KOCHANI
RODZICE...
Listy z zimowiska szczepu w Krynicy
26.01-7.02.2003
List
pierwszy (26.01.2003)
Kochani Rodzice!
Kiedy tylko wsiedliśmy do pociągu i machając
Wam z uśmiechem, mruczeliśmy pod nosem "wcale nie będziemy
tęsknić", poczuliśmy, że zimowisko się zaczęło.
Podróż... Ach, co to była za noc!!! Powiemy
tylko, że nie spaliśmy zbyt długo. Dlaczego? Wszystko wyjaśni wywiad
z jedną z najmłodszych uczestniczek.
- Powiedz nam, co według Ciebie wydarzyło się w przedziale piąto-
i szóstoklasistów?
- Nie wiem do końca, ale co chwila gasło i zapalało się tam światło,
z przedziału dochodziły dziwne odgłosy, a przed naszą szybką było
widać przebiegające do toalety dziewczyny, które jakimś dziwnym
zbiegiem okoliczności zwalniały przy przedziale przystojnych gimnazjalistów
z innego szczepu.
- A co działo się w tym czasie w waszym przedziale?
- Nie chcieliśmy być gorsi, więc zaczęliśmy grać w butelkę. Gra
była wciągająca. Po pewnym czasie chłopcy zaczęli się zastanawiać,
jakby tu nas poderwać. No i... Od słów do czynów.
- Czy odgłosy z waszego przedziału nie zaniepokoiły kadry?
- No pewnie, na 100%!!!
- A co powiesz o odgłosach z przedziału starszych?
- Najstarsi spali słodko. Ale zachowanie piąto- i szóstoklasistów
bardzo martwiło kadrę. Co kilka minut zaglądała ona do przedziału
i pytała, czy na pewno nic się nie wydarzyło.
- Jak słychać, ta noc była dla was bardzo wyczerpująca.
- O tak...!
Około 6.30, kiedy wszyscy zmożeni byliśmy twardym
snem, na równe nogi postawił nas Marcin Kauba krótkim słowem "Tylicz".
Kadra oszalała z niepokoju, że już zaraz będziemy na miejscu, tylko
Janek Kaseja wykazał się rozsądkiem, nietypowym o tak wczesnej porze
dnia, i otworzywszy jedno oko powiedział:
- Przecież ten pociąg nie jedzie przez Tylicz.
Dopiero po 20 minutach jazdy dotarliśmy do Muszyny, a stamtąd po
przestawieniu lokomotywy do Krynicy.
Rano kadra nie wykazała się uprzejmością względem
nas i po zabraniu bagaży do busa, kazała nam iść na piechotę do
ośrodka. Ciekawe dlaczego? Czyżby przeszkadzało im nasze nocne zachowanie?
Ze zwieszoną głową ruszyliśmy w drogę. W ośrodku po zakwaterowaniu
i stwierdzeniu, że łazienki są ok. zeszliśmy na śniadanie. To było
straszne! Wciskali w nas jedzenie, a przecież jak można zjeść zupę
mleczną, biały serek, szyneczkę i wiejską kiełbasę, kiedy w pociągu
człowiek skonsumował pożywne chipsy (3 paczki), cukierki i popił
coca-colą XXL.
O dziesiątej, podzieleni na grupy, ruszyliśmy
na zwiad po mieście. Oglądaliśmy lodowisko i tor saneczkarski, byliśmy
w pijalni wód i na szczycie Góry Parkowej, skąd zjeżdżaliśmy na
jabłuszkach, załatwiliśmy karnety na Jaworzynie Krynickiej. Później
ci, którzy jeszcze mieli siłę, poszli na stok koło ośrodka "Daglezja",
reszta odpoczywała po trudach podróży leżąc bykiem (czy wiecie,
że to się nazywa LB?!).
Po obiedzie (na obiad standard - rosół i ...
udko kurczaka z ziemniakami oraz pyszna szarlotka, swoją drogą to
ciekawe, skąd kucharze w całej Polsce wiedzą, że po rosole muszą
podać udko kurczaka?!) była cisza poobiednia, a po niej zebranie,
na którym przydzielono nam zadania. Łatwo czytając ten tekst domyśleć
się, co przypadło nam w udziale. Na szczęście jest 21.00 i kończymy
już pisanie.
Pozdrawiamy !!!
Olga Dyczkowska, Kamila Krzewska, Ola Dąbrowa (Zuzia Rebejko spała)
PS. Aha, śpieszymy donieść,
ze posiadaczem pierwszej pamiątki z gór jest Wojtek Rebejko, który
za 14 PLN nabył ciupagę góralską.
PPS. Michała Kowalczyka boli ucho.
PPPS. Zrobiliśmy fajne dekoracje i przydzieliliśmy
przezwiska aktorskie. Mamy w naszym gronie Pamelę Czwarno, Britney
Adamczyk i Kubę Figurę Rebejko.
List
drugi (27.01.2003)
Kochani Rodzice!
Słuchajcie, kadra dzisiaj oszalała, obudziła
nas o 7:15! I to jeszcze muzyką klasyczną ("Poranek" Griega)!
Żeby chociaż hip-hop... Potem było śniadanie. Bułki były pyszne,
ale kto wpadł na pomysł, aby w zupie mlecznej było gorące mleko?!
No cóż, znowu musieli w nas wmuszać. Po śniadaniu zaczęliśmy swój
błogi flirt. Niestety nie trwał zbyt długo, bo druh Cichy sprawdzał
porządki. Następnie pojechaliśmy na narty. Na nartach było bardzo
fajnie!! Oczywiście tylko dlatego, że byli Rebej i Kauba!
Misiek uczył się latać (brał lekcję narciarstwa,
ale można to było nazwać lataniem, bo rozpędzał się do wielkich
prędkości i skakał na muldach). Potem wróciliśmy na obiad. Nie jedliśmy
go zbyt chętnie. Domyślacie się dlaczego? Tak, tak... eklerki na
stoku były pyszne. Po obiedzie była cisza i z pokoju 23, jak zwykle,
dobiegały dziwne odgłosy... Po ciszy Twórcy zaczęli projektować
nasze wielkie przedsięwzięcie filmowe, a pozostali przygotowywali
się do castingu! To znaczy, Twórcy też się przygotowywali, zadając
156 razy, pytanie, czy muszą i dlaczego? Artyści skubani! Prawie
wszyscy przebrali się w swoje stroje, np. Zuzia Rebejko była kowbojką.
