Dużego Cichego Kroniki Mikaszówki
Lato 1988
Lato 1989
Lato 1990
Lato 1991
Lato 1992
Lato 1993
Lato 1994
Lato 1995
Lato 1996
Lato 1997
Zakończenie 1
Lato 1998
Lato 1999
Lato 2000
Lato 2001
Lato 2002
Zakończenie 2
Literatura
do druku...
(1.57MB / 98str.)

MIKASZÓWKA V

Czas trwania: 23 dni (15.07 - 06.08.1992)
Obrzędowość: Piraci, ONZ, Robin Hood

UWAGI:

  1. Szczupły materiał histograficzny nadal nie pozwala w części ustalić chronologii zdarzeń.
  2. Przed obozem odbyła się kolonijka zuchowa, a równocześnie z nią kwaterka.
 

Obóz jaki był, każdy widzi...Przed właściwym obozem odbyła się kolonijka zuchowa i równolegle do niej kwaterka. Rok 1992 był to czas kiedy zdawałem do Sowińskiego, więc nie byłem na całej kwaterce. Zaraz pod koniec czerwca pojechałem z ojcem , dh Babcią, Konradem i Robertem do Mikaszówki wioząc cały sprzęt kuchenny i materace. Na bindudze byliśmy krótko. Rozładowaliśmy sprzęt. Na miejscu został Konrad i Robert. Wracając dh Babcia i ojciec zamówili obiad w restauracji w Augustowie. Pamiętam, że knajpka była już zamknięta, a my byliśmy ostatnimi klientami. Z właścicielem lokalu rozmawiali o denominacji pieniądza ojciec i Druh. Na właściwą kwaterkę pojechałem z zuchami. Ta kolonijka zuchowa była pierwszą od czasów I Mikaszówki, miała obrzędowość na Indian. Komendę nad nią miał Maciek Tomaszewski, który był "Wódzpikerem". Szóstkowymi w kolonijce byli m.in. Piotr Bąk, Kasia Maroszek, Marcin Orębski i Filomena Kamińska. Kasia miała "Spec commando" złożone z Rafałka, Agaty, Michała i innych niesfornych dzieci, których rodzice "przypadkiem" mieszkali w zgrupowaniu... Aktywna była Agata, ale Rafałek był trudnym dzieckiem, gdyż często walił kupę w majty i trzeba było go myć. Któregoś wieczoru Rafałek uczestniczył w wieczornym kominku. Długo się nie chciał przyznać do swego czynu. Jednak trafił na kąpielisko, gdzie Kasia doprowadziła go do stanu "czystości". Nie zdążyli wrócić, gdy Rafałek wymagał powtórnej kąpieli. Inne dzieci bardzo dokazywały, tak że pewnego dnia Kasia dostała "urlop", a dzieci powędrowały pod opiekę rodziców. Pamiętam Kasię, która siedziała odrętwiała, ze wzrokiem tępo wbitym w dal, taka osowiała, wymęczona psychicznie...

Piotr Bąk, który miał samych chłopców w szóstce, wszedł kiedyś do namiotu i ujrzał trzech swoich podopiecznych leżących nago na jednej kanadyjce. Jego szczęka z hukiem zadzwoniła o ziemię. Kiedyś poproszono abym czytał dzieciom bajkę. Czytałem im o "żółwiach Ninja". Dzieci były szczęśliwe, a mnie wyproszono po dwóch godzinach stwierdzeniem, że jestem świr i jak mogę, bo dzieciom czyta się bajki najwyżej 10 minut...
Z kolonijki pamiętam jeszcze motyw z bałaganem. Maciek cały dzień ukrywał się przed dziećmi, bo walczył ze złym duchem brudem. Ukrywał się w domku bindugowego. Dzieci podobno niechętnie, ale posprzątały...

