COŚ TRWAŁEGO,
POWAŻNEGO I POŻYTECZNEGO
Relacja z wyjazdu Rady Programowej Bazy w Rudawce
24-26 października 2003 r.
|
Droga
do Rudawki |
Zaczęło się wszystko bardzo obiecująco, bowiem
o planowanej godzinie wyjazdu (18.00) w piątkowy wieczór na miejscu
zbiórki stawiły się tylko 3 osoby z jednym samochodem. Jak się
okazało Paweł Bartosiewicz z przyczepą i załogą utkwił w korku
na Górczewskiej, Kośkowie przyjechali z dwoma psami i kwadransem
akademickim, zaś Arus zamelinował się na 18-tce Miśka, licząc
(słusznie, ale bezczelnie), że niżej podpisany zabierze go stamtąd
wraz z Agatą. Co w końcu się stało, ale była już godzina 19.00.
Trójsamochodowa kolumna przemknęła do Rudawki ze
średnią prędkością 80 km na godzinę (z postojem na bigos pod Wyszkowem),
co w świetle padającego śniegu i narastającego mrozu było wyczynem
nielada.
Lądowanie nastąpiło o 23.30, gdy wkroczyliśmy do
lodowatych pomieszczeń Bazy. Państwo Kośka (z inwentarzem) rozbili
biwak w sali kominkowej, Fotograf osiadł w części magazynowej,
którą zaczął sprytnie dogrzewać... suszarką do odbitek, zaś reszta
rozlokowała się w pomieszczeniach klasy lux, gdzie temperatura
w nocy miała spaść w okolice zera (na zewnątrz było ponoć -16!).
Ci co mieli ciepłe śpiwory spali tej nocy dobrze.
|
Puszcza
w zimowej szacie |
Poranek rozpoczął się od śniadania (nieco spóźnionego
- ok. 10.00), a następnie wręczania upominków dla Bazy i introspekcji
w poszukiwaniu odpowiedzi na proste pytanie: co my tu, do cholery,
robimy? Okazało się, że większość członków Rady Programowej zaangażowała
się w jej działalność, ponieważ chce zrobić coś trwałego, poważnego
i pożytecznego. Tym czymś ma być baza turystyczna i edukacyjna
w naszym magicznym "miejscu na Ziemi" czyli w okolicy
Mikaszówki i Rudawki. Motywacje czysto osobiste były dużo bardziej
urozmaicone, począwszy od "bo lubię!", poprzez "żeby
nie spleśnieć", aż do "zostawić swój ślad na Ziemi".
Taką szlachetną gotowością przepojeni przyjęliśmy
miłych gości - państwa Irenę i Wojciecha Baturów z Augustowa,
autorów przewodników po okolicy i wybitnych znawców historii Ziemi
Augustowskiej. Dwie godziny spotkania, ubarwionego licznymi anegdotami
i ciekawostkami, przeminęły jak sen złoty. Bardzo konkretnym efektem
tego spotkania był pomysł na rajd inauguracyjny we wrześniu 2004
roku, szlakiem śladów Aktu Tolerancji, wydanego przez cara w październiku
1905 roku.
Potem był czas wolny, spędzony, a jakże w terenie,
a o 17.00 spotkanie przy herbatce z leśniczym, Panem Sławomirem
Juszkiewiczem, który poczęstował nas szarlotką autorstwa swojej
żony. Po raz kolejny okazało się, że jest on naszym wspaniałym
sojusznikiem, który docenia dobre intencje harcerzy i będzie starał
się jak najbardziej pomóc.
|
Dziadek
Mróz
na bindudze Lelak |
Po podwieczorku odbyły się prace fizyczne: remont
kanadyjek, oklejanie mebli, wieszanie karniszy i krojenie zasłon.
Każdy mógł zrobić coś pożytecznego.
Wieczór wypełniło planowanie inwestycji i przedsięwzięć
programowych, jednak opis efektów tego wykracza poza ramy tej
notatki i stanie się zapewne tematem osobnej publikacji.
Noc upłynęła w ciepłej atmosferze, bowiem kaloryfery
i piec gazowy nagrzały powietrze do normalnej temperatury pokojowej.
Niedzielny poranek przyniósł miłe przebudzenie
(godzina snu dłużej z powodu przesunięcia zegarków!), dłuższą
rozmowę z panem Zbyszkiem Kozielskim o współpracy przy tworzeniu
izby regionalnej i remoncie drugiej części Bazy oraz podział zadań
programowych pomiędzy członków Rady.
Było supersympatycznie i jak zwykle w Rudawce,
nikomu nie chciało się wyjeżdżać.
|