|
MIKASZÓWKA V
Czas
trwania: 23 dni (15.07 - 06.08.1992)
Obrzędowość: Piraci, ONZ, Robin Hood
UWAGI:
- Szczupły materiał histograficzny nadal nie pozwala
w części ustalić chronologii zdarzeń.
- Przed obozem odbyła się kolonijka zuchowa, a
równocześnie z nią kwaterka.
|
|
Przed
właściwym obozem odbyła się kolonijka zuchowa i równolegle do niej
kwaterka. Rok 1992 był to czas kiedy zdawałem do Sowińskiego, więc
nie byłem na całej kwaterce. Zaraz pod koniec czerwca pojechałem
z ojcem , dh Babcią, Konradem i Robertem do Mikaszówki wioząc cały
sprzęt kuchenny i materace. Na bindudze byliśmy krótko. Rozładowaliśmy
sprzęt. Na miejscu został Konrad i Robert. Wracając dh Babcia i
ojciec zamówili obiad w restauracji w Augustowie. Pamiętam, że knajpka
była już zamknięta, a my byliśmy ostatnimi klientami. Z właścicielem
lokalu rozmawiali o denominacji pieniądza ojciec i Druh. Na właściwą
kwaterkę pojechałem z zuchami. Ta kolonijka zuchowa była pierwszą
od czasów I Mikaszówki, miała obrzędowość na Indian. Komendę nad
nią miał Maciek Tomaszewski, który był "Wódzpikerem". Szóstkowymi
w kolonijce byli m.in. Piotr Bąk, Kasia Maroszek, Marcin Orębski
i Filomena Kamińska. Kasia miała "Spec commando" złożone z Rafałka,
Agaty, Michała i innych niesfornych dzieci, których rodzice "przypadkiem"
mieszkali w zgrupowaniu... Aktywna była Agata, ale Rafałek był trudnym
dzieckiem, gdyż często walił kupę w majty i trzeba było go myć.
Któregoś wieczoru Rafałek uczestniczył w wieczornym kominku. Długo
się nie chciał przyznać do swego czynu. Jednak trafił na kąpielisko,
gdzie Kasia doprowadziła go do stanu "czystości". Nie zdążyli wrócić,
gdy Rafałek wymagał powtórnej kąpieli. Inne dzieci bardzo dokazywały,
tak że pewnego dnia Kasia dostała "urlop", a dzieci powędrowały
pod opiekę rodziców. Pamiętam Kasię, która siedziała odrętwiała,
ze wzrokiem tępo wbitym w dal, taka osowiała, wymęczona psychicznie...
Piotr Bąk, który miał samych chłopców w szóstce,
wszedł kiedyś do namiotu i ujrzał trzech swoich podopiecznych leżących
nago na jednej kanadyjce. Jego szczęka z hukiem zadzwoniła o ziemię.
Kiedyś poproszono abym czytał dzieciom bajkę. Czytałem im o "żółwiach
Ninja". Dzieci były szczęśliwe, a mnie wyproszono po dwóch godzinach
stwierdzeniem, że jestem świr i jak mogę, bo dzieciom czyta się
bajki najwyżej 10 minut...
Z kolonijki pamiętam jeszcze motyw z bałaganem. Maciek cały dzień
ukrywał się przed dziećmi, bo walczył ze złym duchem brudem. Ukrywał
się w domku bindugowego. Dzieci podobno niechętnie, ale posprzątały...
Równolegle z kolonijką odbywała się kwaterka. Mieszkaliśmy
w dwóch namiotach. Kuba, Kacper, Szymon, Żołądź w jednym, Czychu,
ja, Mały Cichy, Nowy, Kaczmarek w drugim. Na kwaterce była też Asia
Goleń i Iga Kątny, potem przyjechały dziewczyny: Ania S., Asia i
Ania. Z kwaterki tej pamiętam burzę, która przechodziła nad obozem
w nocy. Gdy pioruny biły to w namiocie było jasno jak w dzień. Czychu
głośno myślał czy któreś drzewo sięga do naszego namiotu. Wtedy
błysnął piorun i wszyscy mieliśmy dusze, nawet nie na ramieniu,
ale gdzieś setki kilometrów od bindugi (nie umarliśmy...). W namiocie
obok nastroje były podobne, wszyscy siedzieli na plecakach. W czasie
kwaterki Kuba dowodził budową latryny na nowym miejscu. Latryna
ta była konstrukcją ogromną, siedząc w niej można było spokojnie
przybijać "piątkę" z pilotami przelatujących Migów.
