Imprezy:
Szczepu
Hufcowe
Inne
Fotoreportaże 1
Fotoreportaże 2
Fotoreportaże 3

[+] powiększenie...KOCHANI RODZICE...
Listy z zimowiska szczepu w Krynicy
26.01-7.02.2003


List pierwszy (26.01.2003)

Kochani Rodzice!

Kiedy tylko wsiedliśmy do pociągu i machając Wam z uśmiechem, mruczeliśmy pod nosem "wcale nie będziemy tęsknić", poczuliśmy, że zimowisko się zaczęło.

Podróż... Ach, co to była za noc!!! Powiemy tylko, że nie spaliśmy zbyt długo. Dlaczego? Wszystko wyjaśni wywiad z jedną z najmłodszych uczestniczek.
- Powiedz nam, co według Ciebie wydarzyło się w przedziale piąto- i szóstoklasistów?
- Nie wiem do końca, ale co chwila gasło i zapalało się tam światło, z przedziału dochodziły dziwne odgłosy, a przed naszą szybką było widać przebiegające do toalety dziewczyny, które jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności zwalniały przy przedziale przystojnych gimnazjalistów z innego szczepu.
- A co działo się w tym czasie w waszym przedziale?
- Nie chcieliśmy być gorsi, więc zaczęliśmy grać w butelkę. Gra była wciągająca. Po pewnym czasie chłopcy zaczęli się zastanawiać, jakby tu nas poderwać. No i... Od słów do czynów.
- Czy odgłosy z waszego przedziału nie zaniepokoiły kadry?
- No pewnie, na 100%!!!
- A co powiesz o odgłosach z przedziału starszych?
- Najstarsi spali słodko. Ale zachowanie piąto- i szóstoklasistów bardzo martwiło kadrę. Co kilka minut zaglądała ona do przedziału i pytała, czy na pewno nic się nie wydarzyło.
- Jak słychać, ta noc była dla was bardzo wyczerpująca.
- O tak...!

Około 6.30, kiedy wszyscy zmożeni byliśmy twardym snem, na równe nogi postawił nas Marcin Kauba krótkim słowem "Tylicz". Kadra oszalała z niepokoju, że już zaraz będziemy na miejscu, tylko Janek Kaseja wykazał się rozsądkiem, nietypowym o tak wczesnej porze dnia, i otworzywszy jedno oko powiedział:
- Przecież ten pociąg nie jedzie przez Tylicz.
Dopiero po 20 minutach jazdy dotarliśmy do Muszyny, a stamtąd po przestawieniu lokomotywy do Krynicy.

Rano kadra nie wykazała się uprzejmością względem nas i po zabraniu bagaży do busa, kazała nam iść na piechotę do ośrodka. Ciekawe dlaczego? Czyżby przeszkadzało im nasze nocne zachowanie? Ze zwieszoną głową ruszyliśmy w drogę. W ośrodku po zakwaterowaniu i stwierdzeniu, że łazienki są ok. zeszliśmy na śniadanie. To było straszne! Wciskali w nas jedzenie, a przecież jak można zjeść zupę mleczną, biały serek, szyneczkę i wiejską kiełbasę, kiedy w pociągu człowiek skonsumował pożywne chipsy (3 paczki), cukierki i popił coca-colą XXL.

O dziesiątej, podzieleni na grupy, ruszyliśmy na zwiad po mieście. Oglądaliśmy lodowisko i tor saneczkarski, byliśmy w pijalni wód i na szczycie Góry Parkowej, skąd zjeżdżaliśmy na jabłuszkach, załatwiliśmy karnety na Jaworzynie Krynickiej. Później ci, którzy jeszcze mieli siłę, poszli na stok koło ośrodka "Daglezja", reszta odpoczywała po trudach podróży leżąc bykiem (czy wiecie, że to się nazywa LB?!).

Po obiedzie (na obiad standard - rosół i ... udko kurczaka z ziemniakami oraz pyszna szarlotka, swoją drogą to ciekawe, skąd kucharze w całej Polsce wiedzą, że po rosole muszą podać udko kurczaka?!) była cisza poobiednia, a po niej zebranie, na którym przydzielono nam zadania. Łatwo czytając ten tekst domyśleć się, co przypadło nam w udziale. Na szczęście jest 21.00 i kończymy już pisanie.

Pozdrawiamy !!!
Olga Dyczkowska, Kamila Krzewska, Ola Dąbrowa (Zuzia Rebejko spała)

PS. Aha, śpieszymy donieść, ze posiadaczem pierwszej pamiątki z gór jest Wojtek Rebejko, który za 14 PLN nabył ciupagę góralską.
PPS. Michała Kowalczyka boli ucho.
PPPS. Zrobiliśmy fajne dekoracje i przydzieliliśmy przezwiska aktorskie. Mamy w naszym gronie Pamelę Czwarno, Britney Adamczyk i Kubę Figurę Rebejko.


List drugi (27.01.2003)

Kochani Rodzice!

Słuchajcie, kadra dzisiaj oszalała, obudziła nas o 7:15! I to jeszcze muzyką klasyczną ("Poranek" Griega)! Żeby chociaż hip-hop... Potem było śniadanie. Bułki były pyszne, ale kto wpadł na pomysł, aby w zupie mlecznej było gorące mleko?! No cóż, znowu musieli w nas wmuszać. Po śniadaniu zaczęliśmy swój błogi flirt. Niestety nie trwał zbyt długo, bo druh Cichy sprawdzał porządki. Następnie pojechaliśmy na narty. Na nartach było bardzo fajnie!! Oczywiście tylko dlatego, że byli Rebej i Kauba!

Misiek uczył się latać (brał lekcję narciarstwa, ale można to było nazwać lataniem, bo rozpędzał się do wielkich prędkości i skakał na muldach). Potem wróciliśmy na obiad. Nie jedliśmy go zbyt chętnie. Domyślacie się dlaczego? Tak, tak... eklerki na stoku były pyszne. Po obiedzie była cisza i z pokoju 23, jak zwykle, dobiegały dziwne odgłosy... Po ciszy Twórcy zaczęli projektować nasze wielkie przedsięwzięcie filmowe, a pozostali przygotowywali się do castingu! To znaczy, Twórcy też się przygotowywali, zadając 156 razy, pytanie, czy muszą i dlaczego? Artyści skubani! Prawie wszyscy przebrali się w swoje stroje, np. Zuzia Rebejko była kowbojką.

