Imprezy:
Szczepu
Hufcowe
Inne
Fotoreportaże 1
Fotoreportaże 2
Fotoreportaże 3

Robiliśmy sobie pamiątkowe zdjęciaKOCHANA MAMUSIU...
Listy z wyprawy w Bieszczady


List pierwszy

Kochana Mamusiu!
Piszę do Ciebie te słowa siedząc smutno wpatrzona w wyświetlacz mojej komórki, która bezlitośnie mówi, że...
BRAK ZASIĘGU!!!
Mamusiu!
Dobrze wiedziałaś, co mówisz, ostrzegając mnie przed tym wyjazdem! Piszę list w rozpaczy! Zaraz zapakuję go w butelkę po Tymbarku i wrzucę do potoku, który nazywa się Roztoczka. Z jej wodami popłynie do Solinki, Soliny, Soli..., tfu, do cholery, gdzieś tam popłynie, a na końcu na pewno do Wisły, która doniesie ją aż do Warszawy. Może wypatrzysz tę butelkę siedząc nad brzegiem rzeki, roniąc łzy za córką, która nie może Ci wysłać nawet SMS-a (koszt połączenia 1,76 zł. + VAT, Legion Polska sp. z o.o.).
Mamusiu!
Ten horror rozpoczął się już na dworcu, gdy chciałam zająć moje ulubione miejsce w kuszetce, no wiesz, w przedziale sześcioosobowym, razem z siedmioma dziewczynami i trzema chłopakami. Ten Rebej, na przykład, to taki macho, że och...
I wiesz, że Pytol na mnie nawrzeszczał i kazał mi iść do innego przedziału?! Wredniacha!
Chłopaki w końcu wylądowali w osobnym przedziale, ale my i tak do nich poszłyśmy. Leżałam na kolanach takiego jednego, om mnie gładził po głowie i było mi jak w niebie, dopóki nie powiedział kumplom, że szuka u mnie pcheł! Skunks jeden! Przeniosłam się na drugiego, ale nie był wygodny. Potem Pytol kazał nam iść spać, ale gdy zasnął, znowu poszłyśmy do chłopaków. Widzisz, jakie mamy powodzenie?! Jeden, to nawet powiedział, że mu się podobam i może ze mną chodzić, ale muszę mu oddawać tygodniówkę. Jak sądzisz, mamusiu, czy on może być wart tych głupich dwustu złotych?
Gdy konduktor przyszedł sprawdzać bilety, to się zdziwił. W mojej legitymacji było: "ważna do 30.IX. 2001", "ważna do 30.IX.2002" i... "ważna do 30.IX.2002". Inteligentne, nie? Pani sekretarka w szkole długo musiała myśleć, zanim wymyśliła taki dowcip. Ale pan konduktor wymyślił lepszy - powiedział, że legitymacja jest nieważna i muszę kupić normalny bilet :-(.

Wysiedliśmy z pociągu z Zagórzu. Pytol klął na czym świat stoi, bo pociąg spóźnił się tylko 20 minut - najmniej w ostatnim kwartale, no i nie zdążyliśmy się wyspać. Wokół był ziąb i mgła, ale pocieszała nas dobra prognoza pogody. Rzeczywiście, około 10-tej się przejaśniło. W tym czasie trwała już gra w Lesku, podczas której zgłupiałam - biegaliśmy pomiędzy cmentarzami (czy wiesz, co to jest kirkut?), kościołem i synagogą, więc co chwila a to trzeba było zdjąć czapkę, a to ją założyć. Istny obłęd. Dopiero w kawiarni odetchnęłam - miejsce znajome, wiem jak się zachować...
Podczas jazdy do Cisnej spałam - w końcu noc była pracowita. Podobno za oknem były widoki... Mowa-trawa! Z okna naszej łazienki też są widoki i co z tego?
W Cisnej zjadłam obiad - SNICKERS, TWIX i MILKY WAY. Zapiłam to COLĄ. I wszystko byłoby OK., gdyby nie to, że trzeba było iść w góry :-(.
Ziemia na drodze miała konsystencję NUTELLI, więc co chwilę się ślizgałam. A tu ciągle tylko "W górę!" i "W górę!". Mój piękny kremowy płaszczyk do kostek stopniowo pokrywał się ciemnymi plamami. W pewnym momencie miałam do wyboru - iść na skróty do chałupy, albo pchać się na Małe Jasło. Niestety, wybrałam skrót. W ramach skrótu pełzliśmy korytem wartkiego potoku. Pytol wesoło sobie podśpiewywał "Zbuduję sobie tratwę", a my co chwilę wpadaliśmy po kostki w wodę. Ale naprawdę fajnie, to było dopiero na końcu, u stóp góry, gdy droga, którą chwilę wcześniej znaleźliśmy, po prostu weszła... do rzeki. Chcieliśmy forsować nurt, ale Pytol wymiękł i poszliśmy wzdłuż brzegu. Skończyło się to wspinaczką po śliskiej błotnistej, niemal pionowej skarpie. Julcia wyglądała bardzo śmiesznie, uwieszona zębami skarpy, przebierając odnóżami nad rwącym nurtem (Pytol jakoś ją wyciągnął, ale aparat fotograficzny, który miał na szyi, pokrył się równą warstwą błotka).
W końcu doszliśmy do chałupy w Lisznej i było LB. Ubaw mieliśmy, gdy wróciła grupa z Małego Jasła. Mniejszy Rebej wyglądał, jak po wrestlingu w błocie, a pozostali niewiele lepiej.
Wieczorem było podsumowanie gry. Moja grupa przegrała - ciągle mylił się nam kirkut z macewą, synagogą i 38 proboszczami z Leska. Ale mała strata - zwycięzcy dostali jakieś głupie ciasteczka, których nikt nie chciał jeść, no, może nikt ze zwycięzców. Jak do wygrania będzie Beemwica albo chociaż wakacje w Tunezji, to wtedy im pokażę.
Mamusiu!
Tęsknię za tobą strasznie i liczę czas do naszego spotkania. Zostało jeszcze tylko 255 600 sekund. Pa, pa! Twoja ...