Z tego okresu pochodzi kombajn do namiotu Piguły
zrobiony przeze mnie i Nowego, a używany on był jeszcze w roku 1996
(IX Mikaszówka). I używany jest nadal. Raz w życiu miałem palestynkę
i to było właśnie na tej kwaterce. Iga karmiła solą krowy w kuchni,
a jedno takie bydle zeżarło ręcznik na kąpielisku. Za drobne przekleństwo,
takie naprawdę łagodne, dostałem palestynkę i po nocy dymałem do
Mikaszówki. W drodze towarzyszyli mi Mały Cichy i Kuba, którzy na
karniaku musieli zasypać dołek na drodze do obozu. Dostali go od
dh Babci. Gdy włożyłem karteczkę w umówione miejsce poszedłem z
powrotem do obozu (karteczka leżała tam 3 tyg.).
W tym czasie Kuba i mój brat pracowali. Mój brat zemdlał na trochę,
więc Kuba miał wesoło...
Na tej kwaterce dh Babcia skasował tym razem przód
białego Fiata1 (przerobił go na Merca), ale okoliczności
nie są mi znane .
Ciekawym doznaniem kulinarnym były naleśniki, które przyprawiono
dżemem z drobinkami szkła, który Iga będąca w kuchni niechcący zbiła...
Pamiętam też, że na tej kwaterce po raz pierwszy
poruszono problem miłości na obozie. Wziął nas chłopców druh Jarek
na nowe miejsce, posadził na skarpie i powiedział, że on wszystko
rozumie, ale miłość najlepiej kwitnie na odległość i dlatego musimy
być twardzi, i wytrzymać. Jednak jak pokazała praktyka miłość rządzi
się własnymi prawami... Obóz piracki rozstawiliśmy od 15 do 18 lipca.
|
|
|
|
Składy zastępów |
Czerwony Korsarz
|
Koń Morski
|
De Ludojades
|
Ja
Robert Boszczak
Przemek Jurkiewicz
Rafał Tauter
Łukasz Piliński
|
Grzegorz Cichocki
Piotr Żemajtis
Jarek Kwiatkowski
Piotr Wróbel
Paweł Wszędyrówny
"Dzióla"
|
Kacper Szklarski
Kuba Poręcki
Szymon Osowski
Marcin Orębski "Oręba"
Piotr Bąk "Bąku"
Łukasz Nowacki "Nowy"
|
Delfin
|
Karmazynowy Pirat |
Michał Kaczmarek "Miś"
Krzyś Kamiński
Tadek Zwierzyński
Michał Korczyński "Kruger"
Artur Bahan
|
Maciej Tomaszewski
Jakub Albiński "Albin"
Michał Charon
Grzegorz Koper
Adam Łukomski
Paweł Dębiński "Dębiu" (?)
|
|
|
|
|
Na pionierce obozowej budowaliśmy wyposażenie namiotów.
Ja zbudowałem sobie pryczę, to że nogi miałem trochę dłuższe i zwisały
mi lekko z pryczy w niczym nie pomniejsza faktu, że spało mi się
komfortowo. Bramę stanowiły dwa maszty przyozdobione białymi żaglami.
Mieliśmy świetlicę, w której wisiała mapa Atlantyku namalowana przez
Roberta na dużym lnianym płótnie.
Mały Cichy miał też pryczę. W namiocie Kuby pryczy
nie miał Oręba, a po przestawieniu namiotu kombajn częściowo wystawał
poza połę. Drużyna Maćka miała dwa połączone namioty. Namioty tworzyły
krąg na dole, na polu (na patelni), które było zaorane i lekko porośnięte
trawą. Wszystko w obozie pokryło się lekką warstwą brązowego pyłu.
Przed każdym namiotem stał maszt, na który wciągane były flagi.