Później była kolacja. Te pierogi z mięsem były całkiem dobre. Piciu zjadł dwa półmiski, w tym jeden z naszego stołu (hłe, hłe, hłe). Potem odbył się casting. Każdy, nawet kadra, w stroju lub bez, ustawiał się do zdjęcia, a potem opowiadał kilka kawałów przed kamerą i publicznością. Niektóre były śmieszne. Po castingu umyliśmy się i była cisza nocna. Tak minął nam kolejny dzień zimowiska.

PS. Michała Kowalczyka nadal boli ucho. Dostał antybiotyk i spędza dni przepisując nasze gryzmoły na komputerze.
PPS. Późnym wieczorem odbył się pierwszy seans Przeglądu Filmów Dawnych. Na początek grupa zapaleńców obejrzała produkcje Studia Filmowego 99 WDH z roku 1984: "Porwanie Sabinek", "Przygody króla Jasia" oraz "1 Maja prawidłowo czyli wycieczka 99 i 334 WDH". Łza kręciła się w oku na widok niektórych, tak młodych...
PPPS. Przyjechała Pani Wizytator z kuratorium. Ale nas nie zamkną.


List trzeci (27.01.2003)

Kochani Rodzice!

Dzisiaj pobudka była jak zwykle, o 7:15! Czy wy rozumiecie dramatyzm tej sytuacji?! To bardzo wcześnie, w końcu dzień w dzień pracujemy co najmniej do pierwszej w nocy, i to mimo gwałtownych wysiłków kadry, która próbuje nas uśpić już od 22-giej! I znów ta muzyka klasyczna! Ile można...? Pobudka, zbiórka, śniadanie, obiad, kolacja, cisza nocna... - wciąż tylko rzępolenie i rzępolenie, jakby nie można było potraktować nas po ludzku - to znaczy syntezatorami i perkusją!

Śniadanie było pyszne (to jest ironicznie i zawsze tak będzie, dopóki będą nas traktować zupkami mlecznymi). Po śniadaniu poszliśmy na narty. Oczywiście większość czasu spędziliśmy w kawiarni. To taki sposób na oszczędzenie pieniędzy na wyciągi. Yasioo upadł na snowboardzie i spuchł w palcu. Zalecono mu fotografię. Chyba powinien się najpierw uczesać. Po powrocie autobusem, dowiedzieliśmy się, że przyjechał Wiktor. Mimo to zjedliśmy obiad. Nasze dziewczęce jedzenie trwało tym razem 3 godziny, 13 minut, 31 sekund i 99 setnych (po prostu od tego posiłku przy naszym stole zasiadł Cichy!!! Podobno na stałe:(). Gdy wróciliśmy do pokojów, znów puścili nam muzykę klasyczną (denerwującą muzykę klasyczną). Na zbiórce druh ogłosił nam, że możemy pójść na sanki lub na łyżwy. Tak długo się wybieraliśmy, że na lodowisku okazało się, że jesteśmy spóźnieni i nie możemy jeździć. Wróciliśmy źli, szczególnie Wojtuś Rebejko. Nie mogliśmy nawet na pociechę zjechać po sankostradzie, bo ją zasypało. Miary nieszczęścia dopełnił Yasioo swoim palcem w gipsie.

Po kolacji była gra terenowa po Deptaku. Wyobraźcie sobie, że nikt nie zginął, nie spóźnił się, a na mecie kłóciliśmy się o wyniki tylko chwilkę. Wygrała grupa Pawła Rycaja z Patrykiem i Julią Spears. która wkręciła się do tego patrolu w zastępstwie Małgi Czwarno. Finiszująca w patrolu Per-Wery Zuzia Rebejko padła na mecie i nie wstała. Niestety, tylko przez kilka minut, a na domiar złego nie straciła przy tym głosu, wręcz przeciwnie - dziamgoli od tego czasu z jeszcze większym uporem (i jeszcze mniej zrozumiale) niż wcześniej.

Po grze oglądaliśmy nagranie wczorajszego castingu. Zebrała się też redakcja naszej gazety VIVA-t 99 WDH, która postanowiła wyjść z ukrycia i w tym celu powiesiła na ścianie duży karton. Ciekawe, co będzie dalej?

Na prezentację castingu przyszła do nas z wizytą druga grupa mieszkająca w naszym ośrodku. Jutro my idziemy do nich z rewizytą. Na dyskotekę :):):):)!!! Ogólnie było fajnie, a gdy ktoś zobaczył siebie w telewizji, uciekał do pokoju. Szybkość ucieczki była odwrotnie proporcjonalna do poziomu inteligencji delikwenta. Potem była cisza nocna, dziewczyny układały zamki z kart, a kadra biegała, złościła się i krzyczała, zaś zastęp Statystów długo w noc sprzątał swój chlewik.

PS. Michał Kowalczyk leczy swoje ucho. Yasioo kombinuje, jak jeździć z łapą w gipsie. Julii i Oli Gębarskiej przeszły chwilowo wapory.
PPS. Nie odbyła się kolejna prezentacja filmów archiwalnych - Arus zapomniał.
PPPS. Wybrane dobre uczynki zimowiskowiczów: "Pchałem samochód od tyłu" (od przodu też chciał pchać, ale nie było po co), "Oskrobałem pomarańczowego brudasa" (chodzi oczywiście o Pytolota), "Towarzyszyłam Jankowi w niedoli" (to wcale nie znaczy, że Blondi złamała sobie kciuk).


List czwarty (29.01.2003)

Kochani Rodzice!

Znowu ta muzyka (w dodatku klasyczna) i to o 7.15! Ci na dole tak nie mają, to nie fair!

Śniadanie może byłoby i dobre, gdyby nie fakt, że Wojtek R. troszeczkę dosolił naszą jajecznicę - kucharzem to on raczej nie będzie! Po porządkach, jakże udanych, musieliśmy iść na łyżwy, narty lub sanki - rozpieszczają nas taką możliwością wyboru. W tej sprawie odbyło się nawet spotkanie, podczas którego deklarowaliśmy swój wybór. Wszyscy chcieli jechać Pytolotem. Druh losował. Starsi pojechali autobusem i dobrze na tym wyszli, bo... tak, tak - Pytolot popsuł się. A jakże, zawsze psuje się, kiedy właśnie ja nim jadę. Po ekscytującej podróży spędziliśmy ten dzień wyjątkowo - więcej jeździliśmy na nartach niż siedzieliśmy w barze, ale to tak tylko dzisiaj ;-). Ponadto na stoku odwiedziła nas DWUDZIESTOLETNIA już Julia Budziszewska.

