BIESZCZADY
Relacja z wycieczki w Bieszczady
10.11-14.11.2004
W środę, 10 listopada 2004 roku, grupa "Łowców
przygód", w towarzystwie kilkorga "Druidów", zebrała
się pod szkołą 24 w celu wyjazdu w Bieszczady. Tutaj oczekiwał
już autokar firmy Dar-Bus (to kryptoreklama, ale świadoma, bo
firma jest OK. - polecamy!), który rychło wyruszył w drogę.
W autokarze przez pierwszą połowę drogi nikt nie
spał, a ci, którzy próbowali, mieli z tym duży kłopot, gdyż cała
reszta cały czas głośno rozmawiała i śmiała się. Główną aktywnością
wykazywała się część "Łowców" siedząca na tyłach Dar-Busa.
Gdy tył uspokoił się, a miejsca na środku autokaru (pomiędzy rzędami
siedzeń) zostały zajęte przez Arusa i przyjaciół, światła zostały
zgaszone, a ci, którzy jeszcze nie spali, zaczęli zasypiać z nudów.
Dojechaliśmy w na miejsce już w czwartek między
7 a 8 rano. Zakwaterowaliśmy się w trzech domkach w Bystrem koło
Baligrodu. "Druidów" Dar-Bus podwiózł troszkę dalej,
do Cisnej, ale to już inna historia.
W
jednym domku zamieszkały wszystkie dziewczyny, w drugim młodsi
chłopcy w towarzystwie Marcina i Pawła Bartosiewiczów, Druha Jarka
oraz Andrzeja Dyczkowskiego. W trzecim zagościli starsi chłopcy
pod opieką Piotrka Wąszewskiego. Chwilę po zakwaterowaniu się
oraz zjedzeniu czegoś, co potocznie nazywane jest śniadaniem,
wyruszyliśmy na "podbój" Baligrodu. Szliśmy oczywiście
drogą okrężną, przez różnego rodzaju błotka. Gdy wreszcie dotarliśmy
do Baligrodu, przeprowadziliśmy tam małą grę terenową polegającą
na ułożeniu po trzech pytań o trzech miejscach znajdujących się
w Baligrodzie: cmentarzu żydowskim, cmentarzu wojskowym (bardzo
piękny!) i rynku.
Po
ułożeniu pytań zawitaliśmy do knajpy "U Mariusza", gdzie
mogliśmy zjeść, na przykład, zapiekankę bez smaku, fasolkę pływającą
w czymś rzadkim, co tam (ciekawe, na jakiej podstawie) zostało
nazwane sosem bolońskim, bądź inną równie smakowitą potrawę (bigos
był super! - przyp. J.P.). Po "posiłku" wróciliśmy autokarem
do domków w Bystrem, gdzie mieliśmy dwie godziny wolnego, co niektórzy
wykorzystali na odsypianie czasu spędzonego w Dar-Busie, inni
na śpiewanie, a jeszcze inni na zabawy. Wieczorem, w ramach kominka,
sprawdziliśmy ułożone w Baligrodzie pytania, przedstawiliśmy sobie
nasze "role", jakie będziemy tam pełnić, poczym poszliśmy
do swoich domków gdzie po śpiewach, rozmowach i siedzeniu przy
ogniu w kominku spędziliśmy czas przed snem.
W
piątek po śniadaniu wskoczyliśmy w Dar-Busa, który dowiózł pierwszą,
mocniejszą grupę na trudniejszy szlak, a słabszą pod łatwiejszy
:]. Gdy mocniejsza grupa dotarła już do schroniska na Połoninie
Wetlińskiej, skąd rozciągały się piękne widoki, grupa łatwiejsza
już tam na nią czekała. Z Połoniny przez chwilę oglądaliśmy owe
wspaniałe widoki, po czym poszliśmy ścieżką prowadzącą wzdłuż
grzbietu. Z ostatniej połoniny schodziliśmy okropnie błotnistą
drogą (koleiny miały, spokojnie, ponad pół metra głębokości, i
były w całości wypełnione błotem!). Na szosie udało nam się trafić
na Dar-Busa, gdzie była już słabsza grupa ;-), która zeszła ze
szczytu nieco krótszą drogą. Autokarem pojechaliśmy do Pensjonatu
ZELMER. Tam zjedliśmy nieco tylko smaczniejszy niż dzień wcześniej
posiłek, ale zostaliśmy ostro skarceni za błotko, które nanieśliśmy
do jadalni ("Lepiej nie wracajcie już tu więcej!!!").
Tak zakończyliśmy aktywną część trzeciego dnia wyjazdu.
W
sobotę, po zjedzeniu porannego posiłku, podzieliliśmy się na 3
grupy: Najambitniejszą, Średnią i Najmniej Ambitną (zauważcie
te wielkie litery! ;-). Najambitniejsza grupa poszła na zabójczą
wyprawę w góry, a dwie słabsze grupy, połączyły się w jedną i
poszły razem. Gdy tylko wyruszyliśmy, zaczął padać deszcz i padał
coraz bardziej. Po jakimś czasie kilka przemokniętych osób ze
słabszych grup wróciło do domków, aby napalić w kominkach, wysuszyć
się oraz zrobić ciepłej herbaty. Reszta brnęła dalej w górę, poszukując
cisów, jednak napotkani przypadkiem drwale podpowiedzieli, że
to wcale nie ta góra :] i lepiej wracać, bo dalej już jest tylko
koniec drogi. To było jednak nic w porównaniu z losem Najambitniejszych,
spłukanych przez deszcz z drogi na Wołosań, których rozpaczliwie
wezwany na pomoc Dar-bus przywiózł w końcu w charakterze gąbek
kąpielowych z Raabego.
Resztę dnia przesiedzieliśmy grzejąc się i susząc
w swoich domkach, z małym wypadem na obiado-kolację, tym razem
już nie do ZELMERA, którego postanowiliśmy ukarać za średnio smaczne
jedzenie i niemiłą obsługę, czepiającą się naszych butków, lecz
do przyjemnej knajpki w Cisnej, z chyba najsmaczniejszym na tym
wyjeździe jedzonkiem. W międzyczasie deszcz przerodził się w śnieg.
Wieczorem mieliśmy jeszcze kominek podsumowujący wyjazd, w czasie
którego wszyscy się dobrze bawili. Pod koniec kominka wpadli do
nas zaśnieżeni "Druidzi", których ugościliśmy tej nocy
na glebie.
W niedzielę zajęci byliśmy już tylko porządkowaniem
domków i pakowaniem się do wyjazdu. Około godziny 10:30 wyjechaliśmy
Dar-Busem z Bystrego. W drodze do Warszawy nie zdarzyło się nic
szczególnego. Po drodze zatrzymaliśmy się w McDonalds w Radomiu.
Do Warszawy dojechaliśmy około godziny 18:54, skąd każdy poszedł
bądź pojechał w swoją stronę.
Tegoroczne Bieszczady nie ustępowały poziomem,
poprzednim wyjazdom w te właśnie góry, wszyscy byli zadowoleni
z wyjazdu i chodzenia po górach, a przez cały czas panowała wyśmienita
atmosfera. |
|