Później była kolacja. Te pierogi z mięsem były
całkiem dobre. Piciu zjadł dwa półmiski, w tym jeden z naszego stołu
(hłe, hłe, hłe). Potem odbył się casting. Każdy, nawet kadra, w
stroju lub bez, ustawiał się do zdjęcia, a potem opowiadał kilka
kawałów przed kamerą i publicznością. Niektóre były śmieszne. Po
castingu umyliśmy się i była cisza nocna. Tak minął nam kolejny
dzień zimowiska.
PS. Michała Kowalczyka nadal
boli ucho. Dostał antybiotyk i spędza dni przepisując nasze gryzmoły
na komputerze.
PPS. Późnym wieczorem odbył się pierwszy seans
Przeglądu Filmów Dawnych. Na początek grupa zapaleńców obejrzała
produkcje Studia Filmowego 99 WDH z roku 1984: "Porwanie Sabinek",
"Przygody króla Jasia" oraz "1 Maja prawidłowo
czyli wycieczka 99 i 334 WDH". Łza kręciła się w oku na widok
niektórych, tak młodych...
PPPS. Przyjechała Pani Wizytator z kuratorium.
Ale nas nie zamkną.
List
trzeci (27.01.2003)
Kochani Rodzice!
Dzisiaj pobudka była jak zwykle, o 7:15! Czy
wy rozumiecie dramatyzm tej sytuacji?! To bardzo wcześnie, w końcu
dzień w dzień pracujemy co najmniej do pierwszej w nocy, i to mimo
gwałtownych wysiłków kadry, która próbuje nas uśpić już od 22-giej!
I znów ta muzyka klasyczna! Ile można...? Pobudka, zbiórka, śniadanie,
obiad, kolacja, cisza nocna... - wciąż tylko rzępolenie i rzępolenie,
jakby nie można było potraktować nas po ludzku - to znaczy syntezatorami
i perkusją!
Śniadanie było pyszne (to jest ironicznie i
zawsze tak będzie, dopóki będą nas traktować zupkami mlecznymi).
Po śniadaniu poszliśmy na narty. Oczywiście większość czasu spędziliśmy
w kawiarni. To taki sposób na oszczędzenie pieniędzy na wyciągi.
Yasioo upadł na snowboardzie i spuchł w palcu. Zalecono mu fotografię.
Chyba powinien się najpierw uczesać. Po powrocie autobusem, dowiedzieliśmy
się, że przyjechał Wiktor. Mimo to zjedliśmy obiad. Nasze dziewczęce
jedzenie trwało tym razem 3 godziny, 13 minut, 31 sekund i 99 setnych
(po prostu od tego posiłku przy naszym stole zasiadł Cichy!!! Podobno
na stałe:(). Gdy wróciliśmy do pokojów, znów puścili nam muzykę
klasyczną (denerwującą muzykę klasyczną). Na zbiórce druh ogłosił
nam, że możemy pójść na sanki lub na łyżwy. Tak długo się wybieraliśmy,
że na lodowisku okazało się, że jesteśmy spóźnieni i nie możemy
jeździć. Wróciliśmy źli, szczególnie Wojtuś Rebejko. Nie mogliśmy
nawet na pociechę zjechać po sankostradzie, bo ją zasypało. Miary
nieszczęścia dopełnił Yasioo swoim palcem w gipsie.
Po kolacji była gra terenowa po Deptaku. Wyobraźcie
sobie, że nikt nie zginął, nie spóźnił się, a na mecie kłóciliśmy
się o wyniki tylko chwilkę. Wygrała grupa Pawła Rycaja z Patrykiem
i Julią Spears. która wkręciła się do tego patrolu w zastępstwie
Małgi Czwarno. Finiszująca w patrolu Per-Wery Zuzia Rebejko padła
na mecie i nie wstała. Niestety, tylko przez kilka minut, a na domiar
złego nie straciła przy tym głosu, wręcz przeciwnie - dziamgoli
od tego czasu z jeszcze większym uporem (i jeszcze mniej zrozumiale)
niż wcześniej.
Po grze oglądaliśmy nagranie wczorajszego castingu.
Zebrała się też redakcja naszej gazety VIVA-t 99 WDH, która postanowiła
wyjść z ukrycia i w tym celu powiesiła na ścianie duży karton. Ciekawe,
co będzie dalej?
Na prezentację castingu przyszła do nas z wizytą
druga grupa mieszkająca w naszym ośrodku. Jutro my idziemy do nich
z rewizytą. Na dyskotekę :):):):)!!! Ogólnie było fajnie, a gdy
ktoś zobaczył siebie w telewizji, uciekał do pokoju. Szybkość ucieczki
była odwrotnie proporcjonalna do poziomu inteligencji delikwenta.
Potem była cisza nocna, dziewczyny układały zamki z kart, a kadra
biegała, złościła się i krzyczała, zaś zastęp Statystów długo w
noc sprzątał swój chlewik.
PS. Michał Kowalczyk leczy
swoje ucho. Yasioo kombinuje, jak jeździć z łapą w gipsie. Julii
i Oli Gębarskiej przeszły chwilowo wapory.
PPS. Nie odbyła się kolejna prezentacja filmów
archiwalnych - Arus zapomniał.
PPPS. Wybrane dobre uczynki zimowiskowiczów: "Pchałem
samochód od tyłu" (od przodu też chciał pchać, ale nie było
po co), "Oskrobałem pomarańczowego brudasa" (chodzi oczywiście
o Pytolota), "Towarzyszyłam Jankowi w niedoli" (to wcale
nie znaczy, że Blondi złamała sobie kciuk).
List
czwarty (29.01.2003)
Kochani Rodzice!
Znowu ta muzyka (w dodatku klasyczna) i to
o 7.15! Ci na dole tak nie mają, to nie fair!
Śniadanie może byłoby i dobre, gdyby nie fakt,
że Wojtek R. troszeczkę dosolił naszą jajecznicę - kucharzem to
on raczej nie będzie! Po porządkach, jakże udanych, musieliśmy iść
na łyżwy, narty lub sanki - rozpieszczają nas taką możliwością wyboru.
W tej sprawie odbyło się nawet spotkanie, podczas którego deklarowaliśmy
swój wybór. Wszyscy chcieli jechać Pytolotem. Druh losował. Starsi
pojechali autobusem i dobrze na tym wyszli, bo... tak, tak - Pytolot
popsuł się. A jakże, zawsze psuje się, kiedy właśnie ja nim jadę.