Równolegle z kolonijką odbywała się kwaterka. Mieszkaliśmy w dwóch namiotach. Kuba, Kacper, Szymon, Żołądź w jednym, Czychu, ja, Mały Cichy, Nowy, Kaczmarek w drugim. Na kwaterce była też Asia Goleń i Iga Kątny, potem przyjechały dziewczyny: Ania S., Asia i Ania. Z kwaterki tej pamiętam burzę, która przechodziła nad obozem w nocy. Gdy pioruny biły to w namiocie było jasno jak w dzień. Czychu głośno myślał czy któreś drzewo sięga do naszego namiotu. Wtedy błysnął piorun i wszyscy mieliśmy dusze, nawet nie na ramieniu, ale gdzieś setki kilometrów od bindugi (nie umarliśmy...). W namiocie obok nastroje były podobne, wszyscy siedzieli na plecakach. W czasie kwaterki Kuba dowodził budową latryny na nowym miejscu. Latryna ta była konstrukcją ogromną, siedząc w niej można było spokojnie przybijać "piątkę" z pilotami przelatujących Migów.

Z tego okresu pochodzi kombajn do namiotu Piguły zrobiony przeze mnie i Nowego, a używany on był jeszcze w roku 1996 (IX Mikaszówka). I używany jest nadal. Raz w życiu miałem palestynkę i to było właśnie na tej kwaterce. Iga karmiła solą krowy w kuchni, a jedno takie bydle zeżarło ręcznik na kąpielisku. Za drobne przekleństwo, takie naprawdę łagodne, dostałem palestynkę i po nocy dymałem do Mikaszówki. W drodze towarzyszyli mi Mały Cichy i Kuba, którzy na karniaku musieli zasypać dołek na drodze do obozu. Dostali go od dh Babci. Gdy włożyłem karteczkę w umówione miejsce poszedłem z powrotem do obozu (karteczka leżała tam 3 tyg.). W tym czasie Kuba i mój brat pracowali. Mój brat zemdlał na trochę, więc Kuba miał wesoło...
Na tej kwaterce dh Babcia skasował tym razem przód białego Fiata1 (przerobił go na Merca), ale okoliczności nie są mi znane .
Ciekawym doznaniem kulinarnym były naleśniki, które przyprawiono dżemem z drobinkami szkła, który Iga będąca w kuchni niechcący zbiła...

Pamiętam też, że na tej kwaterce po raz pierwszy poruszono problem miłości na obozie. Wziął nas chłopców druh Jarek na nowe miejsce, posadził na skarpie i powiedział, że on wszystko rozumie, ale miłość najlepiej kwitnie na odległość i dlatego musimy być twardzi, i wytrzymać. Jednak jak pokazała praktyka miłość rządzi się własnymi prawami... Obóz piracki rozstawiliśmy od 15 do 18 lipca.

 
   
Składy zastępów

Czerwony Korsarz

Koń Morski

De Ludojades

Ja
Robert Boszczak
Przemek Jurkiewicz
Rafał Tauter
Łukasz Piliński

Grzegorz Cichocki
Piotr Żemajtis
Jarek Kwiatkowski
Piotr Wróbel
Paweł Wszędyrówny
"Dzióla"

Kacper Szklarski
Kuba Poręcki
Szymon Osowski
Marcin Orębski "Oręba"
Piotr Bąk "Bąku"
Łukasz Nowacki "Nowy"

Delfin

Karmazynowy Pirat

Michał Kaczmarek "Miś"
Krzyś Kamiński
Tadek Zwierzyński
Michał Korczyński "Kruger"
Artur Bahan

Maciej Tomaszewski
Jakub Albiński "Albin"
Michał Charon
Grzegorz Koper
Adam Łukomski
Paweł Dębiński "Dębiu" (?)

 
   

Na pionierce obozowej budowaliśmy wyposażenie namiotów. Ja zbudowałem sobie pryczę, to że nogi miałem trochę dłuższe i zwisały mi lekko z pryczy w niczym nie pomniejsza faktu, że spało mi się komfortowo. Bramę stanowiły dwa maszty przyozdobione białymi żaglami. Mieliśmy świetlicę, w której wisiała mapa Atlantyku namalowana przez Roberta na dużym lnianym płótnie.

