WYGRALIŚMY
WSZYSTKO
zlot Kontuzje oczami uczestniczki
"...To wyjazd
dla najlepszych... Będzie ciężko... to nie żarty...Zastanówcie
się..." - Te wszystkie myśli z prędkością światła
przebiegały przez moją głowę. Spojrzałam na zegarek..., "No
nie, jestem spóźniona!"... Autobus szarpnął i zatrzymał
się na światłach. Kątem oka dostrzegłam mój patrol po przeciwległej
stronie ulicy. Od razu uśmiech zagościł na moich ustach. Agata
Pytlak i Janek (a właściwie Yasioo) Kaseja, w bojówkach (tak jak
ja), wojskowych kurtkach ( tak jak ja) i z plecakami ( tak jak
ja). Obok nich spiritus movens
naszej drużyny Julia Budziszewska. Też z plecakiem. Wybiegłam
z autobusu i podreptałam w ich stronę. Powitał mnie zwykły tekst
Yasiaa, "Cześć tłuściochu!"
, Agata coś zawzięcie upychała w plecaku, Julia po prostu pocałowała
mnie w policzek..., "jestem w
domu..." - pomyślałam. Nie zwlekając ruszyliśmy na
WAT, gdzie miała się odbyć
pierwsza konkurencja. Mieliśmy najwcześniejszą godzinę rozpoczęcia,
za co do końca życia będziemy dziękować Agacie, bo to ona ją losowała.
Świeciło słoneczko i wiał lekki wiaterek, gdy na horyzoncie pojawiła
się dh. Sylwia Chwedorczuk i z szerokim uśmiechem kazała się przebrać
do pierwszej konkurencji. Małpi Gaj...
przeważnie można na nim spotkać żołnierzy albo zwykłych napaleńców...
nie tym razem... Po kolei omawiano każdą przeszkodę.
Moje oczy powoli stawały się co raz większe (pragnę zaznaczyć,
że z nami zaczynało "Źródło"
- patrol starszoharcerski i miało trochę trudniejszą trasę...).
Rozmiar talerzy osiągnęły, kiedy pokazano nam "okno"...
. Ściana mniej więcej 3 metrowa, mała drabinka, cienka kładka
i dwa kamienie, na które trzeba było zeskoczyć...,"Nie..."
- pomyślałam - Ja tam nie wejdę!..", Yasioo zmierzył przeszkodę
wzrokiem: "Mamy prawo jedną ominąć...Omijamy
tą...". Powoli wracaliśmy na start. Miałam być pierwsza...
Stoję napięta...gotowi...START! Biegnę, skaczę...dołem, dołem
- ktoś krzyczy...dalej, dalej...widzę okno... A niech to, wchodzę!
Wyżej, wyżej..., gdzie ja się wpakowałam...! Pod sobą widzę Julię...spokojnie,
idzie Ci świetnie..., skok. skok... - już po wszystkim..., teraz
biegiem do startu... Kiedy padłam na piasek, oddychając ciężko,
czułam, że zrobiłam coś fantastycznego! I wiedziałam już, że w
czasie tego wyjazdu będę robić same fantastyczne rzeczy! Po "ścieżce
zdrowia" kazano nam dostać się do Truskawia (mieliśmy
duuużego farta bo akurat przyjechał autobus...), gdzie obdarowano
nas mapami i... puszczono w las. Gra dzienno-nocna, bo tylko taka
nazwa jest dla niej odpowiednia, nie obfitowała w wiekopomne wydarzenia.
Przeszliśmy 25 km (co to dla nas!) i...padliśmy na ławkę przed
budynkiem chorągwi w Starej Dąbrowie.
"Kolacja" - ta jedna
myśl kołatała nam w głowach, trochę po omacku wyciągnęliśmy żarełko
z plecaków (które grzecznie na nas czekały). Jedliśmy spokojnie,
gdy nagle za nami (było to już w tekturowym baraku przeznaczonym
na nocleg dla nas...) coś się poruszyło... "O,
macie czekoladę" - Mateusz ze "Źródła"
rozszerzył usta w uśmiechu... . Zaczekaliśmy jeszcze na starszy
patrol "Druidów"
(w tajemnicy powiem, że powoli zaczynaliśmy się już zastanawiać,
czy nie idą jakąś okrężną drogą, bo nie było ich i nie było...),
a potem - o jakiejś 3 w nocy - odpłynęliśmy
do krainy Morfeusza...
Pobudka...pobudka?...pobudka!
"Tak wcześnie?" - mruknęłam, przyzwyczajając
wzrok do jasności dnia za oknem. Dh. Sylwia podawała godziny
odpraw, wszyscy powoli wynurzali się ze śpiworów. Ogólnie rzecz
biorąc mieliśmy bajecznie mało czasu na wszystko, ale czy to stanowi
jakiś problem? Gra dzienna. Uroczy tytuł: "sprytni
jak..." - mówił sam za siebie. "Idziemy
z młodszym patrolem 158 "Arka..." "- usłyszałyśmy
od Yasiaa - "Macie kociołek?