Po ekscytującej podróży spędziliśmy ten dzień wyjątkowo - więcej
jeździliśmy na nartach niż siedzieliśmy w barze, ale to tak tylko
dzisiaj ;-). Ponadto na stoku odwiedziła nas DWUDZIESTOLETNIA już
Julia Budziszewska.
Kiedy zbieraliśmy się do odwrotu ze stoku,
dotarło do nas, niczym grom, że z braku Pytolota musimy jechać autobusem.
Nawet ja! Ja?!!!!! Autobusem?! I to jeszcze w butach narciarskich?!
NIE! Hmm, no cóż, wyboru jednak nie miałem...
Po powrocie był prawie dobry obiad (tym razem
to "prawie", to nie przez Wojtka). Po obiedzie była cisza
(oczywiście poza naszym pokojem). Następnie na całe popołudnie Pytol
oddał kierownictwo Piciowi (reżyserowi). Miało być tak pięknie,
wrrr, a tymczasem Piciu od razu kazał nam pracować!. Kręcimy film
pod tytułem "HARCIX"®. Dzisiaj robiliśmy plakaty,
pisaliśmy o filmie do gazety, był też casting, którego wyniki utajniono,
choć podobno wygrali go wszyscy. Następnie ci co skończyli pracować
mieli czas wolny (to rozumiem!). O kolacji lepiej nie mówić przed
północą. Potem był krótki produkcyjniak i przygotowania do obiecanej
dyskoteki. Każdy pokój, żeby pójść, musiał zdać raport porządkowy
Cichemu. Wylazła z niego sadystyczna bestia. A sama dyskoteka była
w dechę. Bawiliśmy się razem z kolonią z piętra poniżej. "Razem"
oznaczało "w jednej sali", ponieważ od razu podzieliliśmy
się na dwie grupy. Niestety, między innymi z tego powodu dyskoteka
dość szybko "wygasła".
Wyjątkowo (cóż za wyjątkowy dzień) cisza na
potrzeby dyskoteki była przesunięta. Ale to nie był koniec. Po ciszy,
zapadł pierwszy klaps HARCIX'a. Nagrywana był prolog filmu - scena
łóżkowa, w której występowali Małgi i Kuba R. Ale spokojnie, Drodzy
Rodzice, spokojnie, Kuba - ku żalowi fanek - udzielał tylko swojego
głosu zza kadru (więcej informacji po premierze, cisza medialna).
Jak więc widzicie kolejny dzień zimowiska minął
jak zwykle "spokojnie", aczkolwiek wyjątkowo.
PS. Jasio wykombinował i będzie
jeździł - na łyżwach, ucho Michała Kowalczyka jest już prawie wyleczone,
za to pan Piotr Ścieżka cierpi z powodu ropnia na palcu u nogi.
PPS. Prezentacja filmów chyba była, bo do późna
w nocy coś się tam działo, przeglądali filmy - ogólny bałagan -
z tego, co usłyszałem to robili porządki. (Obejrzeli, obejrzeli...:
"Zlot'84" oraz dwa filmy prywatne druha Pytola - na jednym
z nich był bez brody!!! - przyp. korektora).
PPPS. Wybrane dobre uczynki zimowiskowiczów: "Zaoferowałem
Wiktorowi siedzenie na moich kolanach" (I mam teraz siniaki
- przyp. red.), "Zjadłam cały obiad (bleee...)" (Sama
jesteś bleee! - przyp. red.), "Nauczyłem Cichego jeździć przeplatanką"
(Ale tylko w jedną stronę, jak powiedział Cichy). "Podjąłem,
nieudaną co prawda, próbę uratowania tego pomarańczowego wraka,
co nawet chwili bez mojego wsparcia moralnego nie pojedzie"
(Jakoś nie widziałem Cię, bohaterze - przyp. właściciela wraka),
"Ja też" (I ty mnie też! - przyp. red.), "Jestem!"
(Jeśli to ma być dobry uczynek, to zaproponujemy Ci jeszcze lepszy
- nie bądź!).
Przypisy od redakcji pochodzą od TAMTEJ redakcji
- webmaster;)
List
piąty (30.01.2003)
Kochani Rodzice!
Siódma piętnaście i muzyka klasyczna to już
standard. Lecz tym razem zaszła mała zmiana, bowiem bracia R. i
niejaki Kiler niespodziewanie zamienili miejsce spoczynku (nie martwcie
się Rodzice, nie wiecznego) z trzema dziewczętami (imiona i nazwiska
nie zostały podane ze względu bezpieczeństwa). Jednak prawdziwe
zamieszanie wywołały różniące się od siebie zeznania. Według dziewcząt
chłopcy przybyli do ich pokoju tuż przed pobudką, natomiast sami
zainteresowani twierdzą, iż znaleźli się tam o 650 - czyżby odcinek
kilku metrów między dwoma pokojami pokonali w ciągu 25 minut ?!
Sprawą zajmują się odpowiednie służby.
"Panie kucharki nas rozpieszczają"
- powiedział ktoś patrząc na swój talerz (parówki, jajecznica, płatki
do mleka, szyneczka, serek żółty i biały), tylko co z tego nadaje
się do jedzenia?! Już wiem, wypiję herbatę!!! - komentowało wiele
osób. Po śniadaniu narty, łyżwy, sanki - do wyboru. Po powrocie
- obiad, czytajcie Rodzice uważnie, bo stał się cud! Został zjedzony
przez wszystkich, a do tego w całości (obiad, nie cud- przyp. Admina).
Jednak nie cieszcie się tak, musimy spędzić wam spokojny sen z powiek.
Przypuszczamy, że jedna z kucharek użyła jakiegoś uroku lub zaklęcia,
gdy jedliśmy. Niby w nagrodę za zjedzenie obiadku nakręciliśmy kolejną
scenę do filmu "Harcix". Po możliwej kolacji (oj, tak
bardzo możliwej, że niewiele osób ją zjadło) udaliśmy się do sklepu
(bo ostatecznie musimy coś jeść) i do pijalni wód (oczywiście bez
procentów). Mówię wam, ten śmierdzący "Zuber" nie nadaje
się do picia (nadaje się, ma lekki smak bagna i korzystnie wpływa
na moje układy wewnętrzne - przyp. Cichego). O godzinie 2140 do
druha Pytola wpadł rozbawiony redaktor naczelny VIVAt 99 (Kuba R.)
z artykułem w jednym ręku, ciągnąc za sobą opierającego się i krzyczącego,
że on tego nie zatwierdził (!) sekretarza redakcji, Marcina K. -
Kauboy'a. Skręcający się ze śmiechu Kuba przeczytał na głos artykuł,
który, niestety, nikogo nie rozbawił. Po dwukrotnym przeczytaniu
Kauboy podarł go z satysfakcją. I znów zapadła cisza nocna.