Kiedy zbieraliśmy się do odwrotu ze stoku, dotarło do nas, niczym grom, że z braku Pytolota musimy jechać autobusem. Nawet ja! Ja?!!!!! Autobusem?! I to jeszcze w butach narciarskich?! NIE! Hmm, no cóż, wyboru jednak nie miałem...

Po powrocie był prawie dobry obiad (tym razem to "prawie", to nie przez Wojtka). Po obiedzie była cisza (oczywiście poza naszym pokojem). Następnie na całe popołudnie Pytol oddał kierownictwo Piciowi (reżyserowi). Miało być tak pięknie, wrrr, a tymczasem Piciu od razu kazał nam pracować!. Kręcimy film pod tytułem "HARCIX"®. Dzisiaj robiliśmy plakaty, pisaliśmy o filmie do gazety, był też casting, którego wyniki utajniono, choć podobno wygrali go wszyscy. Następnie ci co skończyli pracować mieli czas wolny (to rozumiem!). O kolacji lepiej nie mówić przed północą. Potem był krótki produkcyjniak i przygotowania do obiecanej dyskoteki. Każdy pokój, żeby pójść, musiał zdać raport porządkowy Cichemu. Wylazła z niego sadystyczna bestia. A sama dyskoteka była w dechę. Bawiliśmy się razem z kolonią z piętra poniżej. "Razem" oznaczało "w jednej sali", ponieważ od razu podzieliliśmy się na dwie grupy. Niestety, między innymi z tego powodu dyskoteka dość szybko "wygasła".

Wyjątkowo (cóż za wyjątkowy dzień) cisza na potrzeby dyskoteki była przesunięta. Ale to nie był koniec. Po ciszy, zapadł pierwszy klaps HARCIX'a. Nagrywana był prolog filmu - scena łóżkowa, w której występowali Małgi i Kuba R. Ale spokojnie, Drodzy Rodzice, spokojnie, Kuba - ku żalowi fanek - udzielał tylko swojego głosu zza kadru (więcej informacji po premierze, cisza medialna).

Jak więc widzicie kolejny dzień zimowiska minął jak zwykle "spokojnie", aczkolwiek wyjątkowo.

PS. Jasio wykombinował i będzie jeździł - na łyżwach, ucho Michała Kowalczyka jest już prawie wyleczone, za to pan Piotr Ścieżka cierpi z powodu ropnia na palcu u nogi.
PPS. Prezentacja filmów chyba była, bo do późna w nocy coś się tam działo, przeglądali filmy - ogólny bałagan - z tego, co usłyszałem to robili porządki. (Obejrzeli, obejrzeli...: "Zlot'84" oraz dwa filmy prywatne druha Pytola - na jednym z nich był bez brody!!! - przyp. korektora).
PPPS. Wybrane dobre uczynki zimowiskowiczów: "Zaoferowałem Wiktorowi siedzenie na moich kolanach" (I mam teraz siniaki - przyp. red.), "Zjadłam cały obiad (bleee...)" (Sama jesteś bleee! - przyp. red.), "Nauczyłem Cichego jeździć przeplatanką" (Ale tylko w jedną stronę, jak powiedział Cichy). "Podjąłem, nieudaną co prawda, próbę uratowania tego pomarańczowego wraka, co nawet chwili bez mojego wsparcia moralnego nie pojedzie" (Jakoś nie widziałem Cię, bohaterze - przyp. właściciela wraka), "Ja też" (I ty mnie też! - przyp. red.), "Jestem!" (Jeśli to ma być dobry uczynek, to zaproponujemy Ci jeszcze lepszy - nie bądź!).

Przypisy od redakcji pochodzą od TAMTEJ redakcji - webmaster;)


List piąty (30.01.2003)

Kochani Rodzice!

Siódma piętnaście i muzyka klasyczna to już standard. Lecz tym razem zaszła mała zmiana, bowiem bracia R. i niejaki Kiler niespodziewanie zamienili miejsce spoczynku (nie martwcie się Rodzice, nie wiecznego) z trzema dziewczętami (imiona i nazwiska nie zostały podane ze względu bezpieczeństwa). Jednak prawdziwe zamieszanie wywołały różniące się od siebie zeznania. Według dziewcząt chłopcy przybyli do ich pokoju tuż przed pobudką, natomiast sami zainteresowani twierdzą, iż znaleźli się tam o 650 - czyżby odcinek kilku metrów między dwoma pokojami pokonali w ciągu 25 minut ?! Sprawą zajmują się odpowiednie służby.

"Panie kucharki nas rozpieszczają" - powiedział ktoś patrząc na swój talerz (parówki, jajecznica, płatki do mleka, szyneczka, serek żółty i biały), tylko co z tego nadaje się do jedzenia?! Już wiem, wypiję herbatę!!! - komentowało wiele osób. Po śniadaniu narty, łyżwy, sanki - do wyboru. Po powrocie - obiad, czytajcie Rodzice uważnie, bo stał się cud! Został zjedzony przez wszystkich, a do tego w całości (obiad, nie cud- przyp. Admina). Jednak nie cieszcie się tak, musimy spędzić wam spokojny sen z powiek. Przypuszczamy, że jedna z kucharek użyła jakiegoś uroku lub zaklęcia, gdy jedliśmy. Niby w nagrodę za zjedzenie obiadku nakręciliśmy kolejną scenę do filmu "Harcix". Po możliwej kolacji (oj, tak bardzo możliwej, że niewiele osób ją zjadło) udaliśmy się do sklepu (bo ostatecznie musimy coś jeść) i do pijalni wód (oczywiście bez procentów). Mówię wam, ten śmierdzący "Zuber" nie nadaje się do picia (nadaje się, ma lekki smak bagna i korzystnie wpływa na moje układy wewnętrzne - przyp. Cichego). O godzinie 2140 do druha Pytola wpadł rozbawiony redaktor naczelny VIVAt 99 (Kuba R.) z artykułem w jednym ręku, ciągnąc za sobą opierającego się i krzyczącego, że on tego nie zatwierdził (!) sekretarza redakcji, Marcina K. - Kauboy'a. Skręcający się ze śmiechu Kuba przeczytał na głos artykuł, który, niestety, nikogo nie rozbawił. Po dwukrotnym przeczytaniu Kauboy podarł go z satysfakcją. I znów zapadła cisza nocna.

