Mój pierwszy kontakt z harcerstwem to widok błyszczącego krzyża harcerskiego w klapie marynarki mojego pradziadka. Pradziadek miał ten krzyż zawsze przy sobie, jak każdą cenną dla niego rzecz. Nigdy nie widziałam, by dbał o coś bardziej niż o ten mały krzyżyk. Zawsze powtarzał, że to symbol jego postępowania, tego, w co wierzy, tego jak żył dotąd i jak żyć będzie aż do śmierci. Wtedy byłam jeszcze zbyt mała by zrozumieć o czym mówił. Wiedziałam jednak, że ten krzyż oznaczał tajemnicę, coś, co tkwiło w głowie pradziadka, w jego pamięci i opowieściach.

Gdy podrosłam, zaczęłam chodzić do szkoły podstawowej i rozumiałam trochę więcej, pradziadek opowiadał mi o swoim starszym bracie, który zginął podczas II wojny światowej walcząc w Szarych Szeregach. Opowiadał mi o swoim pierwszym kontakcie z harcerstwem, o tym jak sam został harcerzem i jak trudne do zrealizowania było to w czasie II wojny. Opowiadał o miłości i szacunku, których nauczyło go harcerstwo, o miłości i szacunku do ojczyzny, o miłości pełnej poświęceń, bólu i bohaterstwa. O miłości, która daje nadzieję i pozwala patrzeć ludziom prosto w oczy i mówić: "Ja kocham ten kraj."

Gdy miałam osiem lat, harcerstwo było dla mnie symbolem bohaterstwa, lecz nie tylko. Przede wszystkim było ono sposobem na spotkanie rówieśników, dawało szansę na ciekawe spędzenie czasu. Zaczęłam uczestniczyć w zbiórkach zuchowych. Co tydzień przeżywałam nową przygodę, poznałam wielu rówieśników, z którymi połączyła mnie wspólna zabawa i zajęcia. Jednak po dwóch miesiącach zabawa się skończyła. Moi rodzice zabronili mi chodzić na zbiórki. Według nich kończyły się one zbyt późno, a nikt nie miał czasu by przychodzić po mnie do szkoły o tej porze.

Na początku moje kontakty z harcerzami bardzo się rozluźniły, potem praktycznie zanikły. Próbowałam wypełnić tę lukę innymi znajomymi i zainteresowaniami: nauką języków, karate, zajęciami plastycznymi... Nic jednak nie dostarczało mi takiej przyjemności. Nadal poznawałam obyczaje harcerskie, co prawda w bardzo szczątkowym zakresie, ale to zawsze było coś. Zakamuflowane nieco wiadomości czerpałam głównie z książek Adama Bahdaja takich jak: "Do przerwy 0:1", "Stawiam na Tolka Banana" czy "Wakacje z duchami" lub z serii o Panu Samochodziku Zbigniewa Nienackiego. Jeśli nawet wśród moich znajomych byli harcerze, to nie wie-działam o tym - żadne z nich nie mówiło nic o tym, nigdy nie wspominali o harcerstwie, ani nie wyróżniali się niczym, co zwróciłoby moją uwagę.

Trochę ponad dwa lata temu na moją drogę znów wkroczyli harcerze. Znalazłam się wśród ludzi, którzy w podobny sposób jak ja patrzyli na świat, ludzi, życie. Wróciły dziecięce wspomnienia i opowieści pradziadka. Zaczęły się wieczorne rozmowy, propozycje wspólnych wyjazdów. Chętnie korzystałam z zaproszeń, ponieważ dobrze czułam się wśród tych ludzi. Żadne z nich nie oceniało nikogo pochopnie, czułam się wśród nich jak wśród starych i dobrych znajomych. Nikt z nich nigdy nie powiedział: "Ty jesteś tu nowa, nie masz pojęcia o czym rozmawiamy, więc siedź cicho". Wręcz przeciwnie, zachęcali do wypowiedzenia się na dany temat, wy-słuchiwali propozycji. Jednak lubiłam ich towarzystwo nie tylko dlatego, że czułam się akceptowana. Było coś, co sprawiało, że wracałam do tych ludzi myślami, coś, co intrygowało mnie ilekroć przebywałam w ich towarzy-stwie. Taka niewidoczna, a jednocześnie mocno wyczuwalna i silna więź. Nawet, gdy się kłócili, co przecież czasem zdarza się nawet w najlepszej rodzinie, ta więź wciąż była wyczuwalna. Czasem byłam obecna przy tym jak wspominali dawne czasy, obozy, zloty sprzed lat. W ich głosach słychać było: "Wiecie, to było fajne, ale pomyślcie ile jeszcze takich fantastycznych i niepowtarzalnych chwil przed nami!". Słuchając ich opowieści, we mnie obudziły się marzenia by też należeć do tej grupy, dzielić z nimi te fantastyczne chwile. I to jest właśnie to, co w pierwszej chwili przyciągnęło mnie do harcerstwa - opowieści, wspomnienia tak żywe, że prawie widziało się osoby, zdarzenia, sytuacje. Zupełnie jakby samemu brało się udział we wszystkich imprezach, zlotach, obo-zach. Jakby samemu miało się okazję poznać tych wszystkich ludzi z gawęd.

