Imprezy:
Szczepu
Hufcowe
Inne
Fotoreportaże 1
Fotoreportaże 2
Fotoreportaże 3

plakietkaKRZYŻYK NA DROGĘ
Relacja ze zlotu Żółtego Liścia

Agata"Czy wszyscy są? Gdzie jest Misiek? O już idą...szybko, szybko...mamy 20 minut... Aaaaaaa!? Miotałam się lekko nieprzytomnie wśród 9 osób (zawrotna liczba), starając się zachować spokój. No, jeszcze tylko krzyżyk na drogę od Julii i... możemy iść. Tak, ona przyjedzie dopiero jutro. Zostałam sama, z tymi ludźmi na głowie, muszę ich dowieźć całych i zdrowych..., autobusem..., a potem PKS-em... hmm.... jasne..., przed oczami miałam czarne wizje Armageddonu... Na szczęście jestem tylko histeryczką ( i Brat był w pobliżu), więc nic strasznego się nie stało i około godziny 18 "Druidzi" wraz z "PKP"-em i "Przygodą" spokojnie zrzucali swoje plecaki w szkole, w Wólce Radzymińskiej. Powoli docierały też inne drużyny. Tak oto rozpoczął się tegoroczny Zlot Żółtego Liścia. Zakwaterowanie było różnorodne, kto chciał spał w cieplutkiej szkole, a kto chciał marzł w namiotach na przyległym boisku. Tutaj dostanę po głowie od wszystkich hardcorowców śpiących na dworze..., taaak, wiem, było Wam bardzo ciepło i przytulnie...:)

Wracając do zlotu, po kolacji odbył się "wieczorek zapoznawczy" ze śpiewankami, a po nim ciiiiiiisza nocna, w czasie której, jak zawsze, było najciekawiej. Sobota przywitała nas deszczem. Nie przeszkodził nam on jednak w "odstaniu" apelu na boisku, a przede wszystkim w pójściu na grę. Gra, "inna niż wszystkie typowo zlotowe" polegała na pomnażaniu swojego majątku. Bądź w pieniądzach, bądź w towarach, zależało to od profesji (kupiec, lub sklepikarz). Hmmmm...można się było przy niej nachodzić, a można tez było krążyć w jednym miejscu i zbić na tym majątek..."Druidzi" są leniwi, więc wybrali tą drugą możliwość... Niestety, nie mamy szczęścia w kartach, więc przegraliśmy pewną sumkę w karczmie (oczywiście zlotowej!)...Cóż, pewnie będziemy mieli szczęście w miłości...Po południu przybyła do nas Julia ("są wszyscy, w jednym kawałku, jesteś ze mnie dumna?!?"), odbył się jarmark, a wieczorem festiwal, na którym święciliśmy triumfy (1-sze miejsce!). Powoli dzień dobiegł końca. Ale tylko dzień dobiegł końca, bo my nie zamierzaliśmy nic kończyć. Ochotnicy (ja do nich nie należałam, wybrałam sen!) wyruszyli na grę nocną. Wiem o niej tylko tyle, że wiązała się z II Wojną Światową i skończyła ok. 5 rano... Niedziela? Sprzątanko i apelik. W klasyfikacji ogólnej zajęliśmy drugie miejsce, w związku z tym wracaliśmy raczej z tarczą, niż na niej lub pod nią. Po godzinnym oczekiwaniu na PKS, dotarliśmy do Warszawy, by tam, w swoich własnych łóżeczkach ostentacyjnie pójść spać!

 

Agata Tomaszuk