CZYM
MOŻNA BY SIĘ POPISAĆ?
"Łowcy przygód" podejmują rodziców
25 stycznia 2005
Czas
pomiędzy świętami i feriami zimowymi był dotąd okresem zimowego
spoczynku "Łowców przygód". W tym roku stało się inaczej.
Zrobiliśmy zbiórkę dla rodziców.
Patent na taką akcję harcerze mają zazwyczaj prosty.
Przygotowuje się kilka prostych konkurencji, w których rodzice
rywalizują ze swoimi dziećmi, albo wręcz sami ze sobą. Obserwatorzy
śmieją się, bo istotnie śmiesznie wygląda Jaś ścigający się ze
swoją mamą, kto szybciej przyszyje guzik, wszyscy odśpiewują kilka
tradycyjnych piosenek, stają na koniec w kręgu... My postanowiliśmy
wyjść trochę poza ten schemat.
Burza mózgów w sprawie planowanej zbiórki odbyła
się trzy tygodnie wcześniej i doprowadziła do opracowania szczegółowego
projektu całej akcji. Zgodziliśmy się w radzie drużyny, że zbiórka
musi być popisem harcerzy, którzy prezentują swoją sprawność rodzicom.
Udowodnimy, że harcerstwo pozwala zdobyć pożyteczne umiejętności
i będąc, owszem, zabawą, jest zarazem sensownym uzupełnieniem
szkoły.
Wszystko ładnie, pięknie, ale utknęliśmy nieco
przed problemem, co takiego umieją nasi młodzi harcerze, czym
można by się popisać przed rodzicami?! Po chwili zwątpienia, rada
w radę, wymyśliliśmy jednak, że trochę tego jest:
- umiemy się bawić i organizować zabawy;
- jeździmy na obozy i wycieczki, a tam zdobywamy odznaki turystyczne,
budujemy urządzenia obozowe, robimy gry terenowe, kręcimy filmy...;
- mamy swoją stronę internetową, a na niej dużo ciekawych informacji;
- rozwijamy talenty artystyczne, występując na harcerskich
imprezach;
- jesteśmy ładnie umundurowani i nawet najbardziej nadpobudliwi
harcerze znają podstawy musztry;
- potrafimy poradzić sobie w kuchni;
- jesteśmy na tyle dobrze zorganizowani, że to wszystko, co
powyżej, potrafimy poskładać do kupy w jeden spójny program.
Przygotowania trwały przez dwie kolejne zbiórki,
wypełnione myśleniem i ćwiczeniem tego, co się wymyśliło. W tym
samym czasie, za pośrednictwem naszej drużynowej gazetki, do rodziców
powędrowały zaproszenia, które następnie wróciły, z reguły z potwierdzeniem
przybycia.
W przeddzień imprezy grupa specjalna pod wodzą
zastępowej Małgi kupiła produkty niezbędne do przygotowania naleśników
oraz specjalnej lemoniady z prawdziwych cytryn. Przy okazji pani
Bożena Pielacińska ze świetlicy szkolnej, zapytana o ilość surowców
potrzebnych do usmażenia setki naleśników stwierdziła z podziwem,
że nie wie, bo sama nigdy tak ambitnego zadania nie podjęła...
Prestiż harcerstwa w oczach pani Bożeny z pewnością wzrósł, ale
zakupy zostały zrobione raczej "na wyczucie".
W tym samym dniu w pizzerii "Kosta"
odbyła się dwugodzinna narada na szczycie, podczas której drużynowy
z dwójką przybocznych "przepowiedzieli" sobie wszystkie
elementy programu i grzecznie poprosili Opatrzność o błogosławieństwo.
Nadszedł 28 stycznia 2005 roku - DZIEŃ X.
Już od godziny 14. po całym budynku rozchodził
się aromat naleśników. Małgi Czwarno z Kasią Przytułą, udekorowane
kuchennymi fartuszkami, smażyły z precyzją robotów, a grupa zaaferowanych
kuchcików intensywnie pomagała, wyskakując także do sklepu po
produkty, których w decydującym momencie brakło. Przebojem dnia
miały stać się kubeczki do lemoniady ze "szronem" z
cukru, oraz papierowe parasolki wbite w stosy naleśników wypełnionych
słodką zawartością.
Około 17-tej zaczęli schodzić się goście, których
recepcjonista w osobie jedenastoletniego Łukasza Gołębiewskiego
sprawnie kierował do czterech sal zamienionych na szatnie, formując
w ten sposób cztery patrole, gotowe do udziału w Wielkim Harcerskim
Biegu Rodzicielskim. Punktualnie o 17.15 patrole wyruszyły na
trasę, która obejmowała 15-minutowe przystanki w pięciu punktach,
przedzielone minutowym czasem przemieszczania się.
W czytelni szkolnej Kuba Baszuk z Radkiem Suchmielem
prezentowali film fabularny Pocahontas 2 1/2, nakręcony podczas
ostatniego obozu, oraz wybór 20 zdjęć obozowych, wśród których
przebojem były fotki z lipcowego festynu w Rudawce, z zakrwawioną
Agnieszką Polek we wraku "malucha" oraz efektowny pożar
tegoż, gaszony z poświęceniem przez strażaków z Augustowa. Widownia
komentowała z humorem, że harcerstwo jest istotnie zdrową i pożyteczną
metodą spędzania wolnego czasu.