Mały Cichy miał też pryczę. W namiocie Kuby pryczy nie miał Oręba, a po przestawieniu namiotu kombajn częściowo wystawał poza połę. Drużyna Maćka miała dwa połączone namioty. Namioty tworzyły krąg na dole, na polu (na patelni), które było zaorane i lekko porośnięte trawą. Wszystko w obozie pokryło się lekką warstwą brązowego pyłu. Przed każdym namiotem stał maszt, na który wciągane były flagi. Mały miał czarną (namazaną markerem) z białą czachą, Kuba miał z kolei białą z czarną czachą. Moja była trochę inna, bo zwisała z masztu jak sztandar (była długa). Flaga ta była kombinacją flagi amerykańskiej, czerwonego postrzępionego płótna z czarną czaszką (białe oczy), a wszystko było przyozdobione żółtymi frędzlami. Michał Kaczmarek ograniczył się do bandamki w barwach Południa z wojny secesyjnej. Flagi Maćka nie pamiętam... Po środku placu apelowego był maszt lekko wyższy od innych z banderą narodową. Pod nią była tabliczka "RIP Krwawy Roger" i dwa piszczele. W głębi na górze stał mały namiocik, w którym spał Czychu. Dół na śmieci, który robiłem m.in. ja, zbudowany był na ramie, miał też dwie dziury i był za płotem. Od samego początku zakazane było odlewanie się pod płotem po nocy (karniak). W efekcie odlewaliśmy się niewiele dalej, bo opieraliśmy się plecami o płot... Przez całą pionierkę zastęp Kuby montował kabel telefoniczny z kuchni do obozu. Nie pamiętam aby ten telefon kiedykolwiek działał. Potem robiono sobie z kabla prycze, ale było to tandetne, bo się drut rozciągał. 18 lipca otwarto oficjalnie nasz obóz. Na gwałt kończyłem "Ppoż." w kształcie łódeczki z żaglem.

"WYPRAWA PO SKARB KRWAWEGO ROGERA."

Starcy wspominają wciąż ogromne skarby Krwawego Rogera, pierwszego i największego korsarza wszechczasów. Za szklankę grogu opowiadają legendę o jego wyprawach do nowego świata, potyczkach ze Złotą Armadą, śmiałych pojedynkach i pięknych kochankach. Ale jest jeszcze jedna legenda, opowieść, która spędza sen z oczu wszystkim - od kapitana do najgorszego ciury okrętowego. Oto gdzieś tam, w dalekim Meksyku ukryty leży bajeczny skarb - skarb Krwawego Rogera. Słyszeliście zapewne o Tangerze - wielkim porcie w Afryce, to tu zbierają się wszystkie łotry, zabijaki i najgorsze szumowiny morza. Nic dziwnego więc, że jest ulubionym miejscem spotkań piratów, prawdziwą piracką stolicą. Był też miejscem wielu tajemniczych spotkań, których efekty odczuwali dopiero wiele dni później marynarze hiszpańskich Korwet i gubernatorowie odległych kolonii.

Pewnej ponurej nocy w tawernie "Pod Czarną Kotką" spotkało się czterech kapitanów najlepszych okrętów pirackich nowego świata. Leżała przed nimi wielka mapa żeglarska. Pochyleni z uwagą słuchali słów prowadzącego. Oto podobno leży przed nimi legendarna mapa Krwawego Rogera z zaznaczonym skarbem. Marynarz kupił ją za bezcen od starego Araba, który nie miał zielonego pojęcia o prawdziwej wartości planu. Wzrok wszystkich przyciągnęła mała naniesiona kropka przy Vera Cruz, zaznaczona w miejscu gdzie obecnie znajduje się zamknięta przystań - skarb (?), skarb Krwawego Rogera. Nikogo nie trzeba było przekonywać - taka szansa mogła się już nie trafić. Po ustaleniu kursu i ewentualnego podziału łupów wszyscy rozeszli się na swe okręty. Zaczęło świtać. Był 18 lipiec 1674 r.

 
   