P.S. Gorąca dziewczyna - tak określił rozpaloną z choroby Zuzę R. druh Pytol (39,8 stopnia Celsjusza o godz. 400 rano). Ponadto: Michał K. powraca do zdrowia, pan Ścieżka i Janek bez zmian.
P.P.S. Nie odbyła się kolejna prezentacja filmów archiwalnych - Arus zapomniał.
P.P.P.S. Najciekawsze dobre uczynki z dnia dzisiejszego: "Pomagałem w praniu skarpet Łukaszowi i Kubie" (Mój Boże, toż to czysty heroizm! - przyp. red.), "Oddałem się przyjemności jedzenia... czekoladowego batonika" (Dlatego kolacja mi się nie zmieściła - przyp. red.). Tego dnia uczestnicy zimowiska zaprezentowali raczej żałosny poziom swoich dobrych uczynków.


List szósty (31.01.2003)

Drodzy rodzice!!!!!

Jak się domyślacie, początek dnia bez zmian :(. Potem standard: narty lub łyżwy. Wyjątkiem były osoby czekające na panią doktor (chorzy i symulanci). Ja wam mówię, ile musieli się namęczyć, ile nacierpieć, żeby zostać. W czasie nart pani Ewa wpadła na snowboardzistę; powiedziała, że był nawet przystojny (to wszystko wyjaśnia). Natomiast Cichy i Wiktor zaczęli uczyć się poruszania na desce (poruszanie, to dobre słowo!). Nawet dobrze im wychodziło - jeden przewalał się do przodu, a drugi do tyłu. Jakby byli jednością, to wyszłoby pewnie znacznie lepiej. Podczas jazdy na łyżwach Janek i Wiktor próbowali udzielić pierwszej pomocy pewnemu panu, niestety przeszkodził im w tym jakiś umięśniony facet, więc nie nalegali, tylko odeszli, grzeczni jak baranki. Patryk Płuska stworzył zagrożenie dla jadących kolejką gondolową. Otóż oświadczył, siedząc w wagoniku, tonem klienta składającego reklamację, że "już od pięciu dni nie był w sklepie". Homerycki śmiech współpasażerów rozchybotał wagonik i zagroził katastrofą.

Gdy wróciliśmy z nart przed pensjonatem czekał na nas Migdał (nie migdał do jedzenia, tylko nasz druh-weteran Migdauek). Potem był obiad - nie wiedzieć czemu całkiem dobry (to już drugi raz!). Po obiedzie poszliśmy kręcić scenę do filmu na stoku. Czy wiecie, że przez Ulkę musieliśmy ją powtarzać aż 3 razy? Raz się zbyt szybko wywaliła, drugi raz nie w tym miejscu, co trzeba, trzeci raz wreszcie... Podczas kolacji nieoficjalnie odwiedził nas komendant chorągwi (spoko gość). W tym samym czasie Arus po raz czwarty postanowił podjąć próbę umycia się. Niestety, bezskutecznie. Muszę kończyć, bo teraz moja kolej mycia się (to znaczy teraz mnie mają wrzucać pod prysznic). TO PAPAPAPAPAPA!!!!!!!!!!!!!

PS. Ze zdrowiem Zuzy R. jest lepiej (39,2), ale nadal jest chora. Michał K. wylatuje z naszego serwisu medycznego wraz z panem Piotrem Ścieżką. Ręka Jasia, po jeździe na łyżwach, bez zmian (a on twierdzi, że go to uzdrawia!). Kolejni chorzy i symulanci, to Kuba Baszuk, Ola Gębarska i Małgi Czwarno. Acha, Migdauek w swoim pierwszym w tym roku zjeździe na desce złamał rękę. A Cichy w swoim pierwszym zjeździe w życiu nie. Śmieszne, prawda?!
PPS. Huuuuuuurrrrrrrrrrrrra! Arus nie zapomniał!
PPPS. Nasze dobre uczynki: "Pomogłam dziecku odnaleźć rodziców (napisała Ola 140 cm na szpilkach i w kapeluszu)" (Udowodniła im w ten sposób, że krasnoludki są na świecie - przyp. red.). "Podpowiedziałem Zuzi, że ma 11 lat" (bez komentarza - przyp. red.). oBRAŁEMożEszKIchREjzuzy (BaRDZODbrZEWojtUSIUBleTAKDalEJ - przypred.)
PPPPS. Dzisiaj dodatkowe Post Scriptum. Obserwując radosne zachowanie zwariowanych chłopców i głupich dziewczynek (czyli lwiej części uczestników zimowiska) Pytol stwierdził, że morale jest wysokie, ale moralność sięga dna. Fajnie tu mamy, nie?


List siódmy (1.02.2003)

Drodzy Rodzice!!!!!

Sami się domyślcie, co nas obudziło o 7.15 (!). Agata, Critters i Piciu urwali się ze śniadania, aby, cytuję, "wyjeździć" się w towarzystwie Julii B., zażywającej odpoczynku w gronie rodziny. Owszem, wyjeździli się, ale... sami, bowiem raczyli zapomnieć zawiadomić rzeczoną Julię o swoim planie i ta przyjechała później. Po śniadaniu wyjątkowo duża gromada poszła na łyżwy. Tamże Ula Pytlak i Kamila zaczęły "poznawać" gryfnych Hanysów (zgadnijcie, kto to?). Udało się dwóch: Marka (16) i Maćka (14) - ten drugi dał nawet numer swojego telefonu.

(Jako ojciec Uli Pytlak przepisujący te słowa oświadczam, że łeb urwę córce przy najbliższej okazji; rodzicom innych nieletnich dziewczynek, którym w głowie tylko amory, zalecam to samo. Rodzicom chłopców zresztą też. W ten sposób wspólnie zgromadzimy kolekcję przeszło dwudziestu urwanych łbów).