Mały miał czarną (namazaną markerem) z białą czachą, Kuba miał z
kolei białą z czarną czachą. Moja była trochę inna, bo zwisała z
masztu jak sztandar (była długa). Flaga ta była kombinacją flagi
amerykańskiej, czerwonego postrzępionego płótna z czarną czaszką
(białe oczy), a wszystko było przyozdobione żółtymi frędzlami. Michał
Kaczmarek ograniczył się do bandamki w barwach Południa z wojny
secesyjnej. Flagi Maćka nie pamiętam... Po środku placu apelowego
był maszt lekko wyższy od innych z banderą narodową. Pod nią była
tabliczka "RIP Krwawy Roger" i dwa piszczele. W głębi na górze stał
mały namiocik, w którym spał Czychu. Dół na śmieci, który robiłem
m.in. ja, zbudowany był na ramie, miał też dwie dziury i był za
płotem. Od samego początku zakazane było odlewanie się pod płotem
po nocy (karniak). W efekcie odlewaliśmy się niewiele dalej, bo
opieraliśmy się plecami o płot... Przez całą pionierkę zastęp Kuby
montował kabel telefoniczny z kuchni do obozu. Nie pamiętam aby
ten telefon kiedykolwiek działał. Potem robiono sobie z kabla prycze,
ale było to tandetne, bo się drut rozciągał. 18 lipca otwarto oficjalnie
nasz obóz. Na gwałt kończyłem "Ppoż." w kształcie łódeczki z żaglem.
"WYPRAWA PO SKARB KRWAWEGO ROGERA."
Starcy wspominają wciąż ogromne skarby Krwawego
Rogera, pierwszego i największego korsarza wszechczasów. Za szklankę
grogu opowiadają legendę o jego wyprawach do nowego świata, potyczkach
ze Złotą Armadą, śmiałych pojedynkach i pięknych kochankach. Ale
jest jeszcze jedna legenda, opowieść, która spędza sen z oczu wszystkim
- od kapitana do najgorszego ciury okrętowego. Oto gdzieś tam, w
dalekim Meksyku ukryty leży bajeczny skarb - skarb Krwawego Rogera.
Słyszeliście zapewne o Tangerze - wielkim porcie w Afryce, to tu
zbierają się wszystkie łotry, zabijaki i najgorsze szumowiny morza.
Nic dziwnego więc, że jest ulubionym miejscem spotkań piratów, prawdziwą
piracką stolicą. Był też miejscem wielu tajemniczych spotkań, których
efekty odczuwali dopiero wiele dni później marynarze hiszpańskich
Korwet i gubernatorowie odległych kolonii.
Pewnej ponurej nocy w tawernie "Pod Czarną
Kotką" spotkało się czterech kapitanów najlepszych okrętów pirackich
nowego świata. Leżała przed nimi wielka mapa żeglarska. Pochyleni
z uwagą słuchali słów prowadzącego. Oto podobno leży przed nimi
legendarna mapa Krwawego Rogera z zaznaczonym skarbem. Marynarz
kupił ją za bezcen od starego Araba, który nie miał zielonego pojęcia
o prawdziwej wartości planu. Wzrok wszystkich przyciągnęła mała
naniesiona kropka przy Vera Cruz, zaznaczona w miejscu gdzie obecnie
znajduje się zamknięta przystań - skarb (?), skarb Krwawego Rogera.
Nikogo nie trzeba było przekonywać - taka szansa mogła się już nie
trafić. Po ustaleniu kursu i ewentualnego podziału łupów wszyscy
rozeszli się na swe okręty. Zaczęło świtać. Był 18 lipiec 1674 r.
|
|
|
|
Następna data, którą pamiętam (tzn. pamiętam co się
działo czytając plan pracy) był 21 lipca - chatki. Nasza chatka
była tam gdzie w zeszłym roku miał chatkę Czychu (koło mostu na
Piecówce). Dużo wykorzystaliśmy materiału ze starej chatki Czycha.
W ogóle okazało się, że po zeszłym roku są nierozebrane chatki.
Kuba z zastępem przestawili taką na nowe miejsce. Oni też znaleźli
słoik pasztetu i zostawili go tam gdzie był. Na chatki z zastępem
mojego brata poszedł Oręba, bo brat miał anginę. Ich chatka położona
była przy obozie dziewczyn wśród brzóz, zbudowana z brzóz, szczerze
mówiąc pomimo, że była na wierzchu każdy miał problemy
aby do niej trafić. Na
chatkach chłopaki uzupełniali z zastępami notatniki. W nocy była
gra. Trzeba było podejść wieżę i namiot SH. Wieża ta to była brama
z zeszłego roku tyle, że przestawiona na lewą stronę
drogi2 . Ja podchodziłem od strony kuchni. Przeszkadzał
nam księżyc, ale jego nie dało się zgasić. SH nikt nie podszedł...