W filmie "Pocahontas 2 1/2" główne role
odgrywali: Ula Pytlak (Pocahontas) i Olaf Ćwierzyński (szeryf
Joe), co stało się przyczyną pewnego nieporozumienia. Wszystkiemu
winien był zbyt mały ekran telewizora i nie najwyższa jakość obrazu.
W pewnej chwili mama Pytlak, której serce pomogło oczom i podpowiedziało,
kogo gra jej córka, nachyliła się do taty Ćwierzyńskiego, by zapytać:
"Robert, słuchaj, czy poznajesz, kto gra szeryfa Joe?!".
Ten odpowiedział: "To mój Olaf, ale powiedz mi, kto właściwie
gra Pocahontas?!".
|
W sali gimnastycznej przyboczna
Agnieszka Polek z grupą harcerzy organizowała proste zabawy,
takie, jak na przykład z szyfrem drużyny. Jeśli chcesz,
Drogi Czytelniku, spróbować czegoś podobnego - rozszyfruj
to, co poniżej i wpisz prawidłową odpowiedź do księgi gości.
Kluczem do szyfru jest Hymn ZHP.
2-3,6,2;1-13,14;6-11;2-9,2 // 2-9,11
// V;3-4;1-13,11;3-4 |
W pracowni internetowej
dwójka drużynowych komputerowców zaprosiła rodziców do korzystania
z naszej witryny internetowej. Efekty można zobaczyć na
forum ;-). Ponadto dwie grupy znalazły dyplom dla rodziców,
ukryty na stronie. Nadal można go poszukać.... |
|
|
Ważnym punktem programu
była inscenizacja Prawa Harcerskiego, przygotowana przez
czwartoklasistów pod opieką zastępowej Olgi Dyczkowskiej
i przybocznego Maćka Wojdyny. Podobno z każdą grupą aktorzy
byli coraz sprawniejsi i zaczęli sobie pozwalać nawet na
dość brawurową prezentację artystyczną występków niezgodnych
z Prawem. Ponieważ teatrzyk był dość krótki, znalazła się
grupa rodziców, która czas umiliła sobie pląsem "Mysia
para". Stateczni dorośli w przedziwnych konfiguracjach
i z dziecinnym zapałem brali się pod ramiona wirując w rytm
melodii tej zabawy. |
Program pierwszej części zbiórki dopełnił pokaz
mody i musztry harcerskiej, który przygotował zespół pod wodzą
zastępowej Uli Pytlak. Wieść gminna głosiła, że jego bohaterowie
przed występem własnoręcznie wyprasowali mundury!
|
Jak można się domyślić patrole
rodzicielskie z sukcesem zaliczyły wszystkie punkty biegu
i zgromadziły się w stołówce, gdzie czekał zasłużony posiłek.
Apetyty dopisywały i efekt czterech godzin pracy grupy kulinarnej
został wchłonięty w ciągu 15 minut. Jedzenie urozmaicił
mały konkurs obierania ziemniaków, który wygrali, zespołowo
i indywidualnie rodzice. Ze strony harcerzy była to zarazem
uprzejmość wobec gości, jak chwalebna ostrożność w ujawnianiu
umiejętności, które ktoś mógłby chcieć wykorzystać w domu. |
Zabawiona i najedzona ponad
80-osobowa gromada (harcerzy była czterdziestka, a gości
jeszcze więcej, bowiem większość pojawiła się w składzie
dwuosobowym, a niekiedy również w towarzystwie rodzeństwa
lub dziadków) spotkała się w sali gimnastycznej, gdzie każdy
harcerz usiadł u stóp swoich rodziców, zaś kadra i wzięła
w posiadanie ławę, z której Maciek Wojdyna wygłosił poruszającą
serca gawędę o harcerskiej karierze. Wynikało z niej jasno,
że do stopnia harcmistrza naszym harcerzom jeszcze trochę
brakuje, ale już wkrótce... Gawęda przerywana była wspólnym
(naprawdę wspólnym!!!) wykonaniem "Zielonego płomienia",
"Szarej lilijki", a na zakończenie "Płonie
ogień, jak serca gorący". W tym momencie na sali była
ta atmosfera. |
|
|
Zbiórka zakończyła się po
2 godzinach i 40 minutach wspólnym odśpiewaniem "Bratniego
słowa". Jeśli wierzyć relacjom harcerzy - rodzicom
podobała się bardzo, a nawet bardzo, bardzo. Nam też, bowiem
po raz trzeci w tym roku szkolnym (po Bieszczadach i Nocy
Desperatów) przekonaliśmy się, że "Łowcy przygód"
potrafią bardzo dużo zrobić, a wkładany wysiłek po stokroć
zwraca się w postaci satysfakcji. |
W przyszłym roku na zbiórkę z rodzicami przygotujemy
coś jeszcze bardziej ekstra! |
|