Wątłą grupkę narciarzy silny mróz spędził ze stoku już w samo południe. Pomogła zresztą transmisja telewizyjna "z Małysza".

Po obiedzie stało się nieuchronne. Grupa filmowa pod komendą jaśnie wielmożnego, przepraszam, Jaśnie Wielmożnego Piotra M. (pseudo Piciu) wzięła się za dalsze kręcenie wiekopomnej epopei "Harcix"®, która będzie gwiazdą przewodnią dla kolejnych pokoleń harcerzy mających zaszczyt przynależenia do Szczepu 99 WDH iGZ spod czarnego pagonu. Zdjęcia szły opornie, gdyż aktorzy nie rozumieli geniuszu i ponadczasowości filmu, a ich opór zaowocował spóźnieniem na kolację.

Po kolacji odbył się spacer, podczas którego młodzież zadawała trudne pytania. Z obowiązku kronikarskiego napiszę wręcz, że odbył się on w niemoralnej i rozwiązłej atmosferze, mimo wysiłków Pana Piotra i Wiktora.

Po produkcyjniaku towarzystwo poszło spać i dzięki osobistym interwencjom Pytola i jego żony, niemal zgodnie z harmonogramem dnia zgasiło światła.

PS. Krynicka Kasa Chorych Harcerzy donosi: Zuza R. waha się pomiędzy 37,5 a 39,8, w rytm podawania leków zbijających temperaturę. Pani Ewa wprowadziła nowy, świecki obyczaj podawania leków podczas posiłków. Otwierające się ufnie dzióbki połowy uczestników budzą rozczulenie, ale pani Ewa sama zaczyna teraz jeść 15 minut później.
PPS. Arus nie zapomniał, ale Pytol wymiękł.
PPPS. Dobre uczynki zimowiskowiczów: "Leczyłam wszystkich chorych prawdziwych i chorych z urojenia" (dzięki czemu w krynickich aptekach mamy prosperity - przyp. red.). "Odwaliłem za Arusa Cichą robotę" (???!!! - przyp. red.). "Obdarowałem bliźniego" (ospą, cholerą czy inną chorobą? - pytanie red.).
PPPPS. - Dzisiaj chłopcy z pokoju numer 19, znani jako Paparazzi i dziewczyny z pokoi 23 i 24 podczas oglądania Małysza (był trzeci, a Hannawald 2.:):)) dostali zakaz odwiedzania się nawzajem w swoich pokojach.


List ósmy (2.02.2003)

Drodzy Rodzice!

Sami-wiecie-co nas obudziło. Po pobudce było śniadanie, "jak zwykle smaczne". Po posiłku podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna weszła na Górę Parkową piechotą, druga postanowiła skorzystać z dobrodziejstw elektryczności i ludzkiej myśli technicznej - pojechała kolejką. Misiek wybrał kompromis - nie zabrał się ani z jedną, ani z drugą, co wywołało kilka telefonów i gruntowny o-pe-er. Na szczycie odbyły się oficjalne mistrzostwa Szczepu 99 WDHiGZ w sportach zimowych. Można było startować w trzech konkurencjach - pupolotki, jedynki saneczkowe, dwójki saneczkowe. W kategorii pupolotów zwyciężył Jan Kaseja, drugi był Tomek Arasimowicz, trzecia Ola Gębarska. Jedynki saneczkowe wygrał Jan Kaseja, drugi był Wiktor Paul, zaszczytne trzecie miejsce(;)) zajął oldboj - Jarosław Pytlak. Dwójki saneczkowe: 1. Weronika Narożniak & Wojtek Rebejko (tak, tak! zuchy górą!), 2. Jan Kaseja & Tomek Arasimowicz, 3. Natasza Ścieżka & Pawełek Ścieżka (tak, tak, przedszkolaki też górą!). Po zakończeniu zawodów udaliśmy się do domu w celu posilenia się i odtajania.

Obiad, jak zwykle, został spożyty tylko częściowo. Po obiedzie był czas wolny, więc można było wyjść na miasto i wreszcie najeść się do syta. Po Jedynym Słusznym Posiłku powróciliśmy do pensjonatu. Ubraliśmy się w mundury, i w końcu, po godzinie prób, udało nam się nakręcić ostatnią scenę "Harcixa". Dygresja: Piętnastosekundową scenę powtarzaliśmy przez godzinę zanim wszystko poszło prawidłowo. To pewnie dlatego, że w scenie wykorzystano elementy musztry, która w Szczepie 99 stoi na niezwykłym poziomie.

Kolacja standardowo. Najpierw leki, a potem:
- Zjedzcie cokolwiek! (to pani Ewa).
- Nieeee, już nie możemy, zjadłyśmy trzy czekolady i pięć batonów... (to dowolny uczestnik/ uczestniczka zimowiska - niepotrzebne skreślić).

Po kolacji ekipa filmowa skończyła ostatnie prace nad "Harcixem". Dodawanie napisów końcowych zajęło ponad godzinę, i dlatego premiera lekko się opóźniła. W końcu Władca Pierścieni też się spóźnił:).

TADADADAM! Odbyła się premiera. Film odniósł sukces, reżyser otrzymał gromkie brawa. Z przecieków wiem, że "Harcix" pojawi się na stronach szczepu, nie wiadomo jednak kiedy, i czy w ogóle. Organizacją imprezy premierowej zajęła się perVera (zwana też Perwerą, perWerą i per Werą, a może nawet per Verą) - należy się jej pochwała. Całą imprezę zakończył Miś (nie pluszowy!), który zafundował zgromadzonym recital gitarowy. Z przecieków wynika, że dzięki temu awansował i stał się posiadaczem drugiej belki.

PS. Krynicka Kasa Chorych Harcerzy - bez zmian (niestety, Zuzia dalej jest rozgorączkowana). Reszta OK. Wapory na razie przeszły.
PPS. Dzisiaj nic o Arusiu!
PPPS. Dobre uczynki zimowiskowiczów: "Pożyczyłam chorej komórkę" (Szarą? - pytanie red.); "Byłem grzeczny" (Kto?!, Gdzie??!!, Kiedy???!!! - dramatyczne pytanie red.); "Uprałam bluzeczki Zuzi, może się znów pocić!" (Poć się Zuziu, poć! - rada red.); "Pobiłam rekord ilości wpisów na dzień dzisiejszy, który w chwili zapisania tego dobrego uczynku wynosi 3, a ja zrobiłam już cztery wpisy" (Wow, "We Are The Champions!" - komentarz red.).
PPPPS. Pozdrowienia dla wszystkich, także tych, którzy jeszcze nie przysłali więcej pieniędzy do roztrwonienia!