P.S. Gorąca dziewczyna - tak
określił rozpaloną z choroby Zuzę R. druh Pytol (39,8 stopnia Celsjusza
o godz. 400 rano). Ponadto: Michał K. powraca do zdrowia, pan Ścieżka
i Janek bez zmian.
P.P.S. Nie odbyła się kolejna prezentacja filmów
archiwalnych - Arus zapomniał.
P.P.P.S. Najciekawsze dobre uczynki z dnia dzisiejszego:
"Pomagałem w praniu skarpet Łukaszowi i Kubie" (Mój Boże,
toż to czysty heroizm! - przyp. red.), "Oddałem się przyjemności
jedzenia... czekoladowego batonika" (Dlatego kolacja mi się
nie zmieściła - przyp. red.). Tego dnia uczestnicy zimowiska zaprezentowali
raczej żałosny poziom swoich dobrych uczynków.
List
szósty (31.01.2003)
Drodzy rodzice!!!!!
Jak się domyślacie, początek dnia bez zmian
:(. Potem standard: narty lub łyżwy. Wyjątkiem były osoby czekające
na panią doktor (chorzy i symulanci). Ja wam mówię, ile musieli
się namęczyć, ile nacierpieć, żeby zostać. W czasie nart pani Ewa
wpadła na snowboardzistę; powiedziała, że był nawet przystojny (to
wszystko wyjaśnia). Natomiast Cichy i Wiktor zaczęli uczyć się poruszania
na desce (poruszanie, to dobre słowo!). Nawet dobrze im wychodziło
- jeden przewalał się do przodu, a drugi do tyłu. Jakby byli jednością,
to wyszłoby pewnie znacznie lepiej. Podczas jazdy na łyżwach Janek
i Wiktor próbowali udzielić pierwszej pomocy pewnemu panu, niestety
przeszkodził im w tym jakiś umięśniony facet, więc nie nalegali,
tylko odeszli, grzeczni jak baranki. Patryk Płuska stworzył zagrożenie
dla jadących kolejką gondolową. Otóż oświadczył, siedząc w wagoniku,
tonem klienta składającego reklamację, że "już od pięciu dni
nie był w sklepie". Homerycki śmiech współpasażerów rozchybotał
wagonik i zagroził katastrofą.
Gdy wróciliśmy z nart przed pensjonatem czekał
na nas Migdał (nie migdał do jedzenia, tylko nasz druh-weteran Migdauek).
Potem był obiad - nie wiedzieć czemu całkiem dobry (to już drugi
raz!). Po obiedzie poszliśmy kręcić scenę do filmu na stoku. Czy
wiecie, że przez Ulkę musieliśmy ją powtarzać aż 3 razy? Raz się
zbyt szybko wywaliła, drugi raz nie w tym miejscu, co trzeba, trzeci
raz wreszcie... Podczas kolacji nieoficjalnie odwiedził nas komendant
chorągwi (spoko gość). W tym samym czasie Arus po raz czwarty postanowił
podjąć próbę umycia się. Niestety, bezskutecznie. Muszę kończyć,
bo teraz moja kolej mycia się (to znaczy teraz mnie mają wrzucać
pod prysznic). TO PAPAPAPAPAPA!!!!!!!!!!!!!
PS. Ze zdrowiem Zuzy R. jest
lepiej (39,2), ale nadal jest chora. Michał K. wylatuje z naszego
serwisu medycznego wraz z panem Piotrem Ścieżką. Ręka Jasia, po
jeździe na łyżwach, bez zmian (a on twierdzi, że go to uzdrawia!).
Kolejni chorzy i symulanci, to Kuba Baszuk, Ola Gębarska i Małgi
Czwarno. Acha, Migdauek w swoim pierwszym w tym roku zjeździe na
desce złamał rękę. A Cichy w swoim pierwszym zjeździe w życiu nie.
Śmieszne, prawda?!
PPS. Huuuuuuurrrrrrrrrrrrra! Arus nie zapomniał!
PPPS. Nasze dobre uczynki: "Pomogłam dziecku
odnaleźć rodziców (napisała Ola 140 cm na szpilkach i w kapeluszu)"
(Udowodniła im w ten sposób, że krasnoludki są na świecie - przyp.
red.). "Podpowiedziałem Zuzi, że ma 11 lat" (bez komentarza
- przyp. red.). oBRAŁEMożEszKIchREjzuzy (BaRDZODbrZEWojtUSIUBleTAKDalEJ
- przypred.)
PPPPS. Dzisiaj dodatkowe Post Scriptum. Obserwując
radosne zachowanie zwariowanych chłopców i głupich dziewczynek (czyli
lwiej części uczestników zimowiska) Pytol stwierdził, że morale
jest wysokie, ale moralność sięga dna. Fajnie tu mamy, nie?
List
siódmy (1.02.2003)
Drodzy Rodzice!!!!!
Sami się domyślcie, co nas obudziło o 7.15
(!). Agata, Critters i Piciu urwali się ze śniadania, aby, cytuję,
"wyjeździć" się w towarzystwie Julii B., zażywającej odpoczynku
w gronie rodziny. Owszem, wyjeździli się, ale... sami, bowiem raczyli
zapomnieć zawiadomić rzeczoną Julię o swoim planie i ta przyjechała
później. Po śniadaniu wyjątkowo duża gromada poszła na łyżwy. Tamże
Ula Pytlak i Kamila zaczęły "poznawać" gryfnych Hanysów
(zgadnijcie, kto to?). Udało się dwóch: Marka (16) i Maćka (14)
- ten drugi dał nawet numer swojego telefonu.
(Jako ojciec Uli Pytlak przepisujący te słowa
oświadczam, że łeb urwę córce przy najbliższej okazji; rodzicom
innych nieletnich dziewczynek, którym w głowie tylko amory, zalecam
to samo. Rodzicom chłopców zresztą też. W ten sposób wspólnie zgromadzimy
kolekcję przeszło dwudziestu urwanych łbów).
