bezsensownej brutalności
wziął i wykopał moją menażkę w las. Zepsuł mi mój kubek w serduszka,
do dziś nie wiem dlaczego padłem ofiarą tej paranoi. Po obiedzie
była ambitna gra, po punktach, w których trzeba było zbierać numerki
o najmniejszych numerkach. Nowy poszedł na łatwiznę i znalazł pół-metalową
kanię (grzyb).
Nie pamiętam, którzy to dwaj stali na warcie ale oni to umówili się, że będą stali po 20 minut pojedynczo, budząc się na
wzajem po 20 minutach. W efekcie pospali się obaj, a dziewczyny
wyciągnęły bramę - konstrukcję Żołędzia, która nie była zbyt ambitna
i ukryły ją w lesie.
24 lipiec
Byłem w kuchni. Wieczorem dość późnym zostaliśmy wywiezieni do lasu:
ja, Kacper, Nowy i Czychu oraz z dh Babcią: Robert, Wojtek, M. Cichy,
Oręba. Dh Jarek wysadził nas na północ za Mikaszówką. Kierując się
na odgłosy dyskoteki wróciliśmy do obozu w ciągu godziny, tak jak
zresztą druga grupa.
25 lipiec
Kręcono film W/G scenariusza "Wierzycieli". Najfajniejsze było to,
że akumulatory działały 30 sekund, a potem ładowało się je przez
8 godzin.
26 lipiec
Przed obiadem była gra, w której chodziło w skrócie o forsę, aby
wykupić grunty. Pamiętam, że dziewczyny złapały mnie i brutalnie
zaczęły rozbierać, bo chodziło im niestety (jeszcze raz powtórzę
- niestety) tylko o pieniądze. Pod koniec gry okazało się, że wygrały
dziewczyny...
Po obiedzie za to odbył się festiwal, który po prostu roznieśliśmy
i zajmując czołowe miejsca we wszystkich konkurencjach:
TURIST SONG:
- "MAŁY KWIAT, A JAKI CZAD" - WIERZYCIELE
- "TURYSTA" komp. własna - MOHIKANIE
- "................." - ZUCHY12
(?)
COUNTRY SONG:
- "ZUCHY"
- "BALLADA O SKINIE" - TRAPERZY
- "TANIEC INDIAN" - MOHIKANIE
DOWOLNA:
- "ZEMSZCZĘ SIĘ" - WIERZYCIELE
- "DZIESIĘCIU TRAPERÓW" - KAWALERIA (?)
- DZIEWCZYNY (?)
|
|
27 lipiec
Cross przygotowany przez SH. Najpierw wszyscy zjeżdżali po linie
na moim pasie wojskowym. Potem szlajaliśmy się po bagnach, gdzie
było słychać strzały. Ja chodziłem na końcu i wczułem się w tą grę.
Tak się złożyło, że wysadziliśmy most na Tartaku i przeprawiliśmy
się przez kanał wpław. Do dziś nie wiadomo, dlaczego jeden z dzieciaków wskoczył
do wody w pionierkach i dżinsach. Od razu poszedł na dno. Pan Dębiński
w pontonie o mało nie dostał zawału. Misiek (Artur Czapliński) wskoczył do wody i wyciągnął dzieciaka, ale stracił okulary.
Parę dni potem szukano tych okularów z maskami podwodnymi i innym
sprzętem, ale nic. Potem na bagnie zostawiliśmy nosze i poszliśmy
w las. Po pewnym czasie mieliśmy przystanek. W czasie niego przeszedłem
się po okolicy naszego biwaku. Podobno o mało nie wdepnąłem w Marcina
B. leżącego za konarem... Potem "na przełaj" wróciliśmy do obozu.
Na karniaku Oręba przyniósł nosze.
28 lipiec
Pod wodzą Roberta poszliśmy do Peli, gdzie mieliśmy posprzątać.
Ja, Wojtek, Ciego, Żołądź poszliśmy z Pelą na grzyby. Oręba też
szedł, ale nielegalnie, bo nie rozumiał, że my nie idziemy dla przyjemności,
bo gdy znajdziesz w lesie na polanie i nie wiesz jak wrócić, a musisz
zdać się na instynkt, wyczucie staruszki - koszmar na wrotkach podczas
jazdy po żwirze. Robert w domu Peli kierował chłopakami i nadzorował
drobne naprawy. (Cygan dusił kury...)
Po kolacji był konkurs kulinarny. Ja zrobiłem omlet z dżemem. Był
on bardzo dobry i tylko należało go jeść po nocy, bo mleko w proszku
nie nadaje się do omletów (nie spajają się i wyglądają jak rzygi...).