Swój pierwszy wyjazd traktowałam jak przygodę, szansę na skosztowanie czegoś nowego, czegoś, z czym nigdy wcześniej nie miałam do czynienia. Prawdę mówiąc, bałam się, że sobie nie poradzę. Gdy przyjechałam na miejsce kilka dni po rozpoczęciu obozu przeżyłam szok. Bałam się, że harcerze będą traktować mnie z rezerwą, bo jestem "obca", nie mam zielonego pojęcia o obozowym życiu. Tymczasem czekała mnie niespodzianka. Okazało się, że to ja podchodzę do wszystkich z dystansem, tworzą wokół siebie niewidzialny mur, oni zaś są przemili i bardzo pomocni we wszystkim. Pokazali mi, że nawet taki mieszczuch jak ja, spędzający prawie każde lato w Warszawie potrafi poradzić sobie z obozowym życiem. Dla mnie było to coś nowego: mieszkać w lesie pod namiotem, bez bieżącej wody, bez telewizji i jeszcze czerpać z tego radość - jeśli kilka lat temu ktoś powiedziałby. Że będę tak spędzać wakacje, to po pierwsze nie uwierzyłabym mu, a po drugie wyśmiałabym i skazała na banicję za głoszenie herezji. Teraz nie wyobrażam sobie innego sposobu na spędzenie wolnych dni. Rok temu pojechałam na obóz jako opiekunka w kolonii zuchowej. To było dla mnie kolejne nowe do-świadczenie. Wyjeżdżając do Mikaszówki nie wiedziałam nic o pracy z dziećmi. Po raz kolejny bałam się, że nie podołam obowiązkom, nie spełnię oczekiwań. Bałam się, że dzieciaki nie dadzą mi żadnych szans (zupełnie jakby wszystkie zmieniały się na obozie w małe bestyjki, które wchodzą na głowę każdej nieznajomej osobie). I znów udowodniono mi jak bardzo się myliłam. Dzieciaki były wspaniałe i chociaż czasem pojawiały się nowe problemy, to wystarczyło, że naprowadzono mnie na rozwiązanie, pokazano mi, co należy robić w takiej sytuacji, a nie sprawiało mi to więcej kłopotu. Poradziłam sobie, co więcej spodobało mi się. I tak naprawdę mojego entuzjazmu nie było w stanie nic zburzyć: ani chłopiec, który codziennie bombardował wszystkich pytaniami, na które nie znałam odpowiedzi, ani dziewczynki płaczące w środku nocy, ani parę nieprzespanych nocy pod rząd. Kilka miesięcy później pojechałam na swój pierwszy zlot harcerski. Zlot Żółtego Liścia. Poznałam go od strony organizatorskiej. Brałam udział w przygotowywaniu gry nocnej i muszę przyznać, że nigdy jeszcze nie ubawiłam się tak bardzo, nigdy wcześniej również nie jeździłam nocą rowerem bez oświetlenia po lesie. Na innym zlocie - Iluzjach - po raz pierwszy uczestniczyłam w harcerskiej grze dziennej. Do tej pory nie miałam nawet w ręku kompasu czy busoli, nie mówiąc już o tym, że nikt mi nigdy nie pokazał w jaki sposób wyznaczyć azymut. Ostatnio ukończyłam kurs pierwszej pomocy, na ratownika medycznego III stopnia. Muszę powiedzieć, że zafascynował mnie ten temat. Dowiedziałam się w jaki sposób skutecznie unieruchomić złamane kończyny, jak pomóc osobie chorej na epilepsję, oparzonej czy też osobie, która zatruła się lekami. W przyszłości chciałabym ukończyć kursy o większym stopniu wtajemniczenia.