Wątłą grupkę narciarzy silny mróz spędził ze
stoku już w samo południe. Pomogła zresztą transmisja telewizyjna
"z Małysza".
Po obiedzie stało się nieuchronne. Grupa filmowa
pod komendą jaśnie wielmożnego, przepraszam, Jaśnie Wielmożnego
Piotra M. (pseudo Piciu) wzięła się za dalsze kręcenie wiekopomnej
epopei "Harcix"®, która będzie gwiazdą przewodnią
dla kolejnych pokoleń harcerzy mających zaszczyt przynależenia do
Szczepu 99 WDH iGZ spod czarnego pagonu. Zdjęcia szły opornie, gdyż
aktorzy nie rozumieli geniuszu i ponadczasowości filmu, a ich opór
zaowocował spóźnieniem na kolację.
Po kolacji odbył się spacer, podczas którego
młodzież zadawała trudne pytania. Z obowiązku kronikarskiego napiszę
wręcz, że odbył się on w niemoralnej i rozwiązłej atmosferze, mimo
wysiłków Pana Piotra i Wiktora.
Po produkcyjniaku towarzystwo poszło spać i
dzięki osobistym interwencjom Pytola i jego żony, niemal zgodnie
z harmonogramem dnia zgasiło światła.
PS. Krynicka Kasa Chorych
Harcerzy donosi: Zuza R. waha się pomiędzy 37,5 a 39,8, w rytm podawania
leków zbijających temperaturę. Pani Ewa wprowadziła nowy, świecki
obyczaj podawania leków podczas posiłków. Otwierające się ufnie
dzióbki połowy uczestników budzą rozczulenie, ale pani Ewa sama
zaczyna teraz jeść 15 minut później.
PPS. Arus nie zapomniał, ale Pytol wymiękł.
PPPS. Dobre uczynki zimowiskowiczów: "Leczyłam
wszystkich chorych prawdziwych i chorych z urojenia" (dzięki
czemu w krynickich aptekach mamy prosperity - przyp. red.). "Odwaliłem
za Arusa Cichą robotę" (???!!! - przyp. red.). "Obdarowałem
bliźniego" (ospą, cholerą czy inną chorobą? - pytanie red.).
PPPPS. - Dzisiaj chłopcy z pokoju numer 19, znani
jako Paparazzi i dziewczyny z pokoi 23 i 24 podczas oglądania Małysza
(był trzeci, a Hannawald 2.:):)) dostali zakaz odwiedzania się nawzajem
w swoich pokojach.
List
ósmy (2.02.2003)
Drodzy Rodzice!
Sami-wiecie-co nas obudziło. Po pobudce było
śniadanie, "jak zwykle smaczne". Po posiłku podzieliliśmy
się na dwie grupy. Jedna weszła na Górę Parkową piechotą, druga
postanowiła skorzystać z dobrodziejstw elektryczności i ludzkiej
myśli technicznej - pojechała kolejką. Misiek wybrał kompromis -
nie zabrał się ani z jedną, ani z drugą, co wywołało kilka telefonów
i gruntowny o-pe-er. Na szczycie odbyły się oficjalne mistrzostwa
Szczepu 99 WDHiGZ w sportach zimowych. Można było startować w trzech
konkurencjach - pupolotki, jedynki saneczkowe, dwójki saneczkowe.
W kategorii pupolotów zwyciężył Jan Kaseja, drugi był Tomek Arasimowicz,
trzecia Ola Gębarska. Jedynki saneczkowe wygrał Jan Kaseja, drugi
był Wiktor Paul, zaszczytne trzecie miejsce(;)) zajął oldboj - Jarosław
Pytlak. Dwójki saneczkowe: 1. Weronika Narożniak & Wojtek Rebejko
(tak, tak! zuchy górą!), 2. Jan Kaseja & Tomek Arasimowicz,
3. Natasza Ścieżka & Pawełek Ścieżka (tak, tak, przedszkolaki
też górą!). Po zakończeniu zawodów udaliśmy się do domu w celu posilenia
się i odtajania.
Obiad, jak zwykle, został spożyty tylko częściowo.
Po obiedzie był czas wolny, więc można było wyjść na miasto i wreszcie
najeść się do syta. Po Jedynym Słusznym Posiłku powróciliśmy do
pensjonatu. Ubraliśmy się w mundury, i w końcu, po godzinie prób,
udało nam się nakręcić ostatnią scenę "Harcixa". Dygresja:
Piętnastosekundową scenę powtarzaliśmy przez godzinę zanim wszystko
poszło prawidłowo. To pewnie dlatego, że w scenie wykorzystano elementy
musztry, która w Szczepie 99 stoi na niezwykłym poziomie.
Kolacja standardowo. Najpierw leki, a potem:
- Zjedzcie cokolwiek! (to pani Ewa).
- Nieeee, już nie możemy, zjadłyśmy trzy czekolady i pięć batonów...
(to dowolny uczestnik/ uczestniczka zimowiska - niepotrzebne skreślić).
Po kolacji ekipa filmowa skończyła ostatnie
prace nad "Harcixem". Dodawanie napisów końcowych zajęło
ponad godzinę, i dlatego premiera lekko się opóźniła. W końcu Władca
Pierścieni też się spóźnił:).
TADADADAM! Odbyła się premiera. Film odniósł
sukces, reżyser otrzymał gromkie brawa. Z przecieków wiem, że "Harcix"
pojawi się na stronach szczepu, nie wiadomo jednak kiedy, i czy
w ogóle. Organizacją imprezy premierowej zajęła się perVera (zwana
też Perwerą, perWerą i per Werą, a może nawet per Verą) - należy
się jej pochwała. Całą imprezę zakończył Miś (nie pluszowy!), który
zafundował zgromadzonym recital gitarowy. Z przecieków wynika, że
dzięki temu awansował i stał się posiadaczem drugiej belki.
PS. Krynicka Kasa Chorych
Harcerzy - bez zmian (niestety, Zuzia dalej jest rozgorączkowana).
Reszta OK. Wapory na razie przeszły.
PPS. Dzisiaj nic o Arusiu!
PPPS. Dobre uczynki zimowiskowiczów: "Pożyczyłam
chorej komórkę" (Szarą? - pytanie red.); "Byłem grzeczny"
(Kto?!, Gdzie??!!, Kiedy???!!! - dramatyczne pytanie red.); "Uprałam
bluzeczki Zuzi, może się znów pocić!" (Poć się Zuziu, poć!