List dziewiąty (3.02.2003)

Drodzy Rodzice!

Stał się cud. Dziś rano nie było muzyki klasycznej! Śniadanko jak zwykle bardzo rozmaite: zupka mleczna, wyrób szyneczkopodobny, serek biały, papryka, pomidor, sałata i różne inne warzywa. Lecz kto to zje?

Po śniadanku połowa poszła na łyżwy, a druga połowa na narty (perWera na snowboard, na którym nie umie jeździć i dwa razy upadła na głowę. Ciekawe, czy to choć trochę pomoże?!) Ja poszłam (wyjątkowo) z tymi drugimi, bo chciałam przyjrzeć się nowemu facetowi na zimowisku - Marcinowi S., który wymienił Kauboy'a. Zjechałam tylko raz, bo było wyjątkowo zimno (podobno -18 stopni!), a resztę czasu spędziłam w kawiarni na jedzeniu gofra, frytek, 3 batoników i gorącej czekolady. Do pensjonatu wróciliśmy z Julią B., która spędzi z nami kilka pięknych dni. Obiad, jak zwykle pachniał ładnie, lecz byłam już tak nabita...

Jak pech, to pech - podczas obiadu Pytol zrobił porządki i zamiast ciszy poobiedniej był hałas poobiedni. Połowa rzeczy chłopaków i kilka ciuszków dziewczyn zostało zwalone na korytarzu i trzeba było je wykupywać po 5 przysiadów za sztukę. Klan Rebejków (bez Zuzi) wypłacił przeszło trzysta! To się nazywa gest!

Potem był produkcyjniak, podczas którego Pytol zmieszał nas z błotem i powiedział, że teraz zrobi nam prawdziwe zimowisko, bo na nieprawdziwe nie zasługujemy. W związku z tym jutro będzie pobudka ze zwalaniem z łóżek oraz apel mundurowy, acha, i każdy będzie miał zagospodarowaną każdą wolną chwilę. To podobno jest "prawdziwe harcerstwo"!

W ramach robienia "prawdziwego zimowiska" harcerze młodsi zostali po południu zagonieni do rozegrania mistrzostw w Eurobiznes oraz Scrabble. O dziwo, podeszli do tego z entuzjazmem, a zwycięstwo odnieśli: Patryk di Caprio Płuska i Ola Kruszynka Dąbrowa.

Średniacy wyszli z Agatą i Jankiem zrobić próbny zwiad w willi "Witoldówka". Dlaczego? Po prostu postanowiliśmy wspomóc Stowarzyszenie Pomocy Osobom Niepełnosprawnym, które przygotowuje informator pt. "Turystyka bez barier". Na początku okazało się, że z 12 obiektów, jakie powinniśmy zewidencjonować w Krynicy (w myśl zlecenia z Komendy Chorągwi) jeden spalił się wiele lat temu, a drugi jest w remoncie od... 1981 roku. Ciekawe, skąd czerpali informacje autorzy ankiety:)?

Po kolacji był kolejny produkcyjniak. Julia B. otrzymała od nas "20 kilo na 20-lecie". To znaczy, 20 kilo fistaszków... Później przygotowywaliśmy najbardziej "zielonych" harcerzy do biegu na młodzika, a każdy mógł zaliczyć jedno wymaganie na stopień. Zaliczał dh Cichy, który na tę okazję odkurzył mundur.

Harcerze starsi wspólnie z Julią odbyli grę decyzyjną, podczas której wykazali się wzorowym zdrowym rozsądkiem w przygotowywaniu i prowadzeniu wycieczek górskich. "Ech, żebyście wy byli tacy na co dzień" - westchnęła podobno Julia.

Potem zasiadłam i zaczęłam pisać ten list. Za chwilę Cichy odgwiżdże ciszę. Jak na prawdziwym zimowisku ;-).

PS. Stan zdrowia uczestników zimowiska (także Zuzy R.) bez zmian. Żrą leki profilaktycznie, aż im w końcu wysiądzie wątroba (to taki żart!).
PPS. Arus? A kto to taki?
PPPS. Dobre uczynki zimowiskowiczów: "Rozweselałem, jak umiałem panią Anetę z okienka na poczcie!" (Co, już po imieniu?! Tak szybko? - pytanie red.), "Powiesiłem kartkę, co spadła" (Prosimy o doprecyzowanie, którą, bowiem bez tego nie wiemy, jak bardzo dobry był to uczynek - prośba red.). "Wykupiłam traperki Baszuka" (Czy to były na pewno jego traperki? - wyjaśnienie zagadki w jutrzejszym liście.)
PPPPS. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o tym, że życie jest jak jajko - trzeba je znieść - bądźcie z nami jutro!


List dziesiąty (4.02.2003)

Kochani Rodzice!

Dzień nie zaczął się tym razem od muzyki klasycznej o 7.15. Było dużo wcześniej. Około trzeciej w nocy obudził nas jęk Julki B., która spała na łóżku z Agatą (obie zgodnie twierdzą, że tak im wygodnie). Przyczyną jęku wcale nie była niewygoda, ale podstępne, aczkolwiek nieświadome działania per Wery, która śpiąc na łóżku obok zdołała swoimi ruchliwymi odnóżami skopać bogu ducha winną Julię.

Potem mieliśmy wstęp do "prawdziwego zimowiska". Obudzili nas o 7.01 (guzik prawda, Pytol obudził Cichego o 7.14) strasząc sprawdzaniem porządków (to prawda), apelem mundurowym (to prawda) i zorganizowaniem czasu (i to też prawda). Na apelu mundurowym zaraz po śniadaniu mogliśmy zorientować się, jak różnie interpretowane jest pojęcie munduru galowego - Ola Madonna Gębarska założyła do munduru gustowne niebieskie klapeczki, Baron śliczne czerwone skarpetki, a długi Rebej zapomniał o harcerskim pasie.