Nowy robił naleśniki, Wojtek też, tyle, że z budyniem. Kacper zrobił
sałatkę (łatwizna). Czychu poza konkursem robił karmelek. Ponieważ
nie umył patelni kucharka rano wyrzuciła ją do kosza szybkim ruchem
przedramienia, bo nie nadawała się już do niczego.
30 lipiec
Repionierka z tego obozu kojarzy mi się z labą. Wierzyciele i Traperzy
suszyli namioty na "Patelni" leżąc na nich. Dziewczyny nosiły swoje
dychy na dół i z powrotem...
Nowy i Wojtek zrobili groby swoim spodniom. Robert kazał komuś tam
spalić kupę chrustu, ale przyjechał Sęp i powiedział, że on to zużyje.
Od obiadu do wieczora leżałem na przyczepie z Kacprem, gapiąc się
w niebo. Potem przyszła Anka M. i też leżała z nami. O północy odbył
się apel pożegnalny.
31 lipiec
Pamiętam, że z Robertem składaliśmy kuchnię. W składzie grupy były
też Maski. Pamiętam, że je pogoniłem. Widziałem zachwyt w oczach
małych dziewczyn (i Mizerki).
W tym czasie wszyscy starsi wyjechali pociągiem, zostawiając młodszych
samych sobie. Było to naprawdę nie w porządku...
Mój brat i Czacza wyjechali Avią do Warszawy. Fajne było to, że
załadowali worki ze śmieciami, bo w tym roku wywoziliśmy śmiecie.
Potem jechaliśmy z Druhem i widzieliśmy na parkingu pod Augustowem
rząd worków. Wtedy padło stwierdzenie "Nasi tu byli...".
Tego roku na przyczepie ustawiono najwyższą górę sprzętu w historii.
Do magazynu pojechałem ja, Wojtek, Artur, Marcin B. Ja z Wojtkiem
jechaliśmy na tej górze sprzętu kurczowo trzymając się misek i osłaniając
się nimi od drzew (gałęzie).
Oręba podobno siedział od 10:00 - 13:00 w Mikaszówce i czekał na
autokar. Cały obóz wyjechał o 13:30 z Gruszek.
My pakowaliśmy ten sprzęt do komórki w Gruszkach. Nie była ona jeszcze
zrobiona i pełno było tam mysich i kurzych bobków. Potem tacy zakurzoni
i brudni wsiedliśmy do druhowej Renówki i pomknęliśmy (160 km/h)
do Warszawy. Mieliśmy tradycyjny przystanek w Rajgrodzie. Tam Druh
powiedział, że uważa obóz za udany, bo nikt na nim nie chorował.
Wracając wyglądaliśmy dziwnie:
- Renówka była na francuskich numerach.
- W środku było mnóstwo bagaży i skrzynek - jak
u Ruskich.
- Siedziało w środku trzech brudnych Rumunów, a
prowadził brodacz - Cyganie (?)
Po drodze pamiętam, że wywiało nam pracę na SH dh
Ani Matysiak... Znalazła się ona na masce Peugota jadącego za nami.
Jechaliśmy za nim 15 minut, po czym zwiało kartkę na pole. Szybki
wypad i mamy pracę w nienaruszonym stanie. Na koniec wspomnę kilka
różnych spraw związanych z tym obozem:
- Było dwoje oboźnych. Iga rano gwizdała pobudkę,
co tak rozleniwiło Roberta, że ten gwizdał potem zbiórkę na gimnastykę.
- Mieliśmy kiepską pogodę od 1 do 31 lipca było
tylko 8 dni bez deszczu, 5 pochmurnych.
- Na tym obozie była poruszana kwestia rozbudowy
drużyn, bo mieliśmy podobno za dużo kadry. Pamiętam, że Druh rozmawiał
z Anką Sulińską, która potem zostawiła dziewczyny (co moim zdaniem
było drobnym kamyczkiem lawiny, która ostatnio się stoczyła).
Własną drużynę miał mieć Artur, mnie chciano się pozbyć z drużyny
młodszoharcerskiej, bo dwóch przybocznych to, aż nadto. Zostałem,
ale do dziś nie wiem czy uczyniłem dobrze...
- Z takich przyjemniejszych sytuacji były to rozmowy
Wierzycieli po ciszy nocnej. Pewną tradycją jest, że najstarszy
zastęp nie przestrzega ciszy. Kiedyś leżąc po radzie (ok. 23:30)
na swojej pryczy, przysłuchiwałem się rozmowie z namiotu obok.