- rada red.); "Pobiłam rekord ilości wpisów na dzień dzisiejszy,
który w chwili zapisania tego dobrego uczynku wynosi 3, a ja zrobiłam
już cztery wpisy" (Wow, "We Are The Champions!" -
komentarz red.).
PPPPS. Pozdrowienia dla wszystkich, także tych,
którzy jeszcze nie przysłali więcej pieniędzy do roztrwonienia!
List
dziewiąty (3.02.2003)
Drodzy Rodzice!
Stał się cud. Dziś rano nie było muzyki klasycznej!
Śniadanko jak zwykle bardzo rozmaite: zupka mleczna, wyrób szyneczkopodobny,
serek biały, papryka, pomidor, sałata i różne inne warzywa. Lecz
kto to zje?
Po śniadanku połowa poszła na łyżwy, a druga
połowa na narty (perWera na snowboard, na którym nie umie jeździć
i dwa razy upadła na głowę. Ciekawe, czy to choć trochę pomoże?!)
Ja poszłam (wyjątkowo) z tymi drugimi, bo chciałam przyjrzeć się
nowemu facetowi na zimowisku - Marcinowi S., który wymienił Kauboy'a.
Zjechałam tylko raz, bo było wyjątkowo zimno (podobno -18 stopni!),
a resztę czasu spędziłam w kawiarni na jedzeniu gofra, frytek, 3
batoników i gorącej czekolady. Do pensjonatu wróciliśmy z Julią
B., która spędzi z nami kilka pięknych dni. Obiad, jak zwykle pachniał
ładnie, lecz byłam już tak nabita...
Jak pech, to pech - podczas obiadu Pytol zrobił
porządki i zamiast ciszy poobiedniej był hałas poobiedni. Połowa
rzeczy chłopaków i kilka ciuszków dziewczyn zostało zwalone na korytarzu
i trzeba było je wykupywać po 5 przysiadów za sztukę. Klan Rebejków
(bez Zuzi) wypłacił przeszło trzysta! To się nazywa gest!
Potem był produkcyjniak, podczas którego Pytol
zmieszał nas z błotem i powiedział, że teraz zrobi nam prawdziwe
zimowisko, bo na nieprawdziwe nie zasługujemy. W związku z tym jutro
będzie pobudka ze zwalaniem z łóżek oraz apel mundurowy, acha, i
każdy będzie miał zagospodarowaną każdą wolną chwilę. To podobno
jest "prawdziwe harcerstwo"!
W ramach robienia "prawdziwego zimowiska"
harcerze młodsi zostali po południu zagonieni do rozegrania mistrzostw
w Eurobiznes oraz Scrabble. O dziwo, podeszli do tego z entuzjazmem,
a zwycięstwo odnieśli: Patryk di Caprio Płuska i Ola Kruszynka Dąbrowa.
Średniacy wyszli z Agatą i Jankiem zrobić próbny
zwiad w willi "Witoldówka". Dlaczego? Po prostu postanowiliśmy
wspomóc Stowarzyszenie Pomocy Osobom Niepełnosprawnym, które przygotowuje
informator pt. "Turystyka bez barier". Na początku okazało
się, że z 12 obiektów, jakie powinniśmy zewidencjonować w Krynicy
(w myśl zlecenia z Komendy Chorągwi) jeden spalił się wiele lat
temu, a drugi jest w remoncie od... 1981 roku. Ciekawe, skąd czerpali
informacje autorzy ankiety:)?
Po kolacji był kolejny produkcyjniak. Julia
B. otrzymała od nas "20 kilo na 20-lecie". To znaczy,
20 kilo fistaszków... Później przygotowywaliśmy najbardziej "zielonych"
harcerzy do biegu na młodzika, a każdy mógł zaliczyć jedno wymaganie
na stopień. Zaliczał dh Cichy, który na tę okazję odkurzył mundur.
Harcerze starsi wspólnie z Julią odbyli grę
decyzyjną, podczas której wykazali się wzorowym zdrowym rozsądkiem
w przygotowywaniu i prowadzeniu wycieczek górskich. "Ech, żebyście
wy byli tacy na co dzień" - westchnęła podobno Julia.
Potem zasiadłam i zaczęłam pisać ten list.
Za chwilę Cichy odgwiżdże ciszę. Jak na prawdziwym zimowisku ;-).
PS. Stan zdrowia uczestników
zimowiska (także Zuzy R.) bez zmian. Żrą leki profilaktycznie, aż
im w końcu wysiądzie wątroba (to taki żart!).
PPS. Arus? A kto to taki?
PPPS. Dobre uczynki zimowiskowiczów: "Rozweselałem,
jak umiałem panią Anetę z okienka na poczcie!" (Co, już po
imieniu?! Tak szybko? - pytanie red.), "Powiesiłem kartkę,
co spadła" (Prosimy o doprecyzowanie, którą, bowiem bez tego
nie wiemy, jak bardzo dobry był to uczynek - prośba red.). "Wykupiłam
traperki Baszuka" (Czy to były na pewno jego traperki? - wyjaśnienie
zagadki w jutrzejszym liście.)
PPPPS. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej
o tym, że życie jest jak jajko - trzeba je znieść - bądźcie z nami
jutro!
List
dziesiąty (4.02.2003)
Kochani Rodzice!
Dzień nie zaczął się tym razem od muzyki klasycznej
o 7.15. Było dużo wcześniej. Około trzeciej w nocy obudził nas jęk
Julki B., która spała na łóżku z Agatą (obie zgodnie twierdzą, że
tak im wygodnie). Przyczyną jęku wcale nie była niewygoda, ale podstępne,
aczkolwiek nieświadome działania per Wery, która śpiąc na łóżku
obok zdołała swoimi ruchliwymi odnóżami skopać bogu ducha winną
Julię.
Potem mieliśmy wstęp do "prawdziwego zimowiska".
Obudzili nas o 7.01 (guzik prawda, Pytol obudził Cichego o 7.14)
strasząc sprawdzaniem porządków (to prawda), apelem mundurowym (to
prawda) i zorganizowaniem czasu (i to też prawda). Na apelu mundurowym
zaraz po śniadaniu mogliśmy zorientować się, jak różnie interpretowane
jest pojęcie munduru galowego - Ola Madonna Gębarska założyła do
munduru gustowne niebieskie klapeczki, Baron śliczne czerwone skarpetki,
a długi Rebej zapomniał o harcerskim pasie.
