Ach,
cóż to był za ślub!
To po prostu musiało być wydarzenie! I było. Dwa
szpalery harcerzy pilnowały wejścia do kościoła, gdy zabytkową
Tatrą nadjechali państwo młodzi: Krzysiek w eleganckim garniturze,
z szerokim uśmiechem na twarzy, Justyna w oszałamiającej białej
koronkowej kreacji. Owacyjnie witani państwo młodzi weszli do
kościoła gdzie, w obecności blisko pięćdziesięciu harcerzy i ponad
setki członków obu rodzin, przyjaciół i znajomych oraz osób towarzyszących
złożyli uroczystą przysięgę małżeńską. Łzy
kręciły się w niejednym oku, wzruszenie odbierało dech, wszędzie
szeleściły chusteczki. Entuzjazmowi poddał się nawet mały Bartek
K., który próbował przedostać się na czworakach przed ołtarz (zapewne
celem wygłoszenia życzeń dla państwa młodych) co zostało niestety
uniemożliwione przez jego tatę. Ksiądz, znajomy młodej pary, nadał
radosnej ceremonii bardzo sympatyczny i osobisty charakter. Kiedy
wsunięto na palce obrączki z piersi zgromadzonych kawalerów wydarł
się cichy jęk: oto pierwszy z naszej starszoharcerskiej paczki
wstąpił na nową drogę życia! :-)
Kiedy świeżo poślubiona młoda para wyszła na światło
dzienne, powitał ją widok ustawionego w szyku bojowym szczepu
99 WDHiGZ. Przez chwilę na obliczu nowo poślubionych zagościła
niepewność... I wtedy ryknęły szkockie dudy, na państwa młodych
runęła lawina drobnych monet i wszędzie dookoła rozległy się radosne
wiwaty. Krzysiek, wybierając drobniaki zza uszu, kołnierza i dekoltu
małżonki uśmiechał się szeroko. Monety zbierano przez dobre 15 minut,
mimo chętniej pomocy ze strony zuchów i większości świadków zdarzenia.
Do państwa młodych ustawiła się długa kolejka chętnych do obdarzenia
ich kwiatami i życzeniami, odziany w kilt dudziarz grał coraz
to nowe melodie a niebo, od rana szare i zalewające świat deszczem,
rozstąpiło się i przepuściło kilka promieni słońca. Wierzcie lub
nie, ale składanie życzeń przeciągnęło się na blisko 45 minut;
tylu było chętnych do uściśnięcia dłoni pana młodego i pocałowania
uroczej małżonki :-).
Potem młoda para zasiadła w zabytkowym samochodzie
(zza kierownicy którego szczerzył zęby odziany w pilotkę druh
Wiktor) i odjechała żegnana radosnymi okrzykami. Wieczorem odbyło
się wesele a w niedzielę spotkaliśmy się po raz drugi by pobawić
się w gronie harcerzy i przyjaciół. Luciu i Justyna otrzymali
w darze od szczepu wygodny namiot ochrzczony "Chatką Luciaczków"
i wiele drobniejszych a miłych upominków, po czym bawiono się
hucznie do blisko drugiej w nocy. I ja tam byłem, sok i Colę piłem
, a co widziałem, to wam opisałem :-) |
|