Podczas tych wszystkich wyjazdów nauczyłam się organizacji pracy i czasu, większej tolerancji, otwartości. To wszystko okazało się bardzo ważne w życiu codziennym. Dzięki temu potrafię poradzić sobie z rosnącym każdego dnia zakresem obowiązków. Bez większych problemów łączę studia dzienne z pracą, zajęciami dodatkowymi, spotkaniami z przyjaciółmi, wyjazdami. Okazuje się, że zostaje jeszcze sporo chwil wolnych. Harcerstwo nauczyło mnie, że nawet jeśli czegoś nie lubisz, a podejdziesz do wykonania tego z entuzjazmem, uśmiechem i optymizmem, praca ta stanie się przyjemniejsza, łatwiejsza i szybciej ją wykonasz. Mimo, że har-cerstwo uczy wielu rzeczy i przedstawia same pozytywy, to jest jednak coś, co może zniechęcić troszkę do dzia-łania w harcerstwie osobę, która tak jak ja rozpoczyna to działanie w wieku lat dziewiętnastu czy dwudziestu. W tym wypadku właśnie wiek może stać się przeszkodą. W większości harcerze w moim wieku mają już duże doświadczenie, pewien staż. Także ludzie w drużynie, chociaż młodsi, mają więcej doświadczenia. Czasem człowiek boi się odezwać, by nie zostać zakrzyczanym, że źle mówi, bo nie ma pojęcia o danym temacie. Na szczęście to się nie zdarza, więc jedynym problemem staje się przełamanie barier narzuconych przez samego siebie, zaciśnięcie zębów, nie poddawanie się i dążenie do postawionych sobie celów z uśmiechem.

Harcerstwo daje mi ogromną szansę na samokształcenie, naukę nowych umiejętności, doskonalenie tego, co już umiem. Pozwala na kształtowanie charakteru, poznanie samego siebie, odkrywanie coraz to nowych barier w sobie i pomaga pokonać je, zwalczać wady. Harcerstwo daje mi poczucie bezpieczeństwa, akceptacji, daje możliwość zawarcia nowych znajomości, poczucie unikalnej więzi, której tak pragnęłam, dodaje pewności siebie i pomaga zwalczać nieśmiałość, teraz mniejszą każdego dnia. Harcerstwo uczy także wytrwałości i cierpliwości. Harcerstwo jednak to nie tylko wspaniałe możliwości samokształcenia, to również służba. Służba to dla mnie pomoc innym, działanie dla innych ludzi. Służbą społeczeństwu może być honorowe krwiodawstwo, udział w zbiórkach pieniędzy, pomoc starszym ludziom w robieniu zakupów czy organizacja imprez okolicznościowych lub festynów (np. z okazji Dnia Dziecka, Dnia Ziemi). Służba harcerska harcerza starszego to, moim zdaniem, pomoc w organizacji lub zorganizowanie zajęć dla zuchów bądź harcerzy młodszych, zlotów lub obozów. Służba harcerska to również działanie na szczeblu drużyny, szczepu, hufca... Moją służbą jak do tej pory była zbiórka pieniędzy w ramach kolejnych finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, praca w kolonii zuchowej w zeszłym roku, pomoc przy organizacji Żółtego Liścia... W najbliższym czasie będę jedną z organizatorów zawodów paintballowych dla niepełnosprawnych, które odbędą się w maju w Warszawie. W tym roku wyjeżdżam ponownie jako opiekunka w kolonijce zuchowej. Chciałabym związać się z Gromadą Zuchową i działać pomagając w organizacji zbiórek i zajęć (nie zaniedbując oczywiście obowiązków harcerza starszego i obowiązków wobec drużyny), jednak ze względu na niedawno podjętą pracę i uczelnię (w przyszłym roku będę pisać pracę licencjacką), byłaby to współpraca okazyjna bądź okresowa. Planuję również do końca tego roku zamknąć z pozytywnym rezultatem próbę na Wędrowniczkę. Chciałabym zdobywać kolejne specjalizacje, po-nieważ pozwolą mi one pozyskać nowe umiejętności, które zawsze się w życiu przydają.