Następna data, którą pamiętam (tzn. pamiętam co się działo czytając plan pracy) był 21 lipca - chatki. Nasza chatka była tam gdzie w zeszłym roku miał chatkę Czychu (koło mostu na Piecówce). Dużo wykorzystaliśmy materiału ze starej chatki Czycha. W ogóle okazało się, że po zeszłym roku są nierozebrane chatki. Kuba z zastępem przestawili taką na nowe miejsce. Oni też znaleźli słoik pasztetu i zostawili go tam gdzie był. Na chatki z zastępem mojego brata poszedł Oręba, bo brat miał anginę. Ich chatka położona była przy obozie dziewczyn wśród brzóz, zbudowana z brzóz, szczerze mówiąc pomimo, że była na wierzchu każdy miał problemy aby do niej trafić. Solidna pionierka obozowa...Na chatkach chłopaki uzupełniali z zastępami notatniki. W nocy była gra. Trzeba było podejść wieżę i namiot SH. Wieża ta to była brama z zeszłego roku tyle, że przestawiona na lewą stronę drogi2 . Ja podchodziłem od strony kuchni. Przeszkadzał nam księżyc, ale jego nie dało się zgasić. SH nikt nie podszedł... Następnego dnia rozwalając chatkę znaleźliśmy kociołek pozostawiony w lesie. 23 lipca przed obiadem wszyscy zastępowi + zastęp Kuby poszliśmy z jednym starszym panem na motyle. Po południu była gra ze zdobywaniem fortu, biegaliśmy z numerkami na głowie, SH pływało pontonem po kanale i w ogóle było śmiesznie.
24-25 lipca była dwudniowa olimpiada. Łącznie z przygotowaniem był to typowy standard. Tym razem miała być "kosmiczna", ale wszyscy woleli batony. Ja z Patrycją byliśmy liderami "Marsa". Był też "Twix" oraz "Bounty". Nasza flaga była duża, żółta z czerwonym napisem. Ostatnio wisiała w izbie pamięci podpisana przez wszystkich uczestników zespołu. 29 lipca rozpoczynał się rajd trzydniowy. Maciek poszedł osobno... Miały być dwie grupy. Jedna Czycha złożona z zastępowych + zastęp Kuby, druga z młodszych, Roberta i Lucia. Wybór grupy miał tylko Szymon i wybrał tą słabszą grupę Banada Robin HoodaRoberta. Tu doszło do buntu, bo mój brat i Oręba też chcieli iść z Robertem. Czychu stwierdził, że mają dyktaturę. Mój brat stwierdził, że to wali. Sprawa oparła się o dh Jarka. W końcu stanęło na tym, że idą z młodszymi, ale po powrocie piszą sobie plan pracy i wegetują obok obozu, mając prawo do posiłków. Zwiedzili na rajdzie bunkry.
Grupa Czycha próbowała pobić rekord Gośki z II Mikaszówki i uczyniła to. Szliśmy przez Wołkusz do Bartników (?). Zwiedzaliśmy bunkry pod Wołkuszem. Po drodze przechodziliśmy przez las, w którym była strefa zakazu wstępu. Przeszliśmy przez nią beztrosko. U wyjścia z lasu i strefy stali leśnicy. Wszyscy głośno powtarzali "nazywam się Marcin Orębski, mieszkam Cokołowa 4/51, Warszawa". Leśnicy zapytali się nas czy mamy duże noże. Każdy z nas zciemniał, że te "finki" to tylko scyzoryki. Na pytanie czy mamy zapałki, Kuba podskoczył i stwierdził "Jasne, że nie". W kieszeniach grzechotało mu mnóstwo drobiazgów, zapałki też. Leśnicy pomogli nam na tyle, że wiedzieliśmy, że jesteśmy jeszcze w Polsce. Pierwszy nocleg mieliśmy w Starożyńcach (?). Najpierw zaprowadzono nas do stodoły gdzie przycupnęliśmy w kąciku. Potem przyszedł gospodarz i przenieśliśmy się do domu, gdzie spaliśmy w izbie na drewnianej podłodze. Był to dzień płacenia jakiegoś podatku i wszyscy chodzili we wsi źli. Ja gdy myłem zęby na podwórzu nagle ujrzałem jak rozwarły się gwałtownie drzwi od stodoły. Kobieta, współwłaścicielka gospodarstwa złorzecząc na czym świat stoi, siedząc na traktorze, wcisnęła gaz do dechy i z piskiem gum zniknęła na drodze za bramą. Resztę wieczoru przycupnęliśmy w izbie życząc sobie nawzajem, że nie ma bata, że nie wstajemy przed 9 rano.
O 6 rano zostaliśmy poinformowani, że gospodarze chcą iść w pole. Pamiętam, że pierwsze słowo nasze to było sakramentalne (!#$%^$@$&). 0 6:30 byliśmy na asfaltówce do Lipska. Samo miasto zwiedziliśmy w 10 minut. Pamiętam, że niosłem chleb. W Lipsku wysiadły mi nogi. Resztę drogi szedłem opóźniając grupę. Lipsk to małe prowincjonalne miasteczko z ryneczkiem. Dokoła są pola z bunkrami wśród zbóż. Tego dnia nocleg mieliśmy mieć nad chlewem, ale na szczęście okazało się, że jest to jeszcze jedna stodoła. Kosztowała nas "flaszkę". Wracałem z grupą Roberta, a Czychu z resztą robili małe "kolanko" aby zrobić 80 dych. Wieczorem po powrocie z rajdu podchodziło nas SH. Mój zastęp dostał punkt na kąpielisku w miejscu przypuszczalnego desantu. Niestety SH podchodziło obóz od strony lasu (bagno!) i do strony polany desantując się za domkiem między nami, a obozem. W momencie końca gry byli w połowie polany i niezauważeni w ciągu 15 minut byliby w obozie. Czychu bardzo się zdziwił gdy przyszedł do nas na kąpielisko i nie zauważył nas, do momentu, aż się nie poruszyliśmy.

