Imprezy:
Szczepu
Hufcowe
Inne
Fotoreportaże 1
Fotoreportaże 2
Fotoreportaże 3
drużynowa 288 WDH "Watra", Hufiec Warszawa Praga-Południe
wędr. Ewa Pawłowska

Brązowa po bemowsku
Reportaż z kursu na BORM

Decyzja

To nie było trudne. W końcu co może być skomplikowanego w zapisaniu się na kurs pierwszej pomocy medycznej w stopniu III (brązowym)? Chyba jedynie trafienie do siedziby Hufca Warszawa Wola na Karolkową i poczekanie na Kysia, który miał ode mnie przyjąć zaliczkę... W zasadzie moja decyzja była szybka - idę. Przecież nie miałam nic do stracenia, poza kompromitacją i ewentualnym rozczarowaniem, ale z tym dałoby się żyć A nuż się czegoś nauczę? Może będę w stanie komuś pomóc (o ratowaniu życia jeszcze wtedy nie myślałam...)? Stało się Zarezerwowałam czas, zapłaciłam, przygotowałam się psychicznie na najgorsze. W zasadzie dwudziestoletnia drużynowa może spodziewać się dyskryminacji, jeżeli udaje się na kurs, na którym średnia wieku uczestników wynosi lat piętnaście. W porywach do szesnastu... Dlatego właśnie nadano mi pseudonim operacyjny "babcia". W każdym razie nie było już odwrotu. I dobrze, bo wiele by mnie ominęło.

Mały szpieg

6 luty. Czwartek. Godzina 10:35. Szkoła Podstawowa nr 63 przy ulicy Płockiej 30 na Woli. W suterenie krzątają się dzikie hordy umundurowanych harcerzy, a wokół nich wypchane stelaże, niezliczona liczba gitar i przeładowane konserwami reklamówki. Robię szybki rekonesans - obserwuje mundury, patrzę po stopniach i funkcjach, a na oko oceniam wiek moich towarzyszy, z którymi spędzę kolejne 4 dni... To brzmi brutalnie, ale to był mój pierwszy odruch. Jak się okazało, niesłuszny. I rzeczywiście poczułam się staro. Ale niedługo po pierwszym spotkaniu zdążyłam odmłodzić się o jakieś 3-4 lata, bawiąc się w niewinna grę integracyjna, która, mówiąc najprościej, polega na utrzymaniu się kilku osób na jednym skrawku papieru przez co najmniej 5 sekund. A to oznacza, ze trzeba się do siebie "zbliżyć" - dosłownie i w przenośni... Dla kogoś, kto taki etap zabaw traktuje jako zamierzchłe wspomnienie, ta forma integracji jest niczym innym jak.... powrotem do uczestniczenia w zabawie, a nie jej organizowaniem!!! I może to zabrzmi nienaturalnie, ale to się czasem przydaje właśnie tym, którzy zapomnieli, jak to jest się bawić, bo sami są od tego, by zapewniać rozrywkę innym. Ale oprócz mojego "sędziwego" jak na te warunki wieku, był jeszcze inny mankament. Pochodziłam z innego Hufca. W zasadzie można było wywnioskować, że jestem małym szpiegiem - nie odzywałam się zbytnio, wszystkich obserwowałam i ("na nieszczęście") miałam granatowy sznur. Ale wszystko było jeszcze przede mną.

A to było tak...

Ania, Lidka i Kyś - to podstawowa kadra kursu organizowanego przez Harcerską Grupę Ratowniczą "Bemowo". W wyszkoleniu żółtodziobów na ratowników medycznych ZHP wspierała ich kadra pomocnicza - około ośmiu osób z brązowymi odznakami wchodzących w skład HGR "Bemowo", działającej przy bemowskiej gminie. To właśnie im zawdzięczamy wykłady prowadzone do pierwszej gwiazdki na niebie w pochmurny dzień, nieprzespane noce, alarmy ratunkowe w najmniej spodziewanych momentach, zmasowane symulacje (często o nietypowych porach), hektolitry sztucznej krwi i zakwasy po przenoszeniu stukilowych poszkodowanych... To oni prowadzili parogodzinne wykłady, na których (z całym szacunkiem dla organizatorów) wszyscy szukali zapałek do oczu, bo w końcu zmęczenie dopada wszystkich. Ale nie na wykładach się kończyło. Dlaczego pozwolić dzieciom odpocząć chwilkę, dać godzinkę na poprawienie kondycji umysłowej? Nie! Niech ćwiczą... Symulacje, ćwiczenia, symulacje, ćwiczenia, symulacje.... To obok teorii było podstawą i na szczęście to, czego nauczyliśmy się na wykładach, można było wykorzystać w praktyce. A to przecież o to chodzi, by móc uratować komuś życie, a nie szczycić się brązem na prawej kieszeni munduru... Chyba wszystkim wyszło to na dobre - i tym, co szczęśliwym trafem zdali, i tym, którzy do ostatniej minuty się poprawiali oraz tym, którzy ten kurs organizowali. Widok krwi stal się naturalny, już nie ma obawy przed opatrywaniem kogoś ze szkłem w oku, wyrobiono w nas odruch zakładania rękawiczek, noszenia apteczki, no i ta krytyka za brak kontaktu z poszkodowanym... Widzę same plusy - zarówno organizacyjne, techniczne jak i czysto osobiste. Tutaj pokłony dla kadry kursu, która naprawdę nie miała łatwego zadania. Kurs się skończył, a wiedza i prowizoryczne doświadczenie pozostały. I czyż nie o to chodzi?

"Bratnia organizacja"

Nie potrafię stwierdzić, czy kurs ten był wyjątkowy, bo nie uczestniczyłam w żadnym innym. Ale był szczególny z bardzo nietypowego powodu. Jednym z uczestników kursu była harcerka ZHR - Aga. I można by było spodziewać się jakiegoś wzajemnego dystansu. Ale, co piękne, nic takiego nie miało miejsca. Żadnej wrogości, obojętności czy lekceważenia. Nazwała nas nawet "bratnią organizacją" i powiem szczerze, ze zrobiło to na mnie bardzo miłe wrażenie. Poczułam, ze nie ma barier, ze są one sztuczne, tworzone przez ludzi zawistnych, którzy nie rozumieją idei harcerstwa. A to smutne, bo ona sama powiedziała, "jestem tu nielegalnie". Agnieszka jest zresztą osobą, z którą chyba najbardziej zżyłam się podczas tych paru dni. Stałam się żywym przykładem tego, ze można tego dokonać.

Wyjść poza podwórko

Zdałam. Z poprawkami, ale zdałam. Przed egzaminem na fantomie znalazła się nawet osoba, która w zabawie skutecznie wykręciła mi rękę, co nie oszczędziło mi bólu podczas zaliczenia z RKO...W sumie moja średnia snu nie wyniosła powyżej 4h na dobę, a po każdej akcji zastanawiałam się, co oni jeszcze wymyślą, skoro kazali nam ratować ofiary ataku terrorystycznego dokonanego przez wychowanków domu poprawczego na zakład psychiatryczny... Poznałam wielu "małoletnich" i tych starszych, ale wartościowych ludzi i udało mi się nawiązać kontakty, które być może zapoczątkują współpracę między naszymi Hufcami. A na pewno przydałoby nam się to, bo wiele możemy się od siebie nauczyć i wyjść poza własne podwórko. Być może będziecie mieli okazje poznać paru z tych ludzi na Rajdzie Olszynka Grochowska (1 marca), na który w naszym imieniu zaprosiłam Hufiec Wola....

 
EFA