To może się udać!
Powrót |
Oczywiście, dla wielu podstawowym kryterium sukcesu edukacyjnego będzie powodzenie człowieka w życiu. Ale znowu, co to oznacza?! Czy biznesmen, zarabiający 5 tysięcy złotych miesięcznie kosztem 12-godzinnego dnia pracy i wrzodów żołądka jest już człowiekiem sukcesu czy też nie? Różni ludzie odpowiedzą na to pytanie w odmienny sposób. Hierarchia wartości może być różna, z czego zresztą bierze się zróżnicowanie polityczne społeczeństwa. Od oświaty jednak wymaga się, żeby była jednolita i zadawalała wszystkich. Ponieważ nie jest w stanie tego uczynić, tym samym wciąż pozostaje dyżurnym "chłopcem do bicia". Bazując na powyższych przemyśleniach mam do swej działalności pedagogicznej znaczny dystans. Wiem, że zadowolić wszystkich nie zdołam, od lat więc szukam takich rozwiązań, które stwarzałyby po prostu szansę zaspokojenia oczekiwań jak największej grupy rodziców (no i dzieci także!). W swoich poszukiwaniach sięgam do różnych źródeł pedagogicznych, a nade wszystko do publicystyki poświęconej temu zagadnieniu. I z tej lektury wynoszę jedno wrażenie: praca nauczyciela jest jednym wielkim źródłem cierpienia! Nie warto tutaj opisywać narzekań na kiepskie płace, brak wyposażenia, przeładowane klasy czy też złe programy nauczania. Każdy, kto interesuje się, edukacją słyszał to już tysiące razy. Moją uwagę zwraca coś innego - jest to wszech-ogarniające poczucie, nawet najbardziej twórczych nauczycieli, że w swojej codziennej pracy dokonują heroicznego wysiłku wbrew ogromnym przeciwnościom losu. Czytam opis niezwykle udanej innowacji pedagogicznej. Z czterech stron tekstu jedna zawiera katalog przeszkód, które musieli pokonać jej twórcy, aby w ogóle rozpocząć swoje dzieło. Kolejne pół strony zajmują utyskiwania na tych, którzy nie do końca pojmują wielkość wykonanej (naprawdę bardzo sensownej!!!) pracy i w różny sposób okazują swoją niewdzięczność. Tylko nieco ponad połowa tekstu poświęcona jest opisowi samej innowacji, jej zalet i efektów. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mamy tutaj do czynienia z typowym przykładem samospełniającej się przepowiedni. W oświacie nic nie ma prawa się udać. W oświacie było źle, jest źle i będzie jeszcze gorzej (dlatego, że w ogóle jest reforma albo, jak kto woli, dlatego, że się ją wprowadza niedostatecznie szybko). W efekcie każdy sukces pedagogiczny powstaje w atmosferze niebywałego wyczynu, a nie jako następstwo rzetelnie wykonywanej normalnej pracy na rzecz społeczeństwa. Każde niepowodzenie, choćby najdrobniejsze i nawet w najbardziej mądrym i pożytecznym działaniu, traktowane jest jedynie jako potwierdzenie założenia, że "to nie mogło się udać", i bardzo często staje się źródłem zniechęcenia i powodem zaniechania dalszego wysiłku. Kierując od wielu lat Społeczną Szkołą Podstawową nr 24 STO w Warszawie wielokrotnie miałem okazję przekonać się, jakie znaczenie ma pozytywne podejście do tej pracy: ciągłe poszukiwanie nowych rozwiązań i wiara w ich powodzenie; dostrzeganie pozytywnych elementów nawet tam, gdzie zazwyczaj obowiązują oceny i opinie krytyczne. To właśnie dzięki takiemu podejściu grupa w większości młodych nauczycieli stworzyła bardzo dobrą placówkę, co roku obleganą przez tłumy chętnych. Takie podejście zaowocowało opracowaniem czterech oryginalnych programów nauczania, w tym jednego wyróżnionego przez MEN, jedenastoma nagrodami Ministra Edukacji Narodowej, podręcznikami pisanymi dla Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych, konferencjami metodycznymi, gromadzącymi często ponad stu uczestników. A wszystko w niewielkiej szkółce znajdującej się w ciasnych pomieszczeniach domu parafialnego, przy zarobkach nauczycieli wcale nie odbiegających w górę od wynagrodzeń w szkołach publicznych. Twórczy i zgodnie współpracujący zespół pedagogiczny Społecznej Szkoły Podstawowej nr 24 STO w Warszawie powstał dzięki temu, że każdy z jego członków miał poczucie współudziału w podejmowanych innowacjach i znaczny kredyt zaufania w sprawach związanych z jego własnym warsztatem pracy. Takich układów warto życzyć wszystkim szkołom i wszystkim nauczycielom. |