Gdy usłyszałem, że "trzy minuty drapania zastąpią każdą kąpiel"
po prostu spadłem ze śmiechu na ziemię...
- Pewnego dnia Asia przyszła do obozu załamana,
zgubiła zegarek. Następnego dnia znaleziono zegarek w kanale obok
pomostu. W środku między wskazówkami małe żyjątka urządziły sobie
akwarium. To było fajne akwarium.
|
|
|
|
Następny Obóz
|
|
Przypisy:
|
|
1. W/G Czaczy
- "O ile pamiętam to był ryż po indyjsku z sosem beszamelowym." |
do
tekstu... |
2. W/G Marcina
B. - "Wtedy wszyscy w SH byli wegetarianami, stad masło roślinne."
- Oprócz mnie! - przyp. Konrad |
do
tekstu... |
3. W/G Czaczy
- "Cały ten zagajnik miał być wtedy wykarczowany (tak to sobie
wymyśli dh J), ale ogół się nie zgodził. Cała zabawa z przeciąganiem
liny pomyślana została właśnie jako wstępne karczowanie. Mógłbyś
o tym wspomnieć." |
do
tekstu... |
4. W/G Czaczy
- "To byłem konkretnie ja i Michał Kaczmarek. Nad ranem. Jestem
pewien (90% ;-), że tej nocy działaliśmy tylko my dwaj. Nie
wiem nic o butach." "Mało wiesz." - przyp. Konrad |
do
tekstu... |
5. W/G Konrada
P. - "Mecz: SH vs "reszta". Luciu uprawiał sport !!! Świetnie
sobie radził powstrzymując Czycha, a pewien brutal kopnął Druha
w twarz..." |
do
tekstu... |
6. W/G Lucia
- "Od 1/3 obozu to my nazywaliśmy się "Tumiwisie". |
do
tekstu... |
7. W/G Lucia
- "To był alarm ppoż. Najpierw wybiegliśmy całkowicie ubrani
(oczywiście pod piżamami) w bojówki, 65-ki, itp. Gdy kazano
nam się rozebrać wybiegliśmy w slipkach."
W/G Marcina - "Najpierw wybiegli w pełnych polówkach, bo byli
przygotowani na alarm. Wtedy Pytol ich odesłał, żeby przebrali
się w piżamy, a oni wybiegli w butach i kąpielówkach. Dostaliśmy
spazmów ze śmiechu."
W/G Cza-Czy: "Zgadzam się z wersją Lucia, ale nie pasuje mi
czas. Spróbuj połączyć ten alarm, z poprzednim." Napewno - kronika
Cichy |
do
tekstu... |
8. W/G Lucia
- "Historia o Kacprze jest trochę inna."
W/G Marcina - "Szukali m.in. po lesie. Sytuacja była o tyle
zabawna, że byłem szefem SH, ale mieszkałem przez obóz retro
w namiocie obok. Oficjalnie szefował im Luciu. Ja przeniosłem
się tam po Retro, wraz z Filomeną K. (Kamińską - przyp. Cichy).
Rozstawiliśmy dodatkowy namiot, przyłączając go wylotem do nieźle
już przegniłego slumsu."
W/G Konrada P. - "Nie wykonaliśmy karniaka jako zastęp, tylko
dostaliśmy na apelu porannym naganę. A tak w ogóle, to się zaczęło
od Czaczy, który na karniaku nie mógł rozstawić "tego głupiego"
namiotu i wziął to "olał". Wtedy przyszedł do nas Kacper i kazał
całemu zastępowi go rozstawić. Co było potem, nie będę pisał..."
|
do
tekstu... |
9. W/G Joanny
G. - "Kolonijka zuchowa to byli Traperzy - świetny skład: Ja,
Marcin Suliński, Aga Bakalarska, Ania Pietruczuk, Kasia Maroszek
i Dominika Dziewuska. Słynne nocne rady z podpaleniem komendy
i łykaniem lekarstw. To była świetna kolonijka, trwała 3 tygodnie.
Wszyscy byli przemoczeni (lało bez przerwy - przyp. Cichy),
ale w świetnych nastrojach. Wtedy zuchem był Marcin Migdalski,
Marcin Pająk i w ogóle cały skład KV (obecny)". |
do
tekstu... |
10. W/G Marcina
B. - "Z tym słoneczkiem to niestety prawda. Nie lubiliśmy jak
nas rano budzono." |
do
tekstu... |
11. 1 prycza.
Razem były dwie. - przyp. Cichy |
do
tekstu... |
12. W/G Joanny
G. - "Festiwal wygraliśmy pląsem "Jedzie kowboj" -
(pląs)." |
do
tekstu... |
|
|
|