Pisane w Lisznej, na kibelku, przy latarce, 25 października 2002 roku, o godzinie 22.30.


List drugi

Kochana Mamo!

Ten list piszę z takim samym smutkiem, jak wczorajszy. Wyświetlacz mojej komórki nadal nie pokazuje zasięgu. A poza tym jestem cała przemoczona, bo dziś cały dzień padało, a my musieliśmy iść w góry (co za pomysł!). Co prawda najgorzej miała "najlepsza" grupa - kiedy oni wyruszali na wycieczkę my jeszcze bawiliśmy się w "Wormsy". Zabawa trwała krótko, bo Druh Cichy zapalił światło i zaczął głośno mówić. Kiedy się już ubrałyśmy i zjadłyśmy śniadania moja grupa, czyli najsłabsza, wyruszyła w teren. Na miejsce startu, do Przełęczy nad Brzegami, zawiózł nas bus. Podnóże góry nie wyglądało tak źle. Pytol zaciągnął mnie na czoło, ale szybko poślizgnęłam się i udało mi się zostać z tyłu. W połowie drogi zaczęło padać i zerwał się silny wiatr. Potem pojawiła się mgła (podobno weszliśmy w chmury). Na górze z półmroku wyłoniły się mokre cienie - to była najlepsza grupa, która czmychała przed ulewą i wiatrem. Nie zdołali nas zniechęcić - doczołgaliśmy się do ciemnego i zimnego schroniska, gdzie każdy wypił gorącą czekoladę.
Po powrocie do Lisznej czekało nas upragnione LB, a wieczorem zabawa w kisielek. Mam teraz całe włosy lepkie i nie mam gdzie ich umyć. Ratunku!

Twoja...


List trzeci

Kochana Mamusiu!

Dzisiejsza noc była bardzo gorąca, za to śniadanie okropne! Musiałam pić mleko, zagryzając je mielonką. Moi koledzy są dziwni - uważają, że to było smaczne.
Podczas wycieczki wpadłam po kolana w błoto i doszczętnie przemoczyłam ostatnie suche trzewiki.
Po godzinie marszu dotarliśmy do minimalnej cywilizacji - schroniska, w którym sprzedawano Snickersy, Tymbarki i wodę mineralną. Potem szliśmy drogą (szlakiem rowerowym), który ciągnął się jak guma do żucia (prawie 20 kilometrów bez żadnego sklepu, wyobrażasz sobie?!). Pytol to maniak - cały czas próbował nauczyć nas rozróżniać drzewa iglaste (jodłę, świerka, sosnę, modrzew, jałowiec i jak tam jeszcze to draństwo się nazywa...). Przecież ich igły są wszystkie takie same!
Po powrocie do Lisznej bąblowy licznik na moich stopach wskazał 23 kilometry przebiegu. Starsza grupa, która szła szlakiem wiodącym przez szczyty, a częściowo na skróty, przeszła jeszcze więcej. Wracali w totalnej ciemności, w odstępach kilkusetmetrowych, w żałosnym stanie.
Podczas wieczornego kącika towarzyskiego odbył się konkurs na najlepszą scenkę i piosenkę. Gdy śpiewali Druidzi, wpadł mi w ucho fajny kawałek - "Hej, ha, kolejkę nalej! Hej, ha, kielichy wznieście!".
Aha, Arus kąpał się w strumieniu. Dzięki temu wygrał zakład z Jasiem. Ubaw był nie z tej ziemi. Ja też miałam ochotę się wykąpać.

Milion całusów!

Twoja....


SMS do Mamusi!

Rano obudzili nas o 6.15. Niewyspana, musiałam się pakować. W drodze do Przemyśla pojechaliśmy na zaporę w Solinie. Padało, wiało i było w ogóle jakoś tak ponuro. Zresztą ten betonowy murek, to małe Mi

Następny SMS

ki. Naprawdę fajne są gofry w kiosku obok. Zajadałam tak, że wysmarowałam sobie nos bitą śmietaną.
Podczas dalszej drogi bardzo trzęsło, bo kierowca się strasznie spieszył, żeby nas dowieść do Krasiczyn

Jeszcze jeden SMS

a, gdzie mieliśmy zwiedzić pałac. A tu... kicha! Z powodu silnego wiatru wszystko było nieczynne. Dzięki temu na dworcu w Przemyślu mieliśmy godzinę wolnego czasu. Mamusiu! Tylu pijaków na raz, to ja w życiu nie widziałam!

Twoja...

Suplement

Dziadku! Babciu! Siostrzeńcze stryjecznego brata pradziadka! Wujku Leonie!

Pamiętajcie! Po tej wycieczce naszym herbem rodowym jest Szreniawa z krzyżem! Odnaleźliśmy go w Lesku.


 

Listy pisali: Jarosław Pytlak, Olga Dyczkowska, Julia Kamińska, Kuba Rebejko i inni.