1 sierpnia była gra po lesie. Biegaliśmy za dziewczynami, a one za nami i mazaliśmy się farbami. Wieczorem było ognisko o Powstaniu z tradycyjnymi gazeciarzami (w trakcie gawędy przybiegł ktoś z niby rozkazem, że coś się stało - data z Powstania). 4 sierpnia zakończono obóz i podsumowano współzawodnictwo. Na ostatnim apelu postanowiono mi pomóc i zrobiono sprawdzian mundurowy. Maciek był szybszy i zdobyli więcej punktów. Tak więc z 1 pkt. przewagi spadłem do 3 punktowej (niedowagi?). Z tymi punktami to było tak, że w połowie obozu mój zastęp doszedł do wniosku, że zdobywają punkty. W ciągu dwóch dni przegonili najstarszy zastęp Kuby i pół obozu toczyliśmy zażartą walkę z zastępem Maćka. Fakt, że reszta została w szarym tyle, a moi ludzie będący pierwszy raz na obozie przegrali trzema punktami z zastępem Maćka napawał mnie dumą. W nagrodę zostali oni wpisani na mapę i zdobyć mieli skarb. Z tym skarbem okazało się, że to jest kit, bo były to nędzne słodycze + owoce, pomidory i ogórki.
Na obozie tym było też parę wydarzeń, których nie jestem w stanie umiejscowić w czasie. Pierwszym faktem był Miś Kaczmarek i jego zastęp. Michał był raczej mało charyzmatycznym przywódcą. Jego ludzie machali wciąż pompki i czołgali się. Krzyś Kamiński odbywał długie spacery, symulując chorobę wędrował do Piguły (młoda, fajna Ela). Pewnego razu Krzyś zerwał listek. Miś kazał Krzysiowi przyszyć listek z powrotem do drzewa. Sam widziałem potem różową nitkę sterczącą z drzewa...
W połowie obozu do komendy wpłynęła piśmienna petycja o zmianę zastępowego podpisana przez wszystkich ludzi zastępu "Delfin". Sprawa i tym razem oparła się o dh Jarka, brał on udział w radzie drużyny. Miś Kaczmarek został w trybie pilnym przeniesiony do SH, gdzie nie ukrywajmy przyjęli go chłodno. Należał do nich z dniem 1.09.92.
Z Misiem Kaczmarkiem wiąże się jeszcze taki fakt. Była zorganizowana gra nocna przez dh Babcię. Gra była dla chętnych: szedłem w patrolu z Nowym i Kaczmarkiem. Pierwszy punkt za Tartakiem pomogli nam znaleźć turyści, bo był to słupek ukryty w krzakach, nie do znalezienia nawet w dzień. Całą drogę Michał narzekał, że bolą go nogi i wlókł się z tyłu. Był moment na grze, gdzie wyszliśmy poza mapę. Na pewno przechodziliśmy przez Gruszki. Michał chciał zjeść jabłko. Stwierdziłem, że to nie po harcersku kraść jabłka o 100 w nocy. Michał nie ograniczył się do jednego, ale przeparadował przez całą wieś z gałęzią w ręku. Częste na obozie były mydełka "Palmolive". Na festiwalu taką metalową tubką uszkodziłem oko bratu zupełnie przez przypadek. Jeździł on potem do Białegostoku. Do dziś go tam strzyka, gdy pogoda się zmienia...