Następnego dnia rozwalając chatkę znaleźliśmy kociołek pozostawiony
w lesie. 23 lipca przed obiadem wszyscy zastępowi + zastęp Kuby
poszliśmy z jednym starszym panem na motyle. Po południu była gra
ze zdobywaniem fortu, biegaliśmy z numerkami na głowie, SH pływało
pontonem po kanale i w ogóle było śmiesznie.
24-25 lipca była dwudniowa olimpiada. Łącznie z przygotowaniem był
to typowy standard. Tym razem miała być "kosmiczna", ale wszyscy
woleli batony. Ja z Patrycją byliśmy liderami "Marsa". Był też "Twix"
oraz "Bounty". Nasza flaga była duża, żółta z czerwonym napisem.
Ostatnio wisiała w izbie pamięci podpisana przez wszystkich uczestników
zespołu. 29 lipca rozpoczynał się rajd trzydniowy. Maciek poszedł
osobno... Miały być dwie grupy. Jedna Czycha złożona z zastępowych
+ zastęp Kuby, druga z młodszych, Roberta i Lucia.
Wybór grupy miał tylko Szymon i wybrał tą słabszą grupę Roberta.
Tu doszło do buntu, bo mój brat i Oręba też chcieli iść z Robertem.
Czychu stwierdził, że mają dyktaturę. Mój brat stwierdził, że to
wali. Sprawa oparła się o dh Jarka. W końcu stanęło na tym, że idą
z młodszymi, ale po powrocie piszą sobie plan pracy i wegetują obok
obozu, mając prawo do posiłków. Zwiedzili na rajdzie bunkry.
Grupa Czycha próbowała pobić rekord Gośki z II Mikaszówki i uczyniła
to. Szliśmy przez Wołkusz do Bartników (?). Zwiedzaliśmy bunkry
pod Wołkuszem. Po drodze przechodziliśmy przez las, w którym była
strefa zakazu wstępu. Przeszliśmy przez nią beztrosko. U wyjścia
z lasu i strefy stali leśnicy. Wszyscy głośno powtarzali "nazywam
się Marcin Orębski, mieszkam Cokołowa 4/51, Warszawa". Leśnicy zapytali
się nas czy mamy duże noże. Każdy z nas zciemniał, że te "finki"
to tylko scyzoryki. Na pytanie czy mamy zapałki, Kuba podskoczył
i stwierdził "Jasne, że nie". W kieszeniach grzechotało mu mnóstwo
drobiazgów, zapałki też. Leśnicy pomogli nam na tyle, że wiedzieliśmy,
że jesteśmy jeszcze w Polsce. Pierwszy nocleg mieliśmy w Starożyńcach
(?). Najpierw zaprowadzono nas do stodoły gdzie przycupnęliśmy w
kąciku. Potem przyszedł gospodarz i przenieśliśmy się do domu, gdzie
spaliśmy w izbie na drewnianej podłodze. Był to dzień płacenia jakiegoś
podatku i wszyscy chodzili we wsi źli. Ja gdy myłem zęby na podwórzu
nagle ujrzałem jak rozwarły się gwałtownie drzwi od stodoły. Kobieta,
współwłaścicielka gospodarstwa złorzecząc na czym świat stoi, siedząc
na traktorze, wcisnęła gaz do dechy i z piskiem gum zniknęła na
drodze za bramą. Resztę wieczoru przycupnęliśmy w izbie życząc sobie
nawzajem, że nie ma bata, że nie wstajemy przed 9 rano.
O 6 rano zostaliśmy poinformowani, że gospodarze chcą iść w pole.
Pamiętam, że pierwsze słowo nasze to było sakramentalne (!#$%^$@$&).
0 6:30 byliśmy na asfaltówce do Lipska. Samo miasto zwiedziliśmy
w 10 minut. Pamiętam, że niosłem chleb. W Lipsku wysiadły mi nogi.