Tym razem - zgodnie z ideą "prawdziwego zimowiska", nie było wyboru zajęć. Wywiadowcy badali różne obiekty krynickie pod kątem ich dostępności dla osób niepełnosprawnych. Na Słotwiny do cerkwi pojechali młodzicy i ochotnicy, mieli za zadanie zrobić parę zdjęć - owszem zrobili, ale na zwiniętym przez Kubę Baszuka filmie. Aruś próbował rozprawić się ostatecznie z harcerską filmoteką, ale już na samym wstępie popsuł pasek klinowy projektora i zniknął na dwie godziny w Krynicy. Co tam robił? Oczywiście szukał paska ;-). Po powrocie natrafił na półgodzinny film z objazdu dookoła Europy, który wykonali rodzice Pytola 35 lat temu - i wymiękł. Julka z osobą towarzyszącą - czytaj z Piciem - oddali się przyjemności zjeżdżania z Jaworzyny Krynickiej. Acha, Pani Ewa zrobiła się "na bóstwo" u fryzjera.

Po obiedzie najmłodsi stażem harcerskim poszli na wystawę do pijalni wód mineralnych, gdzie zachwycali się bogactwem życia wodnego, natomiast wywiadowcy mogli puścić wodze wyobraźni, biorąc udział w grze decyzyjnej. W załączeniu efekty pracy jednej z grup (z powodów technicznych chwilowo nie możemy ich przedstawić- webmasterzy).

A co wieczorem? Cóż za pytanie!!! Znowu "prawdziwe zimowisko" - dla najmłodszych konkurs plastyczny, dla reszty burza mózgów na temat "Obchody dwudziestolecia szczepu". Co prawda Julka na produkcyjniaku nazwała to jedynie "lekkim falowaniem" mózgów, ale jednak jakieś pomysły się pojawiły. Tym razem produkcyjniak był słodki - odwiedził nas bowiem Kaubiszon z rodzicami i przywiózł mandarynki, michałki i "Merci". Niezależnie od tego trwa mozolne zjadanie 20 kg fistaszków.

Wieczorem Arus samorealizował się organizując moczenie "grupy gorczycy". Szczegóły w podręcznikach homeopatii, pod hasłami: "gorczyca" oraz "Arus".

Ogólnie mamy Sajgon - każą nam stawać w szeregu, meldować, a Cichy nawet grozi, że zacznie gwizdać. W rezultacie jednak w sposób widoczny poprawił się stan czystości, jak również zmalała ilość czasu, który możemy poświęcić na miłość i lekturę "Dziewczyny".

Pa, pa. Jutro też będzie dzień!

Wasza Kama, Olga, Ewcia itd.

PS. Kuba Baszuk znów symulował. Zdradził się, kiedy z rozwianym włosem i błyskiem w oku skotłował swoje łóżko w zabawie z kolegami. Zuzia R. po raz pierwszy od kilku dni tylko raz przekroczyła 39 stopni, a ponadto raz spadła poniżej 36. Jej dzienna amplituda temperatur jest wyższa niż roczna w Kongo. Z braku leków się już ich nie podaje.
PPS. O Arusiu była już mowa.
PPPS. Dobre uczynki zimowiskowiczów: "Poczęstowałem Pawła R. chipsami o smaku chili, po czym nie mógł złapać tchu" ("Prawie się udusiłem chipsami Marcina S." - odp. Pawła R.). "Wyjęłam Pawełkowi włosy z podłogi z ust" (Ciekawe, co na to SANEPID? - przyp. red.), "Opiekowaliśmy się przedszkolakiem - demolką" (Pierwszy krok ku świętości - przyp. red.). "Wypełniłem kartkę "dobry uczynek" zgodnie z zaleceniem towarzysza Brodatego, wspomagając w ten sposób jego wysiłek wychowawczy" (Dziękujemy Wam, towarzyszu Piciu! - przyp. tow. Brodatego).

MORAŁ:
ŻYCIE JEST JAK JAJKO, MUSISZ JE ZNIEŚĆ,
WIĘC NAJLEPIEJ WEŹ LEKCJĘ U KURY, DROGI ZAJĄCZKU!


List jedenasty (5.02.2003)

Kochani Rodzice!

Zaczął padać śnieg i padał coraz bardziej. Mimo gęstej śnieżycy wybraliśmy się na Jaworzynę na narty. Wszyscy - obowiązkowo, pod pretekstem organizacji Mistrzostw Szczepu w narciarstwie. Sędziowie: Śćeha, Cichy, Johny Bravo i Yasioo szybko zmienili się w bałwanki. Zawodnicy dopisali: wszyscy przejechali dwa slalomy, poza Arusiem, który, jak zwykle, za dużo myślał i myślał, że zdąży obrócić drugi raz na szczyt przed swoją kolejką. W rezultacie przyjechał, gdy była już ustawiona druga trasa. Wygrał ten przejazd, ale został przykładnie zdyskwalifikowany za samowolę. Samowolą wykazał się też gondolier Misiek (gondolierzy, to ci, którzy są za słabi na samodzielny zjazd z góry, więc zjeżdżają gondolą), który wbrew zakazowi postanowił zjechać z Jaworzyny. Biczem bożym okazał się Piciu, który go stratował po drodze i rozkrwawił mu nos, w związku z czym Misiek uzyskał nowe przezwisko Dziobaka.

Mistrzem Szczepu został Kuba Rebejko, wicemistrzem Pytol, a trzecie miejsce zajęła Julia B. Najlepszy snowboardzista - Piciu uplasował się na ósmej pozycji (deski górą! :). Łączny czas przejazdu zwycięzcy wyniósł 21,23 sek., natomiast ostatniej na mecie Kruszynki 50,98 sek. (Misiek wyprzedził ją o 0,62 sek.!).

Po obiedzie odbyła się duża gra terenowa po Krynicy. Wygrali ją najlepsi pod wodzą Yasiaa. Przegrali Ci, którzy zapędzili się aż na cmentarz, ale uzyskali pochwałę za poświęcenie.

Wieczorem ciągle padało. Tropiciele mieli pierwszą odsłonę biegu harcerskiego, w związku z czym w ruch poszły igły i nici. Marcin Rebejko zrobił sobie brakującą belkę na pagonie z tasiemki od pidżamy pani Ewy! Grupa najmłodsza pisała artykuły do naszej gazety "Viva-t 99" - musicie ją przeczytać - jest boska! Twórcy oblewali w knajpie imieniny Blondie - podobno przy wtórze muzyki na żywo.