 
   

Zakonnica w "kajaku"Paweł Wszędyrówny "Dzióla" to był człowieczek cichy i spokojny oraz z dziwną skórą, z ciemnymi plamami. Czychu i Robert kazali mu się umyć. Potem sami go szorowali pumeksem, szczotką, a nawet spirytusem. Musieli się poddać i Dzióla pozostał sobą... Jak już wspomniałem prawdziwym przekleństwem był kabel telefoniczny. Nie pamiętam żeby ten telefon działał chociaż raz. Zastęp Kuby klął go na czym świat stoi. Pewnego razu zamiast mydełka Kuba i Kacper dostali karniaka i mieli przynieść z kąpieliska wodę w ustach do obozu. Trzy razy próbowali ze śmiechu nie wytrzymując. Robert nie dał nabrać się na ślinę. Za 5 razem jeden z nich wywrócił się parę metrów przed bramą wylewając zawartość ust na ziemię...
Pomimo odosobnienia od dziewczyn na obozie była praktykowana miłość. Na pytanie z komendy "Gdzie jest Kuba?" zawsze padało stwierdzenie "U Asi.". Słyszałem, że chodził tam przesiadywać na kanadyjce i wracał - nic szczególnego. Robert zastanawiał się co my widzimy w tych dziewczynach, my mu mówiliśmy, że jest już za stary aby to pojąć... Z Kubą wiąże się jeszcze fakt, że kiedyś wieczorem gdy Jarek Kwiatkowski się mył na pomoście Kuba złapał go za nagi i podniósł do góry. Jasio od pasa w górę zanurzył się w wodzie. Zaraz potem ku ogólnej uciesze gawiedzi Robert wrzucił Kubę do wody. Zrobił to tak sprytnie, że gdy ten stał już po pas w wodzie spytał się "(!#$%^$@$&), który?". "Ja - mydełko" odpowiedział Robert. Między innymi za to i inne tego typu sprawy Kuba nie dostał frędzli.
Naszym oboźnym jak się domyślacie był Robert Koper. Pamiętam jak, któregoś ranka odgwizdał pobudkę. Wyszliśmy z myjołami i ujrzeliśmy go w piżamie z myjołami mocno zaspanego. Gdy wszyscy się zebrali Robert obmacując się szukał gwizdka. Nie znalazł go. Ziewnął i mruknął "Auamałuła" i machnął ręką. Wyczuwając intencje oboźnego poszliśmy się myć. Innym razem chyba w niedzielę Robert postanowił się ogolić. Było to podczas kąpieli. Przykucnął na czworakach przed takim maciupkim lustereczkiem. My jak jeden mąż skupiliśmy się w ciszy w około, tak że czuł nasze oddechy. Siedząc tak obok w zupełnej ciszy kontemplowaliśmy każdy ruch oboźnego, czekając co powie jak się zatnie. W końcu spragnieni świeżej krwi ujrzeliśmy ją na policzku, wtedy padło sakramentalne (!#$%^$@$&). Nie pamiętam aby Robert miał mydełko (?).
Na tym obozie była też oczywiście Noc Duchów. Tym razem budziłem delikwentów mówiąc im, że mają bieg na Ochotnika. Nie pamiętam który, jeden z dzieciaków dostał latarkę Osram halogen 500m i poszedł w las. W pewnym momencie oślepiła mnie łuna światła. To był powracający pacjent, który wracał po nóż, bo w lesie było mu ciemno...
Mały Albin wyszedł z przyborami do mycia i w piżamie. Na moje pytanie "Co on?" odpowiedział "Przecież k... myć się miałem...". Gdy opanowałem śmiech kazałem mu się ubrać i wysłałem go do lasu. Potem okazało się, że Albin miał obiecane mydełko...