Resztę drogi szedłem opóźniając grupę. Lipsk to małe prowincjonalne
miasteczko z ryneczkiem. Dokoła są pola z bunkrami wśród zbóż. Tego
dnia nocleg mieliśmy mieć nad chlewem, ale na szczęście okazało
się, że jest to jeszcze jedna stodoła. Kosztowała nas "flaszkę".
Wracałem z grupą Roberta, a Czychu z resztą robili małe "kolanko"
aby zrobić 80 dych. Wieczorem po powrocie z rajdu podchodziło nas
SH. Mój zastęp dostał punkt na kąpielisku w miejscu przypuszczalnego
desantu. Niestety SH podchodziło obóz od strony lasu (bagno!) i
do strony polany desantując się za domkiem między nami, a obozem.
W momencie końca gry byli w połowie polany i niezauważeni w ciągu
15 minut byliby w obozie. Czychu bardzo się zdziwił gdy przyszedł
do nas na kąpielisko i nie zauważył nas, do momentu, aż się nie
poruszyliśmy.
1 sierpnia była gra po lesie. Biegaliśmy za dziewczynami,
a one za nami i mazaliśmy się farbami. Wieczorem było ognisko o
Powstaniu z tradycyjnymi gazeciarzami (w trakcie gawędy przybiegł
ktoś z niby rozkazem, że coś się stało - data z Powstania). 4 sierpnia
zakończono obóz i podsumowano współzawodnictwo. Na ostatnim apelu
postanowiono mi pomóc i zrobiono sprawdzian mundurowy. Maciek był
szybszy i zdobyli więcej punktów. Tak więc z 1 pkt. przewagi spadłem
do 3 punktowej (niedowagi?). Z tymi punktami to było tak, że w połowie
obozu mój zastęp doszedł do wniosku, że zdobywają punkty. W ciągu
dwóch dni przegonili najstarszy zastęp Kuby i pół obozu toczyliśmy
zażartą walkę z zastępem Maćka. Fakt, że reszta została w szarym
tyle, a moi ludzie będący pierwszy raz na obozie przegrali trzema
punktami z zastępem Maćka napawał mnie dumą. W nagrodę zostali oni
wpisani na mapę i zdobyć mieli skarb. Z tym skarbem okazało się,
że to jest kit, bo były to nędzne słodycze + owoce, pomidory i ogórki.
Na obozie tym było też parę wydarzeń, których nie jestem w stanie
umiejscowić w czasie. Pierwszym faktem był Miś Kaczmarek i jego
zastęp. Michał był raczej mało charyzmatycznym przywódcą. Jego ludzie
machali wciąż pompki i czołgali się. Krzyś Kamiński odbywał długie
spacery, symulując chorobę wędrował do Piguły (młoda, fajna Ela).
Pewnego razu Krzyś zerwał listek. Miś kazał Krzysiowi przyszyć listek
z powrotem do drzewa. Sam widziałem potem różową nitkę sterczącą
z drzewa...
W połowie obozu do komendy wpłynęła piśmienna petycja o zmianę zastępowego
podpisana przez wszystkich ludzi zastępu "Delfin". Sprawa i tym
razem oparła się o dh Jarka, brał on udział w radzie drużyny. Miś
Kaczmarek został w trybie pilnym przeniesiony do SH, gdzie nie ukrywajmy
przyjęli go chłodno. Należał do nich z dniem 1.09.92.
Z Misiem Kaczmarkiem wiąże się jeszcze taki fakt. Była zorganizowana
gra nocna przez dh Babcię. Gra była dla chętnych: szedłem w patrolu
z Nowym i Kaczmarkiem. Pierwszy punkt za Tartakiem pomogli nam znaleźć
turyści, bo był to słupek ukryty w krzakach, nie do znalezienia
nawet w dzień. Całą drogę Michał narzekał, że bolą go nogi i wlókł
się z tyłu. Był moment na grze, gdzie wyszliśmy poza mapę. Na pewno
przechodziliśmy przez Gruszki. Michał chciał zjeść jabłko. Stwierdziłem,
że to nie po harcersku kraść jabłka o 100 w nocy. Michał nie ograniczył
się do jednego, ale przeparadował przez całą wieś z gałęzią w ręku.