Tym razem - zgodnie z ideą "prawdziwego
zimowiska", nie było wyboru zajęć. Wywiadowcy badali różne
obiekty krynickie pod kątem ich dostępności dla osób niepełnosprawnych.
Na Słotwiny do cerkwi pojechali młodzicy i ochotnicy, mieli za zadanie
zrobić parę zdjęć - owszem zrobili, ale na zwiniętym przez Kubę
Baszuka filmie. Aruś próbował rozprawić się ostatecznie z harcerską
filmoteką, ale już na samym wstępie popsuł pasek klinowy projektora
i zniknął na dwie godziny w Krynicy. Co tam robił? Oczywiście szukał
paska ;-). Po powrocie natrafił na półgodzinny film z objazdu dookoła
Europy, który wykonali rodzice Pytola 35 lat temu - i wymiękł. Julka
z osobą towarzyszącą - czytaj z Piciem - oddali się przyjemności
zjeżdżania z Jaworzyny Krynickiej. Acha, Pani Ewa zrobiła się "na
bóstwo" u fryzjera.
Po obiedzie najmłodsi stażem harcerskim poszli
na wystawę do pijalni wód mineralnych, gdzie zachwycali się bogactwem
życia wodnego, natomiast wywiadowcy mogli puścić wodze wyobraźni,
biorąc udział w grze decyzyjnej. W załączeniu efekty pracy jednej
z grup (z powodów technicznych chwilowo nie możemy ich przedstawić-
webmasterzy).
A co wieczorem? Cóż za pytanie!!! Znowu "prawdziwe
zimowisko" - dla najmłodszych konkurs plastyczny, dla reszty
burza mózgów na temat "Obchody dwudziestolecia szczepu".
Co prawda Julka na produkcyjniaku nazwała to jedynie "lekkim
falowaniem" mózgów, ale jednak jakieś pomysły się pojawiły.
Tym razem produkcyjniak był słodki - odwiedził nas bowiem Kaubiszon
z rodzicami i przywiózł mandarynki, michałki i "Merci".
Niezależnie od tego trwa mozolne zjadanie 20 kg fistaszków.
Wieczorem Arus samorealizował się organizując
moczenie "grupy gorczycy". Szczegóły w podręcznikach homeopatii,
pod hasłami: "gorczyca" oraz "Arus".
Ogólnie mamy Sajgon - każą nam stawać w szeregu,
meldować, a Cichy nawet grozi, że zacznie gwizdać. W rezultacie
jednak w sposób widoczny poprawił się stan czystości, jak również
zmalała ilość czasu, który możemy poświęcić na miłość i lekturę
"Dziewczyny".
Pa, pa. Jutro też będzie dzień!
Wasza Kama, Olga, Ewcia itd.
PS. Kuba Baszuk znów symulował.
Zdradził się, kiedy z rozwianym włosem i błyskiem w oku skotłował
swoje łóżko w zabawie z kolegami. Zuzia R. po raz pierwszy od kilku
dni tylko raz przekroczyła 39 stopni, a ponadto raz spadła poniżej
36. Jej dzienna amplituda temperatur jest wyższa niż roczna w Kongo.
Z braku leków się już ich nie podaje.
PPS. O Arusiu była już mowa.
PPPS. Dobre uczynki zimowiskowiczów: "Poczęstowałem
Pawła R. chipsami o smaku chili, po czym nie mógł złapać tchu"
("Prawie się udusiłem chipsami Marcina S." - odp. Pawła
R.). "Wyjęłam Pawełkowi włosy z podłogi z ust" (Ciekawe,
co na to SANEPID? - przyp. red.), "Opiekowaliśmy się przedszkolakiem
- demolką" (Pierwszy krok ku świętości - przyp. red.). "Wypełniłem
kartkę "dobry uczynek" zgodnie z zaleceniem towarzysza
Brodatego, wspomagając w ten sposób jego wysiłek wychowawczy"
(Dziękujemy Wam, towarzyszu Piciu! - przyp. tow. Brodatego).
MORAŁ:
ŻYCIE JEST JAK JAJKO, MUSISZ JE ZNIEŚĆ,
WIĘC NAJLEPIEJ WEŹ LEKCJĘ U KURY, DROGI ZAJĄCZKU!
List
jedenasty (5.02.2003)
Kochani Rodzice!
Zaczął padać śnieg i padał coraz bardziej. Mimo
gęstej śnieżycy wybraliśmy się na Jaworzynę na narty. Wszyscy -
obowiązkowo, pod pretekstem organizacji Mistrzostw Szczepu w narciarstwie.
Sędziowie: Śćeha, Cichy, Johny Bravo i Yasioo szybko zmienili się
w bałwanki. Zawodnicy dopisali: wszyscy przejechali dwa slalomy,
poza Arusiem, który, jak zwykle, za dużo myślał i myślał, że zdąży
obrócić drugi raz na szczyt przed swoją kolejką. W rezultacie przyjechał,
gdy była już ustawiona druga trasa. Wygrał ten przejazd, ale został
przykładnie zdyskwalifikowany za samowolę. Samowolą wykazał się
też gondolier Misiek (gondolierzy, to ci, którzy są za słabi na
samodzielny zjazd z góry, więc zjeżdżają gondolą), który wbrew zakazowi
postanowił zjechać z Jaworzyny. Biczem bożym okazał się Piciu, który
go stratował po drodze i rozkrwawił mu nos, w związku z czym Misiek
uzyskał nowe przezwisko Dziobaka.
Mistrzem Szczepu został Kuba Rebejko, wicemistrzem
Pytol, a trzecie miejsce zajęła Julia B. Najlepszy snowboardzista
- Piciu uplasował się na ósmej pozycji (deski górą! :). Łączny czas
przejazdu zwycięzcy wyniósł 21,23 sek., natomiast ostatniej na mecie
Kruszynki 50,98 sek. (Misiek wyprzedził ją o 0,62 sek.!).
Po obiedzie odbyła się duża gra terenowa po
Krynicy. Wygrali ją najlepsi pod wodzą Yasiaa. Przegrali Ci, którzy
zapędzili się aż na cmentarz, ale uzyskali pochwałę za poświęcenie.
Wieczorem ciągle padało. Tropiciele mieli pierwszą
odsłonę biegu harcerskiego, w związku z czym w ruch poszły igły
i nici. Marcin Rebejko zrobił sobie brakującą belkę na pagonie z
tasiemki od pidżamy pani Ewy! Grupa najmłodsza pisała artykuły do
naszej gazety "Viva-t 99" - musicie ją przeczytać - jest
boska! Twórcy oblewali w knajpie imieniny Blondie - podobno przy
wtórze muzyki na żywo.