Najprawdopodobniej na kwaterce Czychu stwierdził, że włamujemy się do domku na polu Sępa. Szymon wtedy odrzekł "Za późno..." Okazało się, że przedsiębiorczy chłopcy włamali się już do domku. Przez okno, które wypadło ze ściany i spadło na Kacpra. Kacper głową stłukł szybę, a rama leżała na ziemi, a on stał po środku. Wszyscy myśleli już o najgorszym, ale Kacper nie miał nawet rysy. Chłopcy przybili okno (ramę) z powrotem. Potem wytłumaczyli Sępowi, że to byli wędkarze. Sęp dziwił się co oni mogli w bagnie łowić. Na kwaterce lub pionierce odbyliśmy też szaloną jazdę po żerdzie, jadąc w przyczepie Sępa z drewnem na rympał przez las.
Modne były na obozie kleszcze. Najsłynniejszego miał Oręba. Gdy poszedł do Piguły ta zamknęła namiot izolatki i usłyszeliśmy "Skubany!" (Piguła była zdziwiona). Od tej pory do końca obozu Oręba był "kleszfakerem".
Walka na kijeNie pamiętam konkretnej daty, ale SH urządziło festyn taki typowy jak za czasów Robin Hooda. Były strzały z łuku, przepychanie się (judo) z Czychem w obrębie koła, pojedynek z Adamem i Luciem na kije, rzuty szyszkami (strzały z procy) do celu, utarczki słowne z Igą, salon makijażu i mnóstwo innych atrakcji3 (mógł to być 13 dzień obozu). Pamiętam, że była to bardzo dobra i fajna impreza. Z takich międzyobozowych spotkań pamiętam sceny z kuchni, kiedy to przejmujący instruktorzy służbowi przychodzili z białymi chusteczkami badając czystość stołów, garów i innych obozowych przedmiotów. Z takich międzyobozowych mitów był fakt, że Marysia Moczoń pokaleczyła się gotowanym makaronem...
Wbiła sobie kluska pod paznokieć i ten zaczął krwawić. Obiecanka

Ważnym wydarzeniem obozu były otrzęsiny. Otrząsani byli Nowy i Bąku. "Głównym oprawcą" był Robert. Były to otrzęsiny z cyklu "masówek", gdzie wszyscy patrzyli na upokorzenie innych - głupota.

 
   

Z typowych atrakcji, to było: Spragniony ?

  1. krępowanie,
  2. jedzonko,
  3. mycie, golenie, itp.,
  4. przywiązani do pętli maszerowali boso przez las na kąpielisko, gdzie wszyscy już uczestniczyli w zbiorowym obrzucaniu się błotem...
 
   

Epizody:
Na rajdzie mieliśmy zupki samo podgrzewające się, na jednym z postojów Kuba wylosował taką, która się nie podgrzała...
W czasie obozu Czychu nocował w małym namiociku. Kiedyś dziewczyny przestawiły mu w nocy tropik o 180°. Czychu miał problemy z wyjściem z namiotu. W rewanżu po nocy rozrzucaliśmy w obozie "ONZ" konserwy typu "Pirat"...

KONKURS
C o to jest szczypalniczka?
odp. Jest to solniczka, bo nie soli się, tylko podaje się szczyptę soli

Odpowiedzi prosimy przysyłać pocztą. Można wygrać zlew.

 

 

 

Następny Obóz

 

Przypisy:

 
1. W/G Marcina B. - "Wypadek Babci przeszedł do historii jako najspokojniejszy (i chyba jedyny) wypadek w Mikaszówce. Babcia, tocząc się z górki z majestatyczną prędkością 15 km/h stuknął się z innym samochodem jadącym niewiele szybciej. Zbiegła się na to cała okolica, ale zwolennicy krwi i bebechów okrutnie się rozczarowali." do tekstu...
2. W/G Marcina B. - "Cichy nie przestawiliśmy wieży na drugą stronę drogi, tylko o kawałek na polanie, ale po tej samej stronie." do tekstu...
3. W/G Marcina B. - "(...) Iga i Czychu nie byli w SH; o ile pamiętam nie robili Jarmarku w Nothingham."
W/G Joanny G. - "Igi nie było - a ja przepowiadałam przyszłość jako cyganka - czyli Marion."
W/G Mnie - "Sam z Nowym próbowaliśmy wypchnąć Czycha z koła - są zdjęcia. A Igę pamiętam, bo klęczała i przed nią klęczał delikwent i musiał odpowiadać rymowankami na jej rymowanki, i się nie powtórzyć." - przyp. Cichy.
do tekstu...