Częste na obozie były mydełka "Palmolive". Na festiwalu taką metalową
tubką uszkodziłem oko bratu zupełnie przez przypadek. Jeździł on
potem do Białegostoku. Do dziś go tam strzyka, gdy pogoda się zmienia...
|
|
|
|
Paweł
Wszędyrówny "Dzióla" to był człowieczek cichy i spokojny oraz z
dziwną skórą, z ciemnymi plamami. Czychu i Robert kazali mu się
umyć. Potem sami go szorowali pumeksem, szczotką, a nawet spirytusem.
Musieli się poddać i Dzióla pozostał sobą... Jak już wspomniałem
prawdziwym przekleństwem był kabel telefoniczny. Nie pamiętam żeby
ten telefon działał chociaż raz. Zastęp Kuby klął go na czym świat
stoi. Pewnego razu zamiast mydełka Kuba i Kacper dostali karniaka
i mieli przynieść z kąpieliska wodę w ustach do obozu. Trzy razy
próbowali ze śmiechu nie wytrzymując. Robert nie dał nabrać się
na ślinę. Za 5 razem jeden z nich wywrócił się parę metrów przed
bramą wylewając zawartość ust na ziemię...
Pomimo odosobnienia od dziewczyn na obozie była praktykowana miłość.
Na pytanie z komendy "Gdzie jest Kuba?" zawsze padało stwierdzenie
"U Asi.". Słyszałem, że chodził tam przesiadywać na kanadyjce i
wracał - nic szczególnego. Robert zastanawiał się co my widzimy
w tych dziewczynach, my mu mówiliśmy, że jest już za stary aby to
pojąć... Z Kubą wiąże się jeszcze fakt, że kiedyś wieczorem gdy
Jarek Kwiatkowski się mył na pomoście Kuba złapał go za nagi i podniósł
do góry. Jasio od pasa w górę zanurzył się w wodzie. Zaraz potem
ku ogólnej uciesze gawiedzi Robert wrzucił Kubę do wody. Zrobił
to tak sprytnie, że gdy ten stał już po pas w wodzie spytał się
"(!#$%^$@$&), który?". "Ja - mydełko" odpowiedział Robert. Między
innymi za to i inne tego typu sprawy Kuba nie dostał frędzli.
Naszym oboźnym jak się domyślacie był Robert Koper. Pamiętam jak,
któregoś ranka odgwizdał pobudkę. Wyszliśmy z myjołami i ujrzeliśmy
go w piżamie z myjołami mocno zaspanego. Gdy wszyscy się zebrali
Robert obmacując się szukał gwizdka. Nie znalazł go. Ziewnął i mruknął
"Auamałuła" i machnął ręką. Wyczuwając intencje oboźnego poszliśmy
się myć. Innym razem chyba w niedzielę Robert postanowił się ogolić.
Było to podczas kąpieli. Przykucnął na czworakach przed takim maciupkim
lustereczkiem. My jak jeden mąż skupiliśmy się w ciszy w około,
tak że czuł nasze oddechy. Siedząc tak obok w zupełnej ciszy kontemplowaliśmy
każdy ruch oboźnego, czekając co powie jak się zatnie. W końcu spragnieni
świeżej krwi ujrzeliśmy ją na policzku, wtedy padło sakramentalne
(!#$%^$@$&). Nie pamiętam aby Robert miał mydełko (?).
Na tym obozie była też oczywiście Noc Duchów. Tym razem budziłem
delikwentów mówiąc im, że mają bieg na Ochotnika. Nie pamiętam który, jeden z dzieciaków dostał latarkę Osram halogen 500m i poszedł w las. W pewnym
momencie oślepiła mnie łuna światła. To był powracający pacjent,
który wracał po nóż, bo w lesie było mu ciemno...
Mały Albin wyszedł z przyborami do mycia i w piżamie. Na moje pytanie
"Co on?" odpowiedział "Przecież k... myć się miałem...". Gdy opanowałem
śmiech kazałem mu się ubrać i wysłałem go do lasu. Potem okazało
się, że Albin miał obiecane mydełko...
Najprawdopodobniej na kwaterce Czychu stwierdził,
że włamujemy się do domku na polu Sępa. Szymon wtedy odrzekł "Za
późno..." Okazało się, że przedsiębiorczy chłopcy włamali się już
do domku. Przez okno, które wypadło ze ściany i spadło na Kacpra.
