Powrót |
Krystyna Budziszewska |
|
OCZEKIWANIA, OCZEKIWANIA... |
Szkoła niepubliczna... Dla jednych fanaberia rodziców, dla drugich przemyślana inwestycja we własne dziecko. Najczęściej po prostu alternatywa wobec niepewnej rzeczywistości szkoły publicznej...
|
W sekretariacie szkoły rozlega się uporczywy dzwonek telefonu. To rodzice kandydatów dzwonią, aby zadać wiele pytań dotyczących pracy szkoły. Mówią o swoich problemach, oczekiwaniach, nadziejach. Chcą znaleźć miejsce dla swoich pociech właśnie u nas. Słucham zawsze cierpliwie o tym, że:
Przykłady można by mnożyć w nieskończoność. Jedni chcą bardzo wysokiego poziomu dla dzieci zdolnych, inni niższego, bo z kolei ich dzieci są słabsze. Jedni minimum zajęć, bo ich dziecko jest jeszcze w szkole muzycznej i sekcji sportowej, drudzy zaś opieki przez 10 godzin na dobę, albo i dłużej. Jedni chcą, aby zająć się wychowawczo ich dziećmi, bo albo nie mają czasu, albo są bezradni, inni wcale tego nie chcą. Jedni chcą jak największej ilości zajęć sportowych, inni uważają to za stratę czasu. Jedni chcą dyscypliny, inni marzą o bezstresowym wychowaniu dziecka. Jedni oczekują zadawania dużej ilości prac domowych, ażeby mieć poczucie, że dziecko się uczy, inni zaś twierdzą, że w ogóle nie powinno się zadawać takowych. Jedni uważają, że oceny są zawyżane, inni, że są zaniżane. Niewątpliwie wszyscy chcą jak najlepiej. Każdy rodzic oddając dziecko do naszej szkoły liczy, że spełnią się jego oczekiwania - i te wielkie i te maleńkie. Jak sprostać takiemu wyzwaniu? Aby sprostać choć części tych oczekiwań w szkole pracuje duża grupa nauczycieli na czele z dyrektorem. Stworzyli program szkoły zarówno dydaktyczny jak i wychowawczy. Napisali program autorski dla klas IV-VI. Stworzyli regulaminy ocen ze sprawowania. W pewnych sprawach pomagają im rodzice. Zawsze należy ich wysłuchać. Przed wszystkimi stoi wielkie zadanie - co należy robić, aby sprostać tak wielu oczekiwaniom?. I czy to w ogóle to jest możliwe? Myślę, że nie, bo... jak tu pogodzić tyle sprzeczności? W świetle dokumentów obowiązujących w szkole uczniem naszym może być każde dziecko kwalifikujące się do normalnego toku nauki. Uczy się więc w naszej szkole grupa dzieci, wśród których są i bardzo zdolne, i mniej zdolne, bardzo błyskotliwe i mniej błyskotliwe, bardzo pracowite i leniwe, bardzo ruchliwe i spokojne, bardzo grzeczne i niegrzeczne, te spełniające wszystkie oczekiwania, i te nie spełniające tychże. Jaka więc jest nasza szkoła? Myślę, że jest bardzo specyficzna i jedyna w swoim rodzaju. Pracuję w niej od wielu lat muszę przyznać, że po prostu ją lubię. Każda rzecz, która w niej jest wiąże się z historią jej powstania. Gdy odwiedzają nas goście prawie zawsze zwracają uwagę na miły wystrój sal i korytarzy. Zawsze wtedy przypominają mi się pierwsze lata działalności szkoły, kiedy to rodzice malowali ściany i ławki, kładli boazerię, wręcz budowali regały dla swoich dzieci. Do dziś służą nam te sprzęty i przypominają o intencjach ich twórców - żeby w szkole było przytulnie. Na korytarzach wiszą prace uczniów. Są wśród nich piękne prace plastyczne i witraże, ale też kolekcja prac samodzielnych uczniów naszej szkoły. Te prace są wyjątkowe, bowiem każdy uczeń, gdy ma ochotę, może zrobić dodatkową pracę z interesującej go dziedziny. Są wśród tych prac plansze do nauki języków obcych, rekonstrukcje starożytnego Biskupina, rekonstrukcje pradziejowych narzędzi, plakaty o różnej tematyce, drzewa genealogiczne, referaty z bardzo wyspecjalizowanych dziedzin nauki - w sumie widać "kawał dobrej roboty" uczniów i nauczycieli, znacznie wykraczający poza obowiązujące minimum programowe. Lubię też oglądać często wywieszane zdjęcia z wycieczek, zielonych szkół, harcerskich wyjazdów. Zawsze są tam roześmiane twarze dzieci, które wszyscy znamy, nauczycieli czy rodziców, którzy uczestniczą w niektórych imprezach. Obok wiszą wyniki osiągnięć sportowych, informacje o stypendiach naukowych, fragmenty kronik szkolnych. I dużo ogłoszeń - jedne o organizowanych wycieczkach, inne o zawodach sportowych, jeszcze inne o spotkaniu kółka historycznego, o kursach komputerowych, o tak zwanych konsultacjach, czyli możliwości indywidualnego spotkania z nauczycielem w celu odpowiedzi ustnej lub wyjaśnieniu zagadnień, na które być może nie starczyło czasu na lekcji. Na każdej z tych list wpisane są nazwiska uczniów zainteresowanych. Lubię obserwować naszych uczniów, gdy pracują z wielkim przejęciem w sklepiku szkolnym, siedzą gdzieś w kącie z gitarą i próbują swoich sił w tej dziedzinie, biegną do pracowni komputerowej, czy plastycznej, bo mają tam ważne sprawy, doglądają chomika, którego tak bardzo chcieli mieć, zbierają makulaturę i namawiają nauczyciela, aby poszedł z nimi grać w piłkę lub do sklepu na lody. Zazwyczaj są uśmiechnięci, a gdy się ich poprosi o pomoc w różnych sprawach, chętnie to robią. Czasami wracam do początków istnienia szkoły i do dwóch wypowiedzi, które dobrze charakteryzują naszą szkołę. Jedna z nich to słowa ojca jednego z uczniów: "Pamiętam ten czas, kiedy sam chodziłem do szkoły i codziennie przeżywałem różne strachy. Pamiętam ten czas jako bardzo trudny dla mnie. Chciałbym oszczędzić mojemu dziecku tego rannego strachu. Chciałbym, żeby mogło się ono tu odnaleźć jako uczeń". Parę lat później szkołę odwiedziła Polska Kronika Filmowa. Zapamiętałam
wypowiedź dyrektora szkoły: Zgadzając się z intencjami cytowanych wypowiedzi stworzyliśmy naszą szkołę w jej obecnym kształcie. Uczy się w niej 163 uczniów, do przyszłorocznych klas pierwszych jest czterokrotnie więcej kandydatów niż miejsc, na listach rezerwowych do prawie wszystkich klas są chętni. Czy taka szkoła spełnia wszystkie oczekiwania? Jako się rzekło - z pewnością nie. Nam - jej pracownikom - chodzi tylko o to, by spełniała ich jak najwięcej. |