"Przyroda jak przygoda"
Powrót |
Po roku trwania reformy widać wyraźnie, że wprowadzenie
nowego przedmiotu nie stało się źródłem poważniejszych problemów. Świadczy
o tym brak żywszej dyskusji w środowisku oświatowym, a nade wszystko
stosunkowo niewielka liczba publikacji w prasie codziennej i pedagogicznej.
Wielu nauczycieli uzupełniło swoje wiadomości w ramach kursów i studiów
podyplomowych. Ci, którzy już wcześniej uczyli w sposób twórczy i nowoczesny,
czynią to nadal, tyle, że operując na większym obszarze wiedzy. Słabsi
najprawdopodobniej pozostali słabszymi, choć nie jest wykluczone, że
dla części z nich różnorodność programów nauczania i kolorowych, atrakcyjnych
podręczników, stała się czynnikiem wyzwalającym inicjatywę i zapał do
pracy. Doszło do pewnej stabilizacji, która zdaje się stanowić podstawę
do optymizmu. Jednym z podstawowych założeń reformy było nadanie kształceniu na poziomie podstawowym charakteru propedeutycznego. Za najważniejszy cel na tym etapie uznano przygotowanie ucznia do dalszej nauki: ukształtowanie umiejętności wypowiadania się (w mowie i piśmie), czytania ze zrozumieniem, rachowania i posługiwania się pojęciami matematycznymi, a także logicznego myślenia i korzystania z różnych źródeł wiedzy. Jako podstawowe zadanie postawiono przed nauczycielami kształtowanie u dziecka całościowego sposobu postrzegania świata i umiejętności harmonijnego funkcjonowania w społeczeństwie. W tym duchu została sformułowana "Podstawa programowa kształcenia ogólnego", jak również standardy wymagań, opublikowane w "Informatorze" dotyczącym sprawdzianu po klasie szóstej szkoły podstawowej. Czy praca tysięcy nauczycieli przyrody istotnie zmierza do realizacji tak nakreślonych zadań i osiągnięcia wskazanych celów? Odpowiedzi na to pytanie poszukiwałem w sposób pośredni, poprzez lekturę kilkunastu podręczników do przyrody (dla klasy czwartej i piątej). Założyłem, że każdy nauczyciel bazuje na jakimś podręczniku i chcąc nie chcąc, po części przynajmniej, dostosowuje swoją pracę do jego zawartości. Podstawowe spostrzeżenie było następujące: w miejsce tradycyjnych dyscyplin akademickich powstała nowa superdyscyplina: przyroda. Pod pretekstem wszechstronnego poznawania świata serwuje się uczniom koktajl pojęć z zakresu biologii, geografii, fizyki i chemii. Świat przyrody jawi się jako kalejdoskop kolorowych obrazów, z których każdy niesie w sobie przytłaczające bogactwo naukowych spostrzeżeń. Budowa materii sąsiaduje z opisem najbliższego środowiska, a ten z kolei z wykładem anatomii człowieka. W jednym z podręczników do klasy czwartej doliczyłem się stu czterdziestu trzech wyróżnionych w ramkach pojęć, a wśród nich: "choroba Downa", "rozwój emocjonalny", "starorzecze", "gnomon" itp. Na próżno szukać w podręcznikach wzorców różnych form wypowiadania się dostępnych umysłowi jedenastolatka. Nie ma fragmentów tekstów literackich, przykładów dzieł sztuki poświęconych przyrodzie i innych elementów, które wiązałyby ten przedmiot z innymi dziedzinami nauczania blokowego. W całej podręcznikowej koncepcji nauczania przyrody dominuje tradycyjne przeświadczenie, że celem szkolnej nauki jest przyswojenie pojęć i przekazanie wiedzy, którą "każdy wykształcony człowiek powinien posiadać". W pewnym, skądinąd bardzo poważnym wydawnictwie przekonywano mnie, że dobry podręcznik do przyrody musi wyjaśniać stosowną liczbę pojęć, bowiem jest to niezbędne, aby uczeń mógł zdać egzamin kończący szkołę podstawową. Otóż lektura przykładów zawartych we wspomnianym już informatorze egzaminacyjnym utwierdziła mnie w przekonaniu, że do zdania egzaminu nie będzie potrzebna znajomość nawet jednej definicji, a nieliczne pojęcia z zakresu przyrody wystarczy opanować intuicyjnie. Natomiast, i owszem, w sferze zagadnień przyrodniczych niezbędna okaże się umiejętność czytania ze zrozumieniem, logicznego myślenia, posługiwania się źródłami etc. Przytoczę w tym miejscu jeden szczególnie smakowity przykład, świadczący, że zbyt naukowe podejście do przyrody może wręcz przeszkodzić w pozytywnym zdaniu egzaminu. Pytanie testowe oparte jest na krótkiej historyjce obrazkowej, w której Tytus, Romek i A'tomek sadzą drzewka. Pod koniec pracy Tytus, który wcześniej "zasadził" już w młodym lasku grzyby, stwierdza: "Grzyby to za mało, przydałaby się jeszcze jakaś fauna", i próbuje przywabić mrówki. Pytanie testowe brzmi: "Dlaczego Tytus chciał przeprowadzić mrówki do nowego lasu?". Cała ekipa przyrodników z mojej szkoły zgodnie wybrała odpowiedź: "Bez mrówek las nie mógłby istnieć". Tymczasem autorzy testu jako prawidłową wskazali inną: "Chciał, by w nowym lesie były zwierzęta". I tym sposobem okazało się, że niby-naukowa teoria zawiodła nauczycieli na manowce, a do wskazania poprawnej odpowiedzi wystarczyło po prostu dosłowne odczytanie tekstu! Tworząc, z górą trzy lata temu, w jedenastoosobowym zespole, "Jednolity program nauczania blokowego dla klas 4-6 szkoły podstawowej" (prezentowany bliżej w "Biologii w szkole" nr ...), postawiliśmy sobie za cel uczynienie z przyrody jednego z równoprawnych elementów precyzyjnego mechanizmu, służącego realizacji najważniejszych celów kształcenia blokowego. Dotychczasowe doświadczenia praktycznej realizacji tego programu (a wypuściliśmy już w świat pierwszy rocznik szóstoklasistów - jego absolwentów) są bardzo obiecujące. Z tego względu postanowiliśmy zaprezentować na gościnnych łamach "Biologii w szkole" naszą wizję edukacji przyrodniczej, w istotny sposób odbiegającą od tego, co dzieje się obecnie w większości polskich szkół. Mamy nadzieję, że stanie się ona inspiracją dla nauczycieli poszukujących nowych pomysłów dla swojej pracy. Naszą koncepcję nazwaliśmy "Przyroda to przygoda", jesteśmy bowiem przekonani, że kształcenie przyrodnicze w szkole podstawowej powinno być przede wszystkim radosną przygodą intelektualną uczniów i ich nauczyciela.
|
|
Dalej (Podstawy edukacji przyrodniczej) |