Jako bonus mam dla Was, drodzy Rodzice, zapis
tekstu, który powstał wysiłkiem uczestników biegu na tropiciela
(każda osoba dopisywała jedno zdanie, znając tylko jedno, ostatnie,
wpisane przez poprzedników).
"Krynica jest pięknym miastem położonym
w Beskidzie Sądeckim.
To miasto posiada różne obiekty uzdrowiskowe oraz sportowe.
Jest to duże miasto i ma wiele zabytków; ich architektura jest typowa
dla XIX wieku.
Odkryto w niej wiele źródeł wód leczniczych.
Poznałam wiele ciekawych miejsc oraz nauczyłam się wielu pożytecznych
rzeczy.
Tak właśnie spędzałem tu czas.
Błogo i bez ocen nauczycieli.
No cóż, w końcu chcieli.
No właśnie, to ich wina.
Że byli tacy źli.
I nosili dredy.
Byli obciachani.
Tylko to mi się nie podobało, a poza tym wszystko bardzo mi się
podobało.
Mi się zazwyczaj nic nie podoba, ale to akurat było fajne, chociaż
nie całkiem.
Potwierdzam, ale nie do końca - całkiem dużo rzeczy jest fajnych.
Też tak myślę.
I ja nie będę się wyróżniać. I ja tak myślę.
A ja idę na kompromis i nie myślę J
Myśleć? Nie myśleć? Oto jest pytanie!
Ja nie mam problemu, bo nie myślę.
A ja mam problem, bo myślę.
Ty myślisz? Z której strony? Chociaż, może czasami... Ale ja też
nie zawsze...
Ja nie myślę tak jak ty.
Ja też.
Popieram, to bardzo mądre.
Ale co?
Oko."
To już koniec. Pada nadal - zobaczymy, co będzie
dalej.
PS. Zuzia jest już prawie zdrowa!
Kilka innych osób chrycha, ale moczą się w gorczycy, więc może jakoś
im przejdzie. Acha, nasza Miłosierna Samarytanka, pani Ewa, jest
chora.
PPS. Arus sprzątnął swoje stanowisko pracy. Wszystkie
śmiecie podgarnął w najciemniejszy kąt korytarza.
PPPS. Dobre uczynki zimowiskowiczów: dzisiaj je
liczyliśmy, kto ile wpisał. To wpłynęło na istny "wysyp"
na bieżącej kartce.
- "Pożyczyłam Werze spódnicę" (Czy tylko?
- ciekawe pyt. red.),
- "Wytrzymałem z Pawłem R. przez całą grę"
(O, mój Boże! - przyp. red.),
- "Pchałam Pytolota" (To nie "dobry
uczynek", ale rutyna! - red.)
- "Pożyczyłam szczotkę do włosów" (I się
wreszcie uczesałam? - pyt. red.),
- "Pomogłam na stoku wstać panu po 40-tce"
(Nikt mi nie pomagał - przyp. Pytola),
- "Załatwiłam Agacie dolewkę kompotu, na czym
skorzystał cały stół, bo dostała pełny dzbanek" (A komu przypadł
dzbanek, który jest, jak wiadomo, najlepszy? - pyt. red.).
List dwunasty (6.02.2003)
Kochani Rodzice!
O pobudkach, śniadaniach, obiadach i kolacjach
napisałem już tyle, że tym razem Wam daruję. Przejdę od razu do
wydarzeń dnia. Śnieg wciąż pruszy, pada, sypie, wali... Z nart nici,
podobno nawet kolejka na Jaworzynę była wyłączona. Podzieliliśmy
się zatem na trzy grupy. Jedna poszła na łyżwy, druga na stok (w
celach handlowych, o tym później), trzecia zaś wyległa na dziedziniec,
by lepić idiotę. Przepraszam, bałwana. Na łyżwach pierwsze kroki
(przynajmniej tak wyglądało) stawiał Piciu. Dziewczyny, jak zwykle
głupie, podrywały chłopaków. Michał Kowalczyk meldował się co okrążenie,
a Cichy i Wiktor poznali harcerzy z Zawiercia i jeździli z nimi
przez całą drugą ślizgawkę. Na stok poszedł Arus z Rycajem, zdobywać
sprawność cinkciarza. Mieli za zadanie odsprzedać karnety z punktami.
Wieść gminna niosła, że przechadzali się w okolicy kolejki nagabując
potencjalnych klientów i rozchylając poły płaszcza (na wzór: "Komu
zielone, komu zegarek, komu Kolumnę Zygmunta?"). Co by nie
było spędzili tam całe przedpołudnie, ale zadanie wykonali.
Grupa bałwanów poległa, ponieważ śnieg odmówił
współpracy. W zamian wytarzali się w białym puchu. Po obiedzie opuściły
nas w kierunku Warszawy pani Ewa, lecząca wszystkich z niewyczerpaną
cierpliwością ("Medice, cura te ipsum!") oraz Zuzia R.
- leczona z niewyczerpaną cierpliwością.
W czasie gdy "średniacy" odbywali
bieg na wywiadowcę (którego nikt nie zaliczył, nawet Arus ;), najmłodsi
udali się do pijalni na koncert orkiestry zdrojowej. Zdania co do
tej ostatniej były podzielone: Cichy i Wiktor twierdzili "Super!",
a pozostali "Nuuuudy!". Następnie grupa powiesiła na ścianach
wykonane poprzedniego wieczora prace plastyczne o rybach i dokręciła
ostatnie sceny dokumentu pt. "Harcerze w Krynicy". Po
kolacji był bieg na młodzika. Historia zrobiła to, co najbardziej
lubi, czyli powtórzyła się - biegu nikt nie zaliczył (chociaż Britney
Adamczyk zabrakło tylko jednego punktu). Po ciszy harcerze starsi
po raz kolejny już uczcili w knajpie imieniny Blondi, łącząc to
ze stypą po zimowisku.
PS. Trzynastego dnia już Wam
nie opiszę, bo będzie pechowy - zimowisko się skończy. Coś mi też
mówi, że Pytolot popsuje się w drodze do Warszawy.
PPS. A...
PPPS. Dobre uczynki zimowiskowiczów:
Z powodu zbliżania się końca zimowiska uczestnicy zaprzestali robienia
dobrych uczynków.
|
|