Jako bonus mam dla Was, drodzy Rodzice, zapis tekstu, który powstał wysiłkiem uczestników biegu na tropiciela (każda osoba dopisywała jedno zdanie, znając tylko jedno, ostatnie, wpisane przez poprzedników).

"Krynica jest pięknym miastem położonym w Beskidzie Sądeckim.
To miasto posiada różne obiekty uzdrowiskowe oraz sportowe.
Jest to duże miasto i ma wiele zabytków; ich architektura jest typowa dla XIX wieku.
Odkryto w niej wiele źródeł wód leczniczych.
Poznałam wiele ciekawych miejsc oraz nauczyłam się wielu pożytecznych rzeczy.
Tak właśnie spędzałem tu czas.
Błogo i bez ocen nauczycieli.
No cóż, w końcu chcieli.
No właśnie, to ich wina.
Że byli tacy źli.
I nosili dredy.
Byli obciachani.
Tylko to mi się nie podobało, a poza tym wszystko bardzo mi się podobało.
Mi się zazwyczaj nic nie podoba, ale to akurat było fajne, chociaż nie całkiem.
Potwierdzam, ale nie do końca - całkiem dużo rzeczy jest fajnych.
Też tak myślę.
I ja nie będę się wyróżniać. I ja tak myślę.
A ja idę na kompromis i nie myślę J
Myśleć? Nie myśleć? Oto jest pytanie!
Ja nie mam problemu, bo nie myślę.
A ja mam problem, bo myślę.
Ty myślisz? Z której strony? Chociaż, może czasami... Ale ja też nie zawsze...
Ja nie myślę tak jak ty.
Ja też.
Popieram, to bardzo mądre.
Ale co?
Oko."

To już koniec. Pada nadal - zobaczymy, co będzie dalej.

PS. Zuzia jest już prawie zdrowa! Kilka innych osób chrycha, ale moczą się w gorczycy, więc może jakoś im przejdzie. Acha, nasza Miłosierna Samarytanka, pani Ewa, jest chora.
PPS. Arus sprzątnął swoje stanowisko pracy. Wszystkie śmiecie podgarnął w najciemniejszy kąt korytarza.
PPPS. Dobre uczynki zimowiskowiczów: dzisiaj je liczyliśmy, kto ile wpisał. To wpłynęło na istny "wysyp" na bieżącej kartce.

  • "Pożyczyłam Werze spódnicę" (Czy tylko? - ciekawe pyt. red.),
  • "Wytrzymałem z Pawłem R. przez całą grę" (O, mój Boże! - przyp. red.),
  • "Pchałam Pytolota" (To nie "dobry uczynek", ale rutyna! - red.)
  • "Pożyczyłam szczotkę do włosów" (I się wreszcie uczesałam? - pyt. red.),
  • "Pomogłam na stoku wstać panu po 40-tce" (Nikt mi nie pomagał - przyp. Pytola),
  • "Załatwiłam Agacie dolewkę kompotu, na czym skorzystał cały stół, bo dostała pełny dzbanek" (A komu przypadł dzbanek, który jest, jak wiadomo, najlepszy? - pyt. red.).

List dwunasty (6.02.2003)

Kochani Rodzice!

O pobudkach, śniadaniach, obiadach i kolacjach napisałem już tyle, że tym razem Wam daruję. Przejdę od razu do wydarzeń dnia. Śnieg wciąż pruszy, pada, sypie, wali... Z nart nici, podobno nawet kolejka na Jaworzynę była wyłączona. Podzieliliśmy się zatem na trzy grupy. Jedna poszła na łyżwy, druga na stok (w celach handlowych, o tym później), trzecia zaś wyległa na dziedziniec, by lepić idiotę. Przepraszam, bałwana. Na łyżwach pierwsze kroki (przynajmniej tak wyglądało) stawiał Piciu. Dziewczyny, jak zwykle głupie, podrywały chłopaków. Michał Kowalczyk meldował się co okrążenie, a Cichy i Wiktor poznali harcerzy z Zawiercia i jeździli z nimi przez całą drugą ślizgawkę. Na stok poszedł Arus z Rycajem, zdobywać sprawność cinkciarza. Mieli za zadanie odsprzedać karnety z punktami. Wieść gminna niosła, że przechadzali się w okolicy kolejki nagabując potencjalnych klientów i rozchylając poły płaszcza (na wzór: "Komu zielone, komu zegarek, komu Kolumnę Zygmunta?"). Co by nie było spędzili tam całe przedpołudnie, ale zadanie wykonali.

Grupa bałwanów poległa, ponieważ śnieg odmówił współpracy. W zamian wytarzali się w białym puchu. Po obiedzie opuściły nas w kierunku Warszawy pani Ewa, lecząca wszystkich z niewyczerpaną cierpliwością ("Medice, cura te ipsum!") oraz Zuzia R. - leczona z niewyczerpaną cierpliwością.

W czasie gdy "średniacy" odbywali bieg na wywiadowcę (którego nikt nie zaliczył, nawet Arus ;), najmłodsi udali się do pijalni na koncert orkiestry zdrojowej. Zdania co do tej ostatniej były podzielone: Cichy i Wiktor twierdzili "Super!", a pozostali "Nuuuudy!". Następnie grupa powiesiła na ścianach wykonane poprzedniego wieczora prace plastyczne o rybach i dokręciła ostatnie sceny dokumentu pt. "Harcerze w Krynicy". Po kolacji był bieg na młodzika. Historia zrobiła to, co najbardziej lubi, czyli powtórzyła się - biegu nikt nie zaliczył (chociaż Britney Adamczyk zabrakło tylko jednego punktu). Po ciszy harcerze starsi po raz kolejny już uczcili w knajpie imieniny Blondi, łącząc to ze stypą po zimowisku.

PS. Trzynastego dnia już Wam nie opiszę, bo będzie pechowy - zimowisko się skończy. Coś mi też mówi, że Pytolot popsuje się w drodze do Warszawy.
PPS. A...
PPPS. Dobre uczynki zimowiskowiczów:
Z powodu zbliżania się końca zimowiska uczestnicy zaprzestali robienia dobrych uczynków.


 

Listy pisali: ???