Kacper głową stłukł szybę, a rama leżała na ziemi, a on stał po
środku. Wszyscy myśleli już o najgorszym, ale Kacper nie miał nawet
rysy. Chłopcy przybili okno (ramę) z powrotem. Potem wytłumaczyli
Sępowi, że to byli wędkarze. Sęp dziwił się co oni mogli w bagnie
łowić. Na kwaterce lub pionierce odbyliśmy też szaloną jazdę po
żerdzie, jadąc w przyczepie Sępa z drewnem na rympał przez las.
Modne były na obozie kleszcze. Najsłynniejszego miał Oręba. Gdy
poszedł do Piguły ta zamknęła namiot izolatki i usłyszeliśmy "Skubany!"
(Piguła była zdziwiona). Od tej pory do końca obozu Oręba był "kleszfakerem".
Nie
pamiętam konkretnej daty, ale SH urządziło festyn taki typowy jak
za czasów Robin Hooda. Były strzały z łuku, przepychanie
się (judo) z Czychem w obrębie koła, pojedynek z Adamem i Luciem
na kije, rzuty szyszkami (strzały z procy) do celu, utarczki słowne
z Igą, salon makijażu i mnóstwo innych atrakcji3
(mógł to być 13 dzień obozu). Pamiętam, że była to bardzo dobra
i fajna impreza. Z takich międzyobozowych spotkań pamiętam sceny
z kuchni, kiedy to przejmujący instruktorzy służbowi przychodzili
z białymi chusteczkami badając czystość stołów, garów i innych obozowych
przedmiotów. Z takich międzyobozowych mitów był fakt, że Marysia
Moczoń pokaleczyła się gotowanym makaronem...
Wbiła sobie kluska pod paznokieć i ten zaczął
krwawić.
Ważnym wydarzeniem obozu były otrzęsiny. Otrząsani
byli Nowy i Bąku. "Głównym oprawcą" był Robert. Były to otrzęsiny
z cyklu "masówek", gdzie wszyscy patrzyli na upokorzenie innych
- głupota.
|
|
|
|
Z typowych atrakcji, to było:
- krępowanie,
- jedzonko,
- mycie, golenie, itp.,
- przywiązani do pętli maszerowali boso przez las
na kąpielisko, gdzie wszyscy już uczestniczyli w zbiorowym obrzucaniu
się błotem...
|
|
|
|
Epizody:
Na rajdzie mieliśmy zupki samo podgrzewające się, na jednym z postojów
Kuba wylosował taką, która się nie podgrzała...
W czasie obozu Czychu nocował w małym namiociku. Kiedyś dziewczyny
przestawiły mu w nocy tropik o 180°. Czychu miał problemy z wyjściem
z namiotu. W rewanżu po nocy rozrzucaliśmy w obozie "ONZ" konserwy
typu "Pirat"...
KONKURS
C o to jest szczypalniczka?
odp. Jest to solniczka, bo nie soli się, tylko podaje się szczyptę
soli
Odpowiedzi prosimy przysyłać pocztą.
Można wygrać zlew.
|
|
|
|
Następny Obóz
|
|
Przypisy:
|
|
1. W/G Marcina
B. - "Wypadek Babci przeszedł do historii jako najspokojniejszy
(i chyba jedyny) wypadek w Mikaszówce. Babcia, tocząc się z
górki z majestatyczną prędkością 15 km/h stuknął się z innym
samochodem jadącym niewiele szybciej. Zbiegła się na to cała
okolica, ale zwolennicy krwi i bebechów okrutnie się rozczarowali." |
do
tekstu... |
2. W/G Marcina
B. - "Cichy nie przestawiliśmy wieży na drugą stronę drogi,
tylko o kawałek na polanie, ale po tej samej stronie." |
do
tekstu... |
3. W/G Marcina
B. - "(...) Iga i Czychu nie byli w SH; o ile pamiętam nie robili
Jarmarku w Nothingham."
W/G Joanny G. - "Igi nie było - a ja przepowiadałam przyszłość
jako cyganka - czyli Marion."
W/G Mnie - "Sam z Nowym próbowaliśmy wypchnąć Czycha z koła
- są zdjęcia. A Igę pamiętam, bo klęczała i przed nią klęczał
delikwent i musiał odpowiadać rymowankami na jej rymowanki,
i się nie powtórzyć." - przyp. Cichy. |
do
tekstu... |
|
|
|