Tak? No to fruu". Zaczęło się...składanie namiotów,
budowanie kuchni polowych, śpiewanie, wspinanie na się na drzewa,
pokonywanie rzeczek sposobami niekonwencjonalnymi (skądinąd chyba
najciekawsza konkurencja - liny i te sprawy...wiadomo), Morse,
samarytanka (pogrom, zwłaszcza jeśli II drużyna z patrolu jest
drużyną ratowniczą...), przyrodoznawstwo itp., itd. Z punktu na
punkt czasu było co raz mniej..."
Mamy 30 min. I 5 punktów do zaliczenia" - głos Agaty
mówiła sam za siebie. Popatrzyłam na Yasiaa..."No
to co? Biegamy!" - usłyszałam, już od pleców znikającego
za zakrętem patrolowego. 1 punkt, szybko...2,...3... Ej, gdzie
jest "Arka"!? 4...
dalej, dalej 5...zdążyliśmy! A teraz na obiad. Zimny, bo zimny,
ale zaliczyliśmy wszystko. Na miejscu największe emocje wzbudzała
tablica wyników...podeszłyśmy z Agatą...TAK! Na Małpim
Gaju mieliśmy 1 miejsce!! Jesteśmy the
best! W przednich humorach rozpoczęliśmy przedostatnią
konkurencję. Chyba najbardziej zabawną i odstresowującą, co przed
kominkiem wiedzowym było bardzo wskazane. No, to gdzie idziemy
najpierw?... Tarcie marchewki na czas, czy robienie przysiadów
na bezdechu? Nie..., chyba wolę skręcanie śrubek albo czytanie
na czas. A ja proponuję noszenie rannego na noszach (też na czas...
i my- w składzie 2 dziewczyny i 1 chłopak mieliśmy 3 miejsce!!!).
Poza tym układanie arcytrudnych puzzli, dzielenie, niczym Kopciuszek,
grochu i fasoli... Co?? Już koniec? Kominek zbliżał się nieubłaganie.
Przebrani w mundurki, zasiedliśmy w małej salce i w napięciu czekaliśmy
na rozwój wydarzeń. Nie liczyliśmy na wiele...wiedza..., to chyba
nie nasza mocna strona... Zaczęło się. Przyjęto takie zasady,
jak w telewizyjnym teleturnieju "1 z 10".
5 szans leżało równiutko przed patrolem "Druidziątka"
- jeszcze wszystkie 5... 1 pytanie, 2...5...o, poszła jedna
szansa... 6, 7...druga...10....trzecia...COOO? Jesteśmy w finale!!!
Znów mamy 5 szans. Nasi przeciwnicy to 19
"Przygoda" i 100
"Galaktyka". Pytanie za pytaniem, szansa za szansą..."Galaktyka"
odpadła... pytanie, pytanie... TAK!!! Czy to możliwe?? Wygraliśmy!!!
Nie mogłam w to uwierzyć. Zwyciężyliśmy w konkurencji, na którą
szliśmy bez żadnych nadziei. "Na
tym wyjeździe wszystko jest możliwe..." - usłyszałam
głos Yasiaa. Spać poszliśmy wcześnie, z duszą na ramieniu, jakie
jutro będą wyniki gier...
Głos pobudki znów rozległ się przeraźliwie szybko,
za oknem świat ociekał wodą, w naszym tekturowym domku temperatura
przekraczała pokojową o przynajmniej 10ooC, zarówno
naprawdę jak i w przenośni. Wszyscy nie mogli się doczekać wyników.
Zjadłyśmy z Agatą śniadanie,
kiedy do domku wpadł Yasioo: "Na
grze popołudniowej mieliśmy 1 miejsce..., wyników dziennej nie
ma..." - popatrzyłyśmy z Agatą
po sobie. Małpi Gaj - wygrany,
kominek - wygrany, gra popołudniowa - też...to znaczy...tak...APEL!!
- przerwał nasze rozmyślania. Promieniując szczęściem stanęliśmy
na boisku...Wyniki gry dziennej...MAMY
1 MIEJSCE!! TAK!! WYGRALIŚMY!!! WSZYSTKO!!! Czułam
jak świat wirował do koła mnie. To my...my..."Druidziątka"
zdeklasowaliśmy wszystkich. Klasyfikacja ogólna, klasyfikacja
drużyn młodszych... MY! Obok nas, z 1 miejsca, w kategorii drużyn
starszych, cieszyły się 158 "Błyskawica".
II patrol "Druidów"
w swojej kategorii miał 3 miejsce. SUKCES!!!! Po apelu - sprzątanko.
Tylko teraz nie można nawalić... Nie wiadomo kiedy, wszystko było
już czyściutkie, a my w glorii i chwale wsiadaliśmy do pomarańczowego
busa, który niczym limuzyna przyjechał po nas. Wszystko wokoło
mnie wydawało się kolorowe, piękne, siedziałam i patrzyłam, to
na Agatkę, to na Yasiaa i nie
mogła przestać się uśmiechać...
|
|