Z
PAMIĘTNIKA DRESIARZA III
("Spodziewaj się najlepszego,
przygotuj się na najgorsze" *)
zlot Kontuzje oczami uczestnika... hmmm, w pewnym sensie;)
Wszystko zaczęło się 12 kwietnia na przystanku
w Truskawiu siedziałem se spokojnie,
a tu patrzę jakaś banda harcerzyków w polówkach, odpicowani, no
po prostu lać i nie pytać, za co... Skrzykłem kumpli i poszlim
za nimi. Na początek nie daliśmy im dostać się do punktu. Później
ruszyliśmy za nimi w las. I tu zaczęły się problemy. No, bo ja
to żaden cherlak nie jestem. 3 razy w tygodniu na siłownię
chodzę, w piątki na dyskotekę, a na głowie mam już 2-centymetrową
warstwę zaschniętego, acz pięknie świecącego żelu. No wróćmy do
harcerzyków, którzy w czasie moich rozmyślań oddalili się od nas
znacznie. To był marsz 25 kilometrów przez las, piach, kiłę
i mogiłę (oficerów AK). Minęliśmy Wiersze,
Roztokę, Nową
Dąbrowę, aż wreszcie o 2 nad ranem, w czasie, kiedy każdy
młodzieniec z łysą glacą i w sportowym ubranku spać powinien,
dotarliśmy do Starej Dąbrowy...
Przy okazji jakaś grupa nadgorliwych harcerek próbowała wyciągnąć
od nas karty patrolu z, jak oni tam nazywają taki marsz, INO.
Stwierdzilim, że można się wkręcić na taką imprezę, więc udaliśmy,
że kartę zgubiliśmy, za co zostalim zdyskfalka..., zdyzwali...,
zdyskfalifakacjono..., musieliśmy uznać, że przegraliśmy... INO
wygrali młodsi "Druidzi".
Nad ranem, gdy nas brutalnie obudzono, ktoś stwierdził,
że mamy się ubierać i iść na grę... Kolejną... Więc poszlim...
Na grze czytaliśmy wiadomości z jakiegoś sznurka i chociaż myśleliśmy
wpierw, że krótszy odstęp między pencełkami to kropka, a dłuższy
kreska, to dzięki wyjaśnieniom "druhenki"
na punkcie udało nam się odszyfrować informację. Później zjeżdżaliśmy
na linach przez potok, chociaż metr dalej był mostek. Następnie
rozpalaliśmy ognisko (prawie się zdemaskowałem, kiedy kazano mi
rozpalić je jedną zapałką, na co krzykłem: "Co
to, ja harcerz jestem?"), wtedy na mnie nakrzyczeli,
gdy zrywałem korę zębami z drzewa, rysując je raz po raz grzywką...
Na innych punktach musieliśmy śpiewać, wykazać się "wiedzą
medyczną" i wspinać się po drzewach. Tak zakończyła
się ta gra, już bardzo chcieliśmy zrezygnować z tej imprezy i
dorwać patrol, który nas tu zaprowadził, lecz niestety, wszędzie
kręcili się harcerze... Na dodatek pobrudziłem swojego najnowszego,
oryginalnego Adidosa, ze stadionu... Tutaj też wygrali te "Czarodzieje"
z 99.
Po południu była kolejna... Kolejna... Ludzie i
Bracia w Dresie, ile można... Tym razem jedliśmy marchewkę na
czas. Stefek powiedział, że gdyby to było pifo to on by to zrobił
najszybciej... Prawie się zdradziliśmy po raz drugi... potem skręcaliśmy
śrubki, przeciskaliśmy się przez dętki i bawiliśmy się w Kopciużka,
Maniek, kretynie jeszcze raz będziesz mi wytykał błendy w pisowni,
a nie puszczę cię na dyskotekę... No dobra, nie płacz, żartowałem...
Później było "kominek
wiedzy", no, z tego zrezygnowaliśmy, ale zauważyliśmy,
że w kategorii "młodszych"
(tacy oni "młodsi",
że każdy z nich mógł nas zlać) cały czas wygrywali, no, jaki im
tam było "Druidzi"
z 99, kurka Maniek mówiłem Ci nie wytykaj mię błędów, to nie byli
żadni "Magikowie".
Wygrywali... Wygrywali... Wygrywali... aż w końcu spotkał ich
zawód (hłe, hłe, hłe), bo wygrali wszystko, co mogli, zdobyli
1200/1200 punktów, zgarnęli puchar i musieli odjechać...
My byliśmy.. nieważne...okazało się, że nie mieliśmy
okazji na dobrą zabawę w ich gronie, bo poruszali się razem, zwartą
grupą i nie reakcjo... renego... reagowali na nasze zaczepki...
Cóż, zobaczym jak im się to uda w